Stereo i w kolorze - Nidzica

Maciej Piwowski
07.09.2015

Kiedyś, kiedy ludzie posługiwali się mózgiem, a nie wyłącznie jego elektronicznymi substytutami, to co bardzo dobre i to co bardzo złe było pamiętane. Ba, kiedyś ludzie mieli nawet pamięć zbiorową, w obrębie społeczności potrafili przekazać wspomnienia z pokolenia na pokolenie. Młodzi słuchali starych z szacunkiem (i lekceważeniem) należnym wiekowi (i sklerozie). Dzięki słuchaniu, a przede wszystkim pamiętaniu, zalane wodą pola z kategorii dopustu bożego przemieszczały się w kategorię czegoś, z czym coś trzeba zrobić, na przykład zaprosić „Olendrów” do kopania rowów odpowiednio głębokich i biegnących w przydatną stronę. Zagadkowa śmierć wójta, który dostał w łeb konarem wizytując lasy sąsiedniej wioski, której wójt cholernie go nie lubił, skłaniała do ochrony wójta jako takiego, a nie założenia, że konar z pewnością sam się tak nieszczęśliwie oberwał, ku niewinnej uciesze nie słynącego z lekkiej ręki sąsiada.

No cóż, złe czasy minęły i dziś nie musimy już chodzić jak kołowaci. Dziś nie musimy obciążać pamięcią mózgu spragnionego rozrywki. Przecież dziś pola są już suche (no, w miarę), a wójta zastąpi inny wójt (nic łatwiejszego niż zastąpić wójta wójtem). Poza tym lato idzie, pogoda jest piękna i czas odpocząć wreszcie od słuchania, od pamiętania, a przede wszystkim od myślenia.

Fantastyczne lato zaczyna się, oczywiście, w Nidzicy.
Nidzica jest doskonale wyposażona do tego, by uczynić początek lata przyjemnym. Jeśli ktoś chce, a chcą tego prawie wszyscy ze względu na liczne niedoskonałości alternatywy, mieszka w pięknym lesie nad pięknym jeziorem. Romantyczny zamek oferuje romantyczny chłód w upały oraz mnóstwo jedynego skutecznego sposobu na dodatkową ochłodę. Jeśli ktoś nie chce chłodzić się wśród wiekowych kamieni – może strategicznie spóźnić się na niewygodny i powszechnie nielubiany środek transportu i chłodzić się na miejscu. Ochłody nie zabraknie.

W Nidzicy jest tak, jakby przed Nidzicą nic złego się nie stało, a po Nidzicy miało być jeszcze milej i nawet nieśmiałe apele organizatorów, umieszczających w regulaminie (sic!) festiwalu uprzejmą prośbę, by chociaż ze dwa razy dziennie o czymś pomyśleć, brzmią jakoś tak nie do końca przekonująco. Jeśli ktoś podejrzewa, że ironizuję – myli się bardzo. Cieszę się Nidzicą, odpoczywam w Nidzicy, ładuję akumulatory w Nidzicy tak intensywnie, że starczy w nich pary do grudnia, do Nordconu. Cieszy mnie widok szacownych matek, a także ojców i dzieci, bo dwie ostatnie kategorie są mi prywatnie bliskie. Co ważniejsze: nie uważam za wskazane zmuszać nikogo do myślenia i pamiętania. Jeśli ktoś nie chce myśleć, nie musi, jego prawo i jego krzywda. A jeśli ktoś chce i ma odrobinę szczęścia, może nawet znaleźć pomoc w pamiętaniu. Szczęście może polegać na przykład na tym, że wpada się do festiwalowej księgarni akurat wtedy, gdy Marek Oramus przedstawia książkę żony (bliską mojemu sercu, polecam) i tam, jak „Stacja kontroli chaosu” przemyślnie ukryte wśród orgii kształtów i kolorów, znajduje coś, bez czego trudniej byłoby pamiętać: szare, skromne „Trzy końce historii” Lecha Jęczmyka. Czyli, przynajmniej moim zdaniem, jest jak powinno być. Dla każdego coś miłego. Mnóstwo stereo, mnóstwo koloru, mnóstwo śmiechu i uciechy; a złoto, jak to złoto, trzeba w pocie czoła wypłukać. Gdyby nie stereo, gdyby nie kolor, gdyby nie pot czoła i mnóstwo szczęścia – szczere złoto nie byłoby przecież złotem, prawda?

Krzysztof Sokołowski

Informator GFK

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie