SEMINARIUM PÓŁLITERACKIE 5-7 marca 2010 r.

Jerzy Biernacki
07.09.2015

Pokolenie” („The First Generation”) przeprowadza tzw. Seminarium Półliterackie. Za każdym razem Seminarium odbywa się w innym miejscu – w promieniu 150 km od Gdańska. Logistycznie wygląda to tak, że wynajmujemy na weekend niewielki ośrodek (20-25 miejsc) z wyżywieniem.

Seminarium ma głównie charakter towarzyski i krajoznawczy, ale zawsze kilka godzin poświęcamy na prelekcje i dyskusję na wybrany temat literatury SF lub Fantasy. Dawniej zajmował się tym Marek Michowski, a od kilku lat – niżej podpisany.

W tym roku zdecydowaliśmy się na Dom Rybaka w Nowej Pasłęce (koło Braniewa), leżącej nad Zalewem Wiślanym – kilka kilometrów od granicy z Rosją (obwód kaliningradzki).

Zwykle wynajmowaliśmy autobus, ale tym razem wszyscy jechali samochodami osobowymi. Część pojechała rano, a nasza grupa (3 samochody) wyruszyła dopiero po popołudniu. Zimowe śniegi już stopniały, więc drogi były przejezdne. Za Elblągiem jednak dopadła nas zamieć śnieżna. Na wąskiej, leśnej szosie, we wczesnych ciemnościach, zrobiło się całkiem niesympatycznie. Po drobnych perypetiach dojechaliśmy wreszcie do Braniewa. Jeszcze 7 km i jesteśmy w Nowej Pasłęce.

Rozmieściliśmy się w Domu Rybaka, w dwuosobowych pokojach, i zeszliśmy na obiadokolację. Później były: tańce, hulanki, swawole. Rano wyszliśmy na zwiedzanie okolicy, w tym spacer po zamarzniętym Zalewie.

W międzyczasie do Domu Rybaka dojeżdża ekipa bojerowców, którzy mają zaplanowane zawody. Przed ich rozpoczęciem przyleciał poduszkowiec Straży Granicznej – pogranicznicy pilnowali, aby jakiś bojer nie zboczył z Zalewu Wiślanego na Kaliningradskij Zaliw (to ten sam akwen wodny, ale za granicą nazywa się inaczej). Trochę popatrzyliśmy na wyścigi bojerów (aby dobrze je obserwować trzeba było wyjść po lodzie kilka kilometrów w stronę środka Zalewu).

Po obiedzie przeprowadziłem prelekcję na temat „Military SF”, ze szczególnym uwzględnieniem mojego ulubionego cyklu Honor Harrington Davida Webera. Wieczorem była kolejna impreza. Dołączyli się do nas (już mocno zmęczeni) bojerowcy. Wspólnie śpiewaliśmy szanty (w końcu bojerowcy to żeglarze!). Później śpiewaliśmy inne piosenki, ale też zamienione na szanty. Efekt niesamowity!

Ale po „Stokrotce, co to z harcerzem w ponurym lesie” już mieliśmy dosyć. Tym bardziej, iż jeden z bojerowców miał tak donośny głos, że ściany się trzęsły, a kilku innych stało się nieco upierdliwymi.

Przenieśliśmy się do jednego z pokoi i tam kontynuowaliśmy dyskusje literackie.
W niedzielę, po wczesnym obiedzie, wyruszyliśmy do Gdańska.
Krzysztof Papierkowski

GFK

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie