FANTASTYCZNA JEREMIADA
Dzięki inicjatywie Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej gdańscy miłośnicy fantastyki mieli w tym roku możliwość naprawdę wyjątkowego odświętowania Światowego Dnia Książki. W dniu 23 kwietnia zostaliśmy zaproszeni na spotkanie autorskie z dwojgiem popularnych twórców literatury fantastycznej – Mają Lidią Kossakowską i Jarosławem Grzędowiczem.
Wyczekiwałam tego wieczora bardzo niecierpliwie, gdyż na paru ostatnich konwentach moja nadzieja na spotkanie znakomitej pary pisarzy zmieniała się w rozczarowanie, gdy organizatorzy odwoływali ich przyjazd. Spytani o powód – państwo Grzędowicz wyjaśnili, iż ustalenia były dokonywane ze zbyt dużym wyprzedzeniem w stosunku do ich planów pisarskich. Tym razem udało się sfinalizować wizytę i mogliśmy przez dwie godziny obcować z dwójką pisarzy, których książki czytał chyba każdy polski miłośnik fantastyki.
Prowadzący spotkanie Przemek Marczewski pytał zarówno o plany twórcze na najbliższy okres, jak i o stosunek gości do najnowszych zjawisk literackich, zaś obecna na spotkaniu młodzież chciała dowiedzieć się jak najwięcej o tajnikach warsztatu pisarskiego.
Dowiedzieliśmy się zatem, że do Świata Pomiędzy raczej w najbliższym czasie nie wrócimy, ale za to doczekamy się kontynuacji „Siewcy wiatru”, zatytułowanego „Zbieracz burz”. Maja z pasją opowiadała o literackich odwzorowaniach mitów – ale spytana, czy po czerpiącej z podań Jakutów „Rudej Sforze” przyjdzie pora na inspiracje bardziej swojską mitologią słowiańską, wyjaśniła, że wiedza na ten temat jest zbyt mała, poza tym ona sama jako absolwentka archeologii śródziemnomorskiej skłania się bardziej ku południowym terenom i pracuje właśnie nad książką „Upiór południa”, na którą złożą się cztery mikropowieści. Obecnie jest w trakcie bardzo szczegółowego researchu, dotyczącego m.in. realiów afrykańskich.
Zarówno Maja jak i Jarek podkreślali, że pisarz raz skojarzony z określonym motywem ma duży problem z wypromowaniem kolejnego dzieła o odmiennej tematyce. W przypadku Jarka dopiero sukces „Pana Lodowego Ogrodu” uwolnił go częściowo od etykietki specjalisty od demonów, zaś Maja pomimo całego dorobku jest cały czas kojarzona przede wszystkim z tematyką anielską.
Ciekawie potoczyła się rozmowa na temat najnowszych trendów w literaturze fantastycznej, z New Weird na czele. Goście zarzucili większości anglosaskich twórców New Weird brak podstawowej logiki, wiedzy i oryginalności oraz obfite czerpanie z wątków literatury mainstreamowej, nieznanej sporej części czytelników fantastyki. Jako przykład podali pisarstwo Mieville’a, zawierające wiele motywów z twórczości Mario Vargasa Llosy.
Maja w przezabawny sposób opisała swoją przygodę z pewnym czytanym w samolocie opasłym dziełem „na literę M”, które było tak beznadziejne, że perspektywa awaryjnego lądowania wydała się jej wspaniałą odmianą. Grzędowiczowie pochwalili natomiast młodego polskiego pisarza Rafała Orkana za niedawno wydany debiut „Głową w mur”.
Oboje państwo Grzędowicz są świetnymi gawędziarzami obdarzonymi iście fantastycznym poczuciem humoru, raczyli więc widzów licznymi dykteryjkami ze swojej pisarskiej codzienności. Lokum w centrum Warszawy nie jest idealnym miejscem pracy twórczej, spędzają więc jak najwięcej czasu w domku na działce, gdzie łatwiej się odizolować, natchnienia nie zakłócają bezsensowne telefony (na przykład z pytaniem, kiedy skończą książkę), a jednym towarzyszem jest kot, nieco zdumiony ich długotrwałym bezruchem przed świecącymi ekranami.
Kocisko żyjące w tak utalentowanym towarzystwie teŜ przejawia ciągotki do twórczego posługiwania się komputerem (choć nie rozpoczyna powieści jak pupil innego pisarskiego małżeństwa, Diaczenków) i pozostawia na nim ślady tajemniczej działalności. Młodzież była bardzo zainteresowana szczegółami technicznymi. Pytano o zasady planowania zarówno najbliższych rozdziałów, jak i całości powieści. Okazuje się, że Maja zaczyna od pisemnego konspektu całości, zawierającego nawet kilkaset punktów, zaś Jarek ma ogólne pojęcie o przebiegu fabuły i kieruje się przede wszystkim poczuciem, że to co pisze, jest logiczne i naturalne. Czasem bohaterowie sprawiają mu niespodzianki i domagają się innych działań i zachowań, niż te dla nich zaplanowane.
Najczęściej pierwsza korekta dokonuje się po napisaniu akapitu, toteż nie jest konieczne kasowanie dużych partii tekstu. Zabawnie zabrzmiało stwierdzenie, że książka podoba mu się dopóki ją pisze, zaś gdy zagląda do wcześniej napisanej powieści (np. w celu sprawdzenia imienia czy szczegółu), jest zszokowany, ze mógł coś takiego stworzyć! Dużo śmiechu było też podczas wywodu o zasadach wymyślania imion dla bohaterów. Język polski sprawia tu określone trudności, traktując specyficznie nazwiska znaczące, wskutek czego demoniczny bohater o równie demonicznym nazwisku śmieszyłby zamiast straszyć.
Nie mogło zabraknąć pytań o plany wydań zagranicznych. Niestety, ekspansja na Zachód nie jest raczej przewidziana, m.in. z powodu wymagań tamtejszych agentów i wynikających z nich trudności ze znalezieniem odpowiedniego tłumacza, ale wydania za wschodnimi i południowymi granicami są jak najbardziej realne.
Po dwugodzinnym spotkaniu państwo Grzędowicz jeszcze przez dłuższy czas rozmawiali z fanami (w tym z grupką przedstawicieli GKF) i rozdawali autografy – również na książkach, które dzięki uprzejmości organizatorów można było nabyć na miejscu. Ja osobiście wyszłam z biblioteki ściskając pod pachą egzemplarze „Księgi jesiennych demonów” oraz „Zakonu Krańca Świata” z cennymi podpisami.
Dziękujemy, Maju i Jarku, no i zapraszamy jak najszybciej ponownie do Gdańska! Ogromne podziękowania także dla szefowej i pracownic Filii nr 1 WiMBP w Gdańsku – nota bene wielkich miłośniczek fantastyki – za inicjatywę i świetną organizację spotkania.
Tekst i zdjęcia: Gata
Informator Gdańskiego Klubu Fantastyki