Miałem ostatnio przyjemność zapoznać się z kilkoma pozycjami SF na dużym i małym ekranie. Wypadałoby więc podzielić się choćby skromnymi uwagami.
Transformers – więcej niż myślisz
Nie będę ukrywał, że wychowałem się na Transformers. Zresztą był to jeden z najlep-szych animowanych seriali lat 80-tych. Wprawdzie nie miałem okazji obejrzeć w tamtych czasach filmu w kinie, a było to wydarzenie prawie „pokoleniowe”, ale mimo tego jestem bardzo związany z tą franczyzą. Tak więc sceptycznie podchodziłem do fabularnej ekranizacji. Mimo obaw planowałem wyprawę do kina, aby spojrzeć prawdzie w oczy. Przeżyłem miłe zaskoczenie.
Z oryginalnego serialu zostało niewiele – roboty zamieniające się w ziemskie pojazdy (i nie tylko). Dobrzy i szlachetni przeciwko złym. Film jednak uzasadnił wiele „dziwnych decyzji” z serialu (np. nazwa autobots, „słabe” formy dla dobrych robotów, zmiana rozmiaru w różnych formach).
Większość filmu to niekończąca się akcja. Nie ma powolnych dłużyzn, a dialogi są ograniczone do minimum i gdy już występują, są na ogół zabawne i krótkie. Uniknięto patosu (czego się obawiałem), choć czasami reżyser bawi się nami i sugeruje, że za chwilę nastąpi ambitne przemówienie.
Miłymi niespodziankami było też zachowanie bohaterów – zasadniczo brak słabo umotywowanych odruchów idiotycznych, które sztucznie mają komplikować fabułę lub wydłużać czas trwania filmu. Film też nie razi oklepanymi schematami. No, może poza jednym.
Nie łudźmy się, nie jest to kino ambitne. Ale jest to najlepszy film akcji, jaki widziałem od dawna. Zdecydowanie warto przejść się na niego do kina.
Next
Film zdecydowanie przereklamowany, ale do obejrzenia. Nie przepadam za Cage’m,
a jego związek z główną bohaterką (ze względu na różnicę wieku) wygląda podejrzanie, a niewiele wnosi do fabuły.
Jeżeli chodzi o samą fabułę, jest poprowadzona w miarę sprawnie, choć w kilku momentach nie do końca wiedziałem o co chodzi. Aktorstwo na poziomie przyzwoitym. Trochę rażą niedokończone wątki poboczne.
Sunshine
Ten film powalił mnie na kolana. Klasyczne SF – mała grupa astronautów leci w kierunku Słońca, by zdetonować bombę, która ma znowu rozpalić naszą gwiazdę. Poprzedniej ekipie się nie udało, a na wysłanie następnej nie ma już zasobów na Ziemi. Kłopoty
w drodze płyną z ludzkich słabości – nawet tych najprostszych.
Film ma stosunkowo niski budżet i tym bardziej poraża pięknymi efektami specjalnymi, które nadają mu swoisty klimat, natomiast nie odciągają od treści filmu. Jeżeli do tego dodać nienaganne aktorstwo i próba zachowania zgodności z naszym poziomem wiedzy naukowej, otrzymujemy film, który koniecznie należy obejrzeć.
Masters of Science Fiction
Ten (za) krótki serial – ledwo cztery odcinki – to ekranizacja czterech opowiadań uznanych autorów SF (m.in. Heinlein). Zdecydowanym atutem (mini?) serialu jest obsada aktorska składająca się z aktorów, których „kojarzymy”, ale mamy trudności z przypi-saniem nazwiska (min. Terry O’Quinn, William B. Davis, Malcolm McDowell, John Hurt). Po jakości realizacji nie widać, że jest to produkcja telewizyjna, co tylko podnosi przyjemność z oglądania tej serii.
Informator Gdańskiego Klubu Fantastyki