Po wielkim sukcesie serialu dokumentalnego „Ostatni taniec” na Netflixie, także inne platformy zapragnęły mieć w swojej ofercie podobne produkcje. Z lepszym lub gorszym skutkiem. Udaną propozycję na pewno złożyło nam HBO MAX. Na tej platformie pojawił się serial paradokumentalny, fabularyzowany: „Lakers: Dynastia Zwycięzców”, który opowiada o początkach narodzin wielkiej marki koszykarskiej Los Angeles Lakers. Dlaczego warto sięgnąć do tej pozycji?
Tutaj na pierwszy plan wybija się rola Johna C. Reilly’ego, który fantastycznie oddał charakter legendarnego właściciela Lakers – Jerry’ego Bussa. Ta postać „robi” serial, choć także inni aktorzy stają na wysokości zadania – włącznie z debiutującym Quincy Isaiah’em w roli Magica Johnsona.
Ten serial pochłania widza od pierwszej minuty, co potrafią tylko wybitne produkcje. Naprawdę trudno jest się oderwać od telewizora, nawet jeśli nie jesteśmy fanami koszykówki i nie znamy historii budowania wielkiego zespołu Lakers.
Humor jest najmocniejszą stroną tego serialu. Oczywiście, że nie każdemu przypadnie do gustu (żarty często są niskich lotów), natomiast pamiętajmy też, o jakiej epoce traktuje produkcja. Wczesne lata 80. XX wieku w USA były czasem wszechobecnego i akceptowanego seksizmu, dlatego mając do tego dystans można się naprawdę dobrze bawić.
Jeśli lubisz motywy z lat 80. XX wieku, to ten serial na pewno Ci się spodoba. Rewelacyjne kostiumy, perfekcyjnie oddane realia Los Angeles tamtego okresu, a do tego nałożenie filtrów, dzięki którym obraz wygląda iście w stylu retro – to smaczki, które można docenić oglądając „Lakers: Dynastię Zwycięzców”.
Trzeba natomiast zdawać sobie sprawę, że jest to serial fabularyzowany, czyli nie ma sensu spodziewać się wierności historycznej. Mimo to ogląda się świetnie, dlatego polecamy!