MUZYCZNY RUBIK-ON

Mariusz Siwko
09.09.2015

Historia muzyki zna niewielu naprawdę wielkich mistrzów batuty, dla których muzyka nie stanowi w żadnym razie dziedziny ogłupiałej, a więc i ogłupiającej komercji, lecz jest czystym, uduchowionym pięknem, najwyższą duchową potrzebą, twórczością przez duże T, najwyższym stopniem metafizyki natchnienia. Możemy z satysfakcją odnotować ich pełne skromnego wyciszenia istnienie, tych wielkich mistrzów, stworzonych jedynie ku realizacji wielkich celów, ku temu, by wraz z każdym swym nowym dziełem codziennie przekraczali szlachetny Rubikon sztuki.

Zanim o nich powiemy, a zwłaszcza o jednym szczególnie zasłużonym, o którym nie wspomnieć nie godzi się wręcz, i by nasza gwiazda (notabene nasz bohater wręcz brzydzi się określeniem „gwiazda” i dlatego każe się jedynie skromnie nazywać… „maestro”) mogła tym jaśniej zabłysnąć, dla kontrastu postawmy przy nim tych parę jego muzycznych przeciwieństw, wyblakłych gwiazd fałszywej sławy. Na początek niechaj nam stanie do oczu ów podejrzany kantor od św. Tomasza, niejaki Bach z całą swoją podejrzaną rodzinką – wszak wszyscy jego synkowie również muzykowali, z równie miernym, nazwijmy dziś wreszcie rzecz po imieniu, skutkiem – przy czym zwracam uwagę Czytelników, iż zachodzi tu zjawisko wyraźnej rodzinnej protekcji, a to już jest karalne. Proponuję, by wreszcie zajął się tą sprawą jakiś porządny, uczciwy prokurator (nawet znam jednego takiego, bardzo gorliwego… )

Dalej Beethoven: ten z kolei, ot tak po prostu, postanowił nie przestrzegać żadnych kanonów ani zasad muzycznej budowy dzieła, pisał według własnego widzimisię, nie bacząc czy to widziwamsię czy w ogóle widzikomuśsię, mawiając o sobie: jestem Beethoven, więc tworzę tak, jak mi się podoba, a skutek tej kabotyńskiej brawury da się usłyszeć w każdym z jego pożałowania godnych dzieł. Wreszcie ten, jak mu tam… Mozart. Ten to już w ogóle jaja sobie robił. No bo zważcie sami, czy jest rzeczą możliwą, by umieć grać już w wieku lat trzech, a w wieku pięciu skomponować pierwszy koncert? Albo żeby uprawiać wszystkie dostępne w jego czasach formy i gatunki muzyczne i we wszystkich tworzyć arcydzieła? W tym musi być ukryty jakiś szwindel albo ten Mozart musiał słono opłacać naprawdę niezłego „pijarowca”. Lecz nie bądźmy już więcej okrutni – i w myśl humanitarnej zasady, by nie kopać leżącego, nad pozostałymi spuśćmy zasłonę wstydliwego milczenia.
Za to nasz maestro, z czego możemy być dumni, lśni blaskiem prawdziwego,  w pocie czoła wypracowanego talentu. Gladiator współczesnej muzyki, tytan batuty, czarodziej partytury, każdym nowym dziełem przemierzający meandry dźwiękowej metafizyki. Takiej głębi przekazu tudzież jednoznaczności treści nie było od czasu, od czasu… no, mniejsza z tym.

Muzyczny jeleń na rykowisku najczystszej maści. Dziś już nikt nie zaprzeczy, że jego dzieła odcinają się zdecydowanie od pozostałej rodzimej muzy, w którą maestro tchnął ducha nowości. Jest urodzonym rewolucjonistą, stworzonym do wytyczania nowych szlaków, obalania utrwalonych kanonów sztuki i wstawiania w ich miejsce swoich własnych, zgodnych z wrodzonym wyczuciem i pojmowaniem istoty piękna (o czym świadczyć może już choćby sam wygląd maestra). Tym samym stworzył nowy, arcyambitny kierunek muzyczny, który pozwolę tu sobie określić mianem muzyki klaskanej, z angielska zwanej „everybody clap your hands”.

Oto droga, którą winna podążać muzyka XXI wieku, świetlista droga w przysz-łość, wyrażona braterskim uderzaniem dłoni w dłoń, jako wyraz pełnego porozumienia, radości życia tudzież nieograniczonej płycizny muzycznej formy. Cóż to za efekt, porywającej serca metafizycznej więzi łączącej wykonaw-ców, gdy w rytm ogłuszającego walenia w kotły, fortissimo chóru ryczącego nad głową, czterech wyselekcjonowanych solistów klasz-cze w dłonie, wyśpiewując iście hamletowskie rozdarcie, ujęte w formie pytania: czy to jest miłość, czy to nie miłość? Czyste, dziewicze piękno i wzruszająca nicość środków wyrazu.

A przy tym jaka skromność i szacunek dla samej muzyki tudzież dla wrażliwości meloma-nów. Wszak maestro niżej oratorium nie schodzi. I słusznie, co się będzie artysta takiej miary rozmieniał na drobne przy marnych piosenczynach. Pisze zatem jedno po drugim, po drugim trzecie, niemal na każdy podrzucony temat. Oratoria, kantaty, psałterze, a co! Szlachetna i jakżeż grafomańska gigantomania. Bo gdy zagra się taki np. psałterz i kiedy zawali zdezorientowanych słuchaczy lawiną dźwięku, to oni wtedy muszą upaść na kolana. No, muszą, innej rady nie ma! A za życia stworzy się legenda i można wykreować sceniczny image, by o szacuneczku w oczach słuchaczy już nie wspominać. A i kasiorka popłynie…

Cóż za zachwycający przerost formy nad treścią, kiedy orkiestra, chór i czterej soliści (tyle samo, co u Mozarta w Requiem!) – gdy to wszystko razem wreszcie zabrzmi, musi przecież budzić respekt. I budzi. Nikt przecież nie ośmieli się skrytykować oratorium dla Papieża, kantaty z okazji ileś-tam-setlecia lokacji szacownego grodu, bądź czegoś tam jeszcze. Wszystko równie miałkie w formie, jarmarczne w treści, nacechowane przepiękną pustką muzycznej myśli, przygniecione ciężarem orkiestry, chóru i sztabu solistów, które spadają na serce słuchaczy jak odwieczne tatrzańskie głazy. A wszystko po to, by zagłuszyć i oszukać muzyczną nicość, wyzierającą zza tej ogłuszającej zasłony.

A nad całością czuwa On – maestro, swym kaduceuszem wprawiający w ruch ów bajecznie rozmigotany muzyczny cyrk.
Przyznam się Wam – nikomu dotąd o tym nie mówiłem, bo było to moją cichą tajemnicą – że w moich zbiorach płytowych dyskografia maestra zajmuje miejsce poczesne. Zbieram wszystkie jego płyty, bo przecież nie mogę, ba, nie wolno mi przegapić żadnego z poczynań mistrza na muzycznej niwie. To jest niejako mój obowiązek. Chcę wiedzieć czym wstrząśnie, czym zaskoczy, a czym rozbawi do łez. Choć znów nie będą to łzy wzruszenia…

A gdy nadejdzie kiedyś taki dzień, kiedy uda mi się spotkać mistrza osobiście, wtedy poproszę go o autograf i drżącą z przejęcia dłonią podam mu do podpisania jedną z wielu jego płyt, które kupiłem w sklepie za ciężkie pieniądze.

Habas
Informator Gdańskiego Klubu Fantastyki

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie