Grudzień nie sprzyjał oglądaniu filmów: najpierw Nordcon, a następnie sezon na wnioski o dotacje, święta i sylwester absorbowały mnie tak bardzo, że niewiele już zostawało czasu na rozrywkę. Tym niemniej i tym razem udało mi się zaliczyć kilka seansów, niekoniecznie fantastycznych.
Mamma mia! to przykład, jak zrobić musical bez fabuły i z aktorami, którzy nie potrafią śpiewać. Pretekstowy scenariusz rozpoczyna się od sceny, w której trzy chichoczące nastolatki witają się manierycznie po długim niewidzeniu; a potem jest to samo, tylko bardziej. Właściwie powinienem przedstawić choćby zarys tego, co dzieje się dalej, ale nie zrobię tego, bo jest to zupełnie nieistotne. Dość powiedzieć, że chodzi o hi hi hi na przemian z la la la. Pomiędzy jednym a drugim plączą się jeszcze jakieś pretekstowe postaci oraz piękny krajobraz greckich wysp Skopelos i Skiathos. Wyspy, owszem, wydają się warte obejrzenia. Jest to film bardzo kobiecy, w którym rolą mężczyzn jest statystowanie w babskim, rozchichotanym wieczorze. Oprócz tego jest to film bardzo manieryczny, pełen przerysowanych ochów i achów. Dla koneserów (koneserek?) niewyszukanych gagów i Pierce’a Brosnana walczącego o to, by wydusić z siebie cienkim głosem parę taktów bez fałszowania. Meryl Streep przynajmniej się stara, a cała reszta nadrabia chichotem. Żenujący, slapstickowy dowcip w połączeniu z płaskimi postaciami i scenariuszem, w którym nawet nie udaje się, że o chodzi o cokolwiek poza kasą dla producentów, składają się na film, który w każdej minucie obraża inteligencję widza. Jeśli o mnie chodzi: nigdy więcej.
Piorun (Bolt) to jeden z najsympatyczniejszych filmów animowanych, jakie obejrzałem w ciągu ostatnich paru lat. Historia jest prosta, ale oparta na ciekawym pomyśle: pies występujący w widowiskowym serialu telewizyjnym bierze go na poważnie i wydaje mu się, że naprawdę jest superbohaterem dysponującym supermocami, ratującym co rusz z opresji swoją właścicielkę. W zderzeniu z rzeczywistością w postaci przypadkowego wywiezienia na drugi koniec Stanów Zjednoczonych nasz pies musi zrozumieć, czym różni się fikcja od rzeczywistości, stanąć twardo na łapach i poznać znaczenie przyjaźni. Historia nie jest na szczęście niepotrzebnie rozciągnięta, a film jest dość krótki – akurat w sam raz. Najmocniejszą stroną „Pioruna” są postaci: pies-megaloman, kot-cynik, a do tego największy bajer: chomik-telemaniak, histeryczny fan Pioruna i jego supermocy. Do tego jest tu i morał, ale pozbawiony nachalnego dydaktyzmu. W połączeniu z wpadającym w ucho motywem muzycznym otrzymujemy świetny film dla dzieci, który jednak każdy może obejrzeć z równą przyjemnością.
Nauzyka z Doliny Wiatru, którą odświeżyłem sobie po kilku latach przerwy, nie jest najbardziej emocjonującą animacją Hayao Miyazakiego, ale jedną z bardziej nastrojowych. Dużo w niej wyciszonych (kraj)obrazów, dzięki którym dorobiła się miana „filmu ekologicznego”. Głównym bohaterem jest tu toksyczna dżungla, pełna gigantycznych owadów i innych potworów, jaka pokryła ziemię zniszczoną przez przemysł. Żyjący w nielicznych oazach ludzie walczą o przetrwanie w nieprzyjaznym świecie, zastanawiając się, jak pozbyć się zagrożenia. Jedną z nielicznych osób wierzących, że dżungla jest potrzebna, by walczyć z zanieczyszczeniami, jest Nauzyka, księżniczka w jednej z takich osad. (Nawiasem mówiąc, autor czepia się dumnych tytułów królewskich z uporem godnym lepszej sprawy; gdyby Nauzyka była córką sołtysa albo innego naczelnika, niczego by to nie ujęło historii). Problem w tym, że pozostali, w tym zwłaszcza wysłannicy wojowniczego państewka tolmeckiego, które raczy akurat napaść na Dolinę Wiatru, by odzyskać ładunek rozbitego tam samolotu transportowego, uważają, iż dżunglę należy raczej niszczyć wszelkimi dostępnymi środkami. Konflikt tych dwóch stanowisk doprowadzi jak zwykle do licznych perypetii i zniszczeń, w których najbardziej ucierpi przyroda. Nie jest to może genialna historia, ale za to wyposażona w jedno z najbardziej uzasadnionych fabularnie zakończeń spośród wszystkich filmów Miyazakiego (nie licząc może Spirited away). Pozycja do obejrzenia.
Michał Szklarski
Informator Gdańskiego Klubu Fantastyki, 2008