Dlaczego nie lubię majówki?

Redakcja
08.05.2024

Komentarz Grzegorza Wiśniewskiego, CEO Soluma Group, redaktora Mindly.pl

Majówka. Słowo-klucz, którym w tych czasach można uzasadnić wszelkie zaniedbania, opóźnienia, niedostępność i łamanie wcześniejszych ustaleń. Właśnie weszliśmy w ten okres, dzięki czemu mam chwilę na napisanie tego krótkiego komentarza. I wcale się z tego powodu nie cieszę.

Majówka dezorganizuje pracę w absurdalnej wręcz skali

Wypoczynek jest ważny – tutaj pełna zgoda. Drażni mnie natomiast nasze ogólnonarodowe podejście do majówki, które, mam nieodparte wrażenie, z roku na rok zmienia się na gorsze. Jeszcze kilka lat temu było jasne, że klienci i współpracownicy są niedostępni przez 2-3 dni na początku maja. Dziś ta niedostępność wydłuża się często do tygodnia i dłużej.

Nie chodzi o układ kalendarza. Z rozmów z klientami i współpracownikami wiem, że dla wielu z nich nie ma znaczenia, czy 1 i 3 maja, a więc dni ustawowo wolne od pracy, przypadają np. w poniedziałek i środę, czy może w piątek i w niedzielę. I tak robią sobie dłuższy urlop, uzasadniając to mityczną majówką.

Teoretycznie nic mi do tego, ale problem polega na tym, że obecnie ostatnie dni kwietnia i co najmniej pierwszy tydzień maja są okresem totalnej kanikuły, w którym nie sposób niczego załatwić. Projekty leżą odłogiem, nikt ich nie akceptuje, wielkim zaszczytem jest otrzymanie odpowiedzi na maila. Ta sytuacja całkowicie dezorganizuje pracę firm, które nie traktują majówki jako „dodatkowych wakacji”, ale starają się normalnie funkcjonować, na przykład pracując 2 maja (który, przypominam, jest normalnym dniem pracującym, o ile przypada w dniu roboczym).

Przykład z życia

Cykl pracy agencji marketingowej wyznaczają aktualnie realizowane projekty. Jeśli prowadzimy kampanię na rzecz klienta, to po wypracowaniu optymalnego schematu działania staramy się go trzymać, aby np. systematycznie tworzyć nowe treści na blog czy publikować artykuły sponsorowane na potrzeby kampanii SEO.

Załóżmy, że klient zawsze otrzymuje propozycje tematów do opracowania przed końcem miesiąca. Po ich akceptacji nasi copywriterzy piszą artykuły, które następnie są publikowane zgodnie z ustalonym harmonogramem. No i przychodzi okres majówki.

Klient oczywiście nie uprzedza, że będzie niedostępny. Nie odpowiada na maile, nie odbiera telefonu. Akceptuje tematy dopiero w drugim tygodniu maja, a więc mamy cały tydzień opóźnienia, którego nie da się tak po prostu nadrobić. Wymaga to albo pracy po godzinach (za którą ktoś musi zapłacić), albo zmniejszenia liczby publikacji, co automatycznie odbije się na kampanii. Klient będzie mieć pretensje i zrobi się nerwowo. To przecież „wina agencji”, a nie klienta, który nie trzymał się ustaleń i nie wyznaczył nikogo w zastępstwie, bo „jest majówka”.

Najgorsze w tym wszystkim jest natomiast to, że doszliśmy do etapu, w którym klienci są zdziwieni, że my jesteśmy zdziwieni faktem braku kontaktu. Jak to? Nie odpoczywacie w majówkę? Nie zamykacie agencji na cztery spusty, bo są DWA dni wolne od pracy na początku miesiąca? No nie, u nas tak to nie działa, ponieważ traktujemy naszych klientów poważnie i organizujemy pracę w taki sposób, aby nie występowały żadne przesunięcia, opóźnienia itp.

Jak na złość majówkowe szaleństwo przypada na kilka tygodni przed sezonem urlopowym, kiedy to komunikacja z klientami jest jeszcze bardziej utrudniona. W efekcie mamy nagromadzenie opóźnionych projektów (nie z naszej winy), które trzeba nadgonić przed tym, jak pracownicy agencji wyjadą na dłuższe urlopy. Klienci kompletnie o tym nie myślą, co z roku na rok coraz bardziej irytuje.

Nie mam nic do samej idei majówki. Życzę każdemu, aby było go stać na ciągłe wakacje. Jeśli jednak klient nawiązuje współpracę z agencją i oczekuje od niej pełnego zaangażowania, to sam powinien prezentować podobną postawę i przynajmniej pokusić się o poważne traktowanie swojego partnera – niezależnie od tego, czy zbliża się majówka, czerwcówka, sierpniówka, listopadówka czy święta.  

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie