Godzilla - Legenda jest wieczna - filmy fantastyka

Jerzy Biernacki
07.09.2015

Legenda jest wieczna - Godzilla Powrót Godzilli (Godzilla 2000), reż. Takao Okawara, Japonia 2000.

Wybierałem się na nową Godzillę z niemała obawą. Rodziły się wątpliwości: Jak po latach zareaguję na wielkiego gumowego stwora miotającego się po ekranie? Jak wypadnie produkcja japońska na tle pełnej blichtru, ale w sumie dość pospolitej, sztampowej produkcji amerykańskiej? Spotkało mnie jednak miłe zaskoczenie.

Godzilla ponownie ściera się z kosmicznym najeżdżą, łaknącym podboju ziemi. Intruz po wielowiekowym spoczynku na dnie oceanu, podniesiony zostaje przez żądnych, jak zwykle, łatwych i szybkich korzyści ludzi. Cóż zatem uczynić może Godzilla, jak nie porzucić swoje tradycyjne dzieło niszczenia sieci energetycznych, a zwłaszcza elektrowni jądrowych i stawić czoło kolejnemu wrogowi?

Swoistym novum jest fakt, iż tym razem wrogiem przez większą część filmu jest dyskowaty statek kosmiczny, który dopiero pod koniec przekształca się w niezbyt sympatyczną Orgę.

Sama postać nowego Godzilli nieco różni się od poprzednich  Groźny, choć skądinąd sympatyczny pysk potwora został nieco wydłużony i wyostrzony. Zatarte zostały więc nieco jego jowialne krągłości. Zębiska stały się taż jakby większe (jest ich więcej?). Z całą pewnością natomiast – znacząco zwiększył się grzebień na plecach, generujący wiązkę cieplną, którą potwór spluwa na swych wrogów. Wszak wrogami tymi są nie tylko komiczni najeźdźcy, ale również wciąż zaborczy grabieżcy, bez skrupułów drenujący bogactwa wyniszczanej w ten sposób Ziemi, czyli ludzie. Nadmierny patos? Cóż, wymowa całej serii od jej początków jest jasna. Ponadto trudno polemizować z kilkudziesięciometrowym jaszczurem, który ekspresyjnie daje upust swoim uczuciom w ostatniej scenie filmu.

Cały film zrealizowany jest w tradycyjnej poetyce japońskich „filmów o potworach”, nasuwającej wyraźne skojarzenia z mangą, a więc wciąż egzotyczną dla nas, nieco obcą tradycją wysp. Specjaliści wytwórni Toho znacząco poprawili efekty specjalne, ale nie poszli tropem holywoodzkich kolegów i pozostawili pewne niedociągnięcia techniczne. Błędem jest postrzeganie ich w kategoriach infantylności techniki filmowej. Japończycy z pewnością mają komputery porównywalne z amerykańskimi.

Chodzi tu jednak o co innego. Przerysowania nadają całemu filmowi wrażenie nadnaturalności, pewnej sztuczności, która pozornie tylko przeszkadza w odbiorze. Pozwala natomiast na zachowanie pewnego dystansu; uzmysławia, iż chodzi tu głównie o symbol pobudzający do poszukiwania szerszych alegorii i odniesień. A przecież zarówno ten, jak i większość wcześniejszych filmów z „japońskim dinozaurem”, zrealizowanych zostało z myślą o widzach nastoletnich i to tych „nasto” dopiero od niedawna, postrzegających świat w kategoriach uproszczonych, łatwo ekstra-polujących rzeczywistość ekranową na swoją codzienność.

Nastawienie na młodego odbiorcę słychać także w warstwie dialogowej filmu. Pojawiający się tu dydaktycyzm nie jest już tak nachalny, czy, jak w filmach z lat 90. (np. Godzilla vs Mothra), wręcz nie do zniesienia. Przesłanie wyłożono przejrzyście, a wpro-wadzone akcenty humorystyczne to gagi proste, wypróbowane, zrozumiałe niezależnie od wieku i strefy kulturowej.

Polski dystrybutor, SPI, nie byłby sobą, gdyby nie dorzucił do filmu swojej „cegiełki”. Po pierwsze: japoński obraz o potworach oglądamy słuchając…angielskiej wersji dialogowej. Polskie tłumaczenie jest zatem pośrednie i nie zawsze do końca udane. Na braku oryginalnego dźwięku wiele traci już sam nastrój obrazu, który przesycony jest specyficzną dalekowschodnią ekspresją. Fakt, że ten Godzilla, został tą Godzillą, pominę milczeniem.

Po drugie: polski tytuł filmu. Otóż, o ile się nie mylę, pod tytułem Powrót Godzilli znany jest także inny obraz, z 1984 r. (tytuł org. Godzilla). SPI, próbując „zataić” fakt, iż obecnie prezentowana w kinach produkcja była, owszem, nowością, ale w roku ubiegłym, wybrało zarazem „własną drogę” przywracania do życia legendy. Byłoby niezwykle zabawnie, gdyby w ramach przeglądu, jaki serwuje nam obecnie TVP1, na ekranie TV pojawił się równolegle „drugi”  Powrót Godzilli.

Swoją drogą, nie wiadomo skąd Godzilla, właściwie powraca, bowiem w poprzednim filmie (Godzillla vs Desroyah [Destoryer?], 1995) potwór przecież ginie. Miała to być śmierć ostateczna. Zatem obecne zmartwychwstanie domagałoby się jakichś wyjaśnień. Niestety, w trakcie filmu nie słyszymy na ten temat ani słowa.

Tak więc Godzilla znów śmieszy, tumani, przestrasza. Podobne jak czynił to przez ostanie 47 lat. Jednak, o ile jego legenda wydaje się trwać niewzruszenie, o tyle upływający czas dla fanów potwora z lat 60. i 70. jest nieubłagany. Sceptykom, który mimo wszystko wybiorą się do kina – podpowiadam, że warto zabrać ze sobą jakiegoś 10-latka, aby przynajmniej obserwując jego reakcje przypomnieć sobie, jak świeża i pasjonująca może być kolejna przygoda z wielkim potworem.

Tomasz Nowak


PS. O tym, że Godzilla 2000 to dla japończyków nie tylko sentymentalna podróż retro, świadczy fakt, iż naprawdę ostro wzięli się do roboty. Jak bowiem niesie wieść z drugiej półkuli, lada dzień trafi tam na ekrany kolejny, bodajże 24. już film cyklu. Nie licząc, oczywiście, produkcji amerykańskiej, ale to zupełnie inna bajka.
Nie wiem, skąd zatem powszechne dość przekonanie o tym, że najdłuższym cyklem fabularnych filmów kinowych jest 007…


Informator Gdańskiego Klubu Fantastyki

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie