
„Proszę złożyć wniosek przez formularz”. „Ale ja nie mam konta”. „To trzeba założyć przez aplikację”. „Nie mam smartfona”. „To proszę poprosić kogoś młodszego”. Ten dialog odbywa się w polskich urzędach i przy okienkach banków częściej, niż byśmy chcieli. Transformacja cyfrowa przyspieszyła, ale nie wszyscy mają do niej równe dojście. Felieton o tym, że cyfryzacja jest wspaniała — dopóki pamięta o człowieku.
Miasto vs. wieś, młodzi vs. seniorzy, osoby z niepełnosprawnościami, obywatele w migracji, osoby z długami odcięte od podstawowych usług bankowych. Dla jednych e-recepta jest cudownym skrótem, dla innych — ścianą tekstu, która nie mieści się w pamięci telefonu. Nie chodzi o „brak chęci uczenia się”; chodzi o brak równego startu: braki w sprzęcie, zasięgu, pieniądzach, wsparciu i języku, którym system do nas mówi.
Przerzucenie ciężaru na obywatela („proszę sobie poszukać w internecie”) jest tanie tu i teraz, ale drogie za chwilę. Rodzi nerwy, kolejki, błędy, a czasem rezygnację. Zamiast doganiać społeczeństwo rozporządzeniem, lepiej je poprowadzić: wyznaczyć standardy dostępności, finansować punkty wsparcia, szkolić urzędników, którzy tłumaczą równie chętnie, co wymagają. Cyfryzacja bez „tłumaczy” jest jak nowa autostrada bez zjazdów.
1. Drugi kanał zawsze żyje: obok formularza online — telefon i okienko. Nie dla „opornych”, tylko dla tych, którym cyfrowość obiektywnie przeszkadza. 2. Język człowieka: zdania krótkie, bez żargonu; test zrozumiałości na grupie docelowej. 3. Asystenci cyfrowi: dyżury w bibliotekach i domach kultury, gdzie ktoś ręka w rękę pokaże, jak ustawić profil zaufany, jak odebrać e-receptę, jak założyć konto w banku. 4. Projektowanie z osobami, nie dla osób: konsultacje z seniorami, z osobami niewidomymi, z cudzoziemcami. 5. „Papier jest OK”: nie karzmy za użycie papieru, kiedy on działa lepiej; nie wszystko musi być aplikacją.
Sektor finansowy ma olbrzymią władzę włączania i wykluczania. Gdy aplikacja nie działa na starszych telefonach, problemy zaczynają się od zakupów, a kończą na emeryturze. Urząd ma władzę jeszcze większą: decyduje, czy obywatel czuje się u siebie. Jeśli „u siebie” zaczyna się od „załóż konto”, to nie jest „u siebie”. Trzeba odwagi, by powiedzieć: nawet jeśli 90% załatwia online, to 10% nie może być stratnych. I to jest test nowoczesności — nie szybkość „dla większości”, tylko godność „dla wszystkich”.
Technologia potrafi być czuła: przyciski większe o dwa piksele; kontrast przyjazny oczom; możliwość załatwienia sprawy „na kogoś” — pełnomocnictwo cyfrowe dla osoby bliskiej; aplikacja, która działa offline; szerokość pasma wystarczająca na wsi. Brzmi jak detal? Dla kogoś będzie to rewolucja.
Cyfrowe państwo bez analogowego serca jest szybkie i zimne. Szybkość jest pożądana, chłód — nie. Pomiędzy aplikacją a człowiekiem musi stać pośrednik: uśmiech w bibliotece, projektant z notesem, urzędnik, który powie: „zrobię to z panią”. Wtedy cyfra staje się językiem, a nie murem.
Autor: Grzegorz Wiśniewski, red. naczelny Mindly.pl, CEO Soluma Group, CEO Soluma Interactive.