Obcy kontra Predator 2 - STARCIE KOSMICZNYCH (NIE)PRZYJEMNIACZKÓW – RUNDA DRUGA

Mariusz Siwko
09.09.2015

STARCIE KOSMICZNYCH (NIE)PRZYJEMNIACZKÓW – RUNDA DRUGA

Tytuł: „Alien vs. Predator 2”/”Obcy kontra Predator 2”
Produkcja: USA, 2007 r.
Gatunek: Horror/SF
Dyrekcja: Bracia Colin i Greg Strause
Za udział wzięli: Głównie znani z telewizora – m.in. John Ortiz, Reiko Aylesworth, Johnny Lewis, Steven Pasquale
O co chodzi: Najazd kosmitów na spokojną amerykańską prowincję.
Jakie to jest: Doczekaliśmy się wspaniałych czasów: otóż 18 grudnia w Warszawie miał miejsce specjalny, przedpremierowy pokaz filmu „AVP Requiem”, aka „AVP2” – pierwszy i jak na razie jedyny na świecie (!). Podobno nawet krytycy nie zobaczą tego filmu przed innymi. Jako fan Obcego zrobiłem wszystko, aby być na miejscu i zdać raport.

No i mamy!
Trzy lata po ukazaniu się „osiągnięcia”, jakim było „AVP”, Fox postanowił dać szansę Braciom Strause na wyreżyserowanie sequela.
Akcja filmu rozpoczyna się w miejscu, w którym skończył się „AVP”. Z ciała Scara wychodzi Predalien, który znalazł sobie kryjówkę na statku Predów i teraz oczekuje na swoją okazję. Ta nadarza się bardzo szybko – i Obcy dokonuje masakry na pokładzie. W wyniku walki zostaje uszkodzony statek, który spada na Ziemię. Całe zdarzenie jest obserwowane przez Predatora Wolfa (lidera klanu?) [króla? – Cmdr JJA], który postanawia odwiedzić naszą planetę.

W tym roku mija 19 lat od dnia, gdy po raz pierwszy zobaczyłem „Obcych” w kinie. To niezapomniane przeżycie miało na mnie ogromny wpływ. Nie zamierzam tutaj wymieniać wszystkich zalet tego filmu, ale wszyscy dobrze wiecie, że nie ma wielu pozycji, które by mu dorównały. „Predator” był dla mnie natomiast filmem, który potwierdzał zdolność Fabryki Snów do wykreowania wspaniałych, przerażających światów – a sama forma podania ich widzowi była urzekająca.

Ostatnio pojawiły się próby wskrzeszenia dziedzictwa lat 80. Sama idea AVP zrodzona w komiksie Norwooda była jak najbardziej inspirująca. Zmagania obu gatunków na Ryushi – gdzie zobaczyliśmy świat przyszłości z kolonistami (domena Aliena), wystylizowany na ziemski (domena Predatora) Teksas (ranczerzy itp.) – udowodniły, iż połączenie obu światów jest jak najbardziej możliwe. Wystarczą odpowiedni ludzie z dobrymi pomysłami.

Dark Horse długo jeszcze podtrzymywał ten trend. Ale gdy wytwórnia Fox postanowiła zabrać się za zarabianie na sukcesie licencji, wszystko poszło nie tak jak powinno. Zacznijmy od podstawy – czyli...

Scenariusz
„AVP2”, podobnie jak jego „znamienity” poprzednik, ma problemy z dwoma założeniami składającymi się na konstrukcje świata przedstawionego. Akcja filmu toczy się na Ziemi, w naszych czasach. W takie oto środowisko próbuje się na siłę wpasować Obcego. To trudne zadanie, gdyż fabuła koncentruje się na masakrze mieszkańców małego miasteczka. Obcy usunięci ze swojego stylizowanego na mroczny gotyk świata stają się... kolejnymi kosmicznymi potworami, jakich w popkulturze pełno. Predator nie radzi sobie lepiej. Brak równikowej czy betonowej dżungli odbiera mu godność potężnego łowcy.

Jim Davis, producent „Predatora” oraz „AVP”, postanowił faworyzować swojego drapieżnego pupila i zmusił Shane’a Salerno aby pisał scenariusze opowiadające o konfrontacji nieziemskich istot na... Ziemi. Efekt – jest dość smutny. Małe miasteczko w żadnym wypadku nie nadaje się na arenę zmagań między obcymi istotami – jest nie do zestawienia chociażby z Ryushi: kolorowe domki, pizzeria, pływalnia. Samo rozplanowanie poszczególnych lokacji wydaje się przypadkowe,  a umieszczenie w nich Obcego i Łowcy jest pozbawione kontekstu. Aby ukryć dość oczywistą kompromitację – poszczególne akty scenariusza zostały dość prymitywnie zmodyfikowane. Obcego jako takiego nigdy nie zobaczymy za dnia: w pierwszym akcie umieszczono ich w kanałach; i dopiero w nocy, gdy jest ciemno, Obcy wyjdą na powierzchnię, aby wziąć w posiadanie Gunnison.

Tutaj natrafiamy na zasadniczy problem. Kolejny raz twórcy nie podołali arcyważnemu zadaniu – rozplanowaniu akcji tak, aby w interesujący (a nie chaotyczny) sposób przedstawić zmagania trzech gatunków. Jak już pisałem: małe miasteczko w USA nie pomaga uatrakcyjnić podobnych zmagań. Dochodzi do tego niepewny status samego Predatora, którego motywacji do końca nie poznamy (łowy na Obcych, polowanie na Predaliena, czy… próba niedopuszczenia do opanowania Ziemi przez kosmitów?). Kiedy dochodzi do zasadniczego zwrotu akcji i krwawej konfrontacji – wszystko to, co zostało wypracowane w pierwszym akcie powinno, procentować, ale...

Do tego czasu obserwujemy prezentację naszkicowanych na kolanie postaci. Możecie zapomnieć o jakiejkolwiek głębi – „wieśniakom” przeznaczono los pokarmu dla Obcych, tylko wybrani mieli ocaleć. Salerno/Strause wyszli z założenia, jakie przyświecało twórcom „Obcego” i „Obcych”: nikt się nie wychyla – nie wiadomo, kto przeżyje. Problem polega jedynie na tym, iż w po-przednich filmach postarano się o wykreowanie ciekawych cech charakteru i zachowania, które miały utrudnić/ułatwić/uatrakcyjnić konfrontację z Obcymi. Czegoś takiego w „AVP2” nie ma. Postacie są jednowymiarowe – i ani przez chwilę nie zależy nam na ich losie. Nie obeszło się również bez nawiązań: twarda matka (która jeździ Bojowym Wozem Piechoty), jej kilkuletnia córka (widząca potwory, których podobno nie ma) itd. A więc gdy dochodzi do utworzenia grupy – możemy się spodziewać ich losu w odniesieniu do postaci, na których bazują. I nie zostajemy pod tym względem niczym zaskoczeni.

Podsumowując – jest to scenariusz na poziomie Andersonowskiego: amatorszczyzna, którą poprawiały dziesiątki po autorze (co i tak nie zmieniło ogólnego wydźwięku).

Reżyseria
Bracia Strause debiutują. Z reklamówek zostają wrzuceni do filmu pełnometrażowego, w którym większość widzów pokłada wielkie nadzieje. Dostają oni do rąk naprawdę kiepski scenariusz – i musieliby okazać się geniuszami na miarę Camerona, aby opracować atrakcyjną interpretację wypocin Salerno.

Ale jak to mawiał Konfucjusz? „Nie wyciśniesz krwi z rzepy”. Ja, w przeci-wieństwie do wielu, nie mam pretensji do Finchera – „Obcy 3” oraz wpadki w tym filmie są winą tylko i wyłącznie Gilera, który dosyłał materiał faksem. Jednak od strony wizualnej trzeci „Obcy” jest najpiękniejszym filmem  w sadze. Jak zatem wygląda od tej strony „AVP2”?
Nijak. Bracia nie opracowali żadnego (przynajmniej rozpoznawalnego) stylu. Większa część filmu rozgrywa się podczas decydującej nocy. Mrok i kiepskie warunki atmosferyczne (deszcz) nie budują napięcia. Do tego dochodzą dość kiepsko zaprezentowani Obcy. Żeby tylko zaprezentowani – przede wszystkim źle zaprojektowani! Ich aparycja, którą przyszykowali „spece” z ADI, pozostawia wiele do życzenia. Ujęto ich też nieszczególnie – czają się w mroku, źle oświetleni (a nie klimatycznie, jak być powinni). Pred wypada tu nieco lepiej, ale może dlatego, iż zazwyczaj poluje on za dnia – mrok w tym wypadku stanowiłby kamuflaż. Chociaż trudno mi powiedzieć, czy to jakiś większy pozytyw – gdyż ogólnie, pod względem wizualnym, ten film to popcornowa popelina.

Skrewiona wizja przekłada się na kiepskiej jakości konfrontację Drapieżcy z Obcymi (wliczając w to też Predaliena). Kwasokrwiści syczą gdzieś w mroku, wyskakują nijak (czasami nie wiadomo skąd), a Predator siecze te przerośnięte robaki. To znowu NIJAK się ma do budowania napięcia. Od samego początku wiemy, iż finałem będzie pojedynek Preda z Predalienem. Do tego czasu obaj będą na chodzie (a nam będzie się wmawiać, jacy to oni twardzi i okrutni!).

Tutaj dochodzimy do prawdziwej bolączki tego filmu. Nie zrozumcie mnie źle, Łowca w „AVP2” jest zaprojektowany i zaprezentowany znacznie, lepiej niż ta banda koksiarzy w „AVP”. Problem polega jedynie na tym, iż bracia Strause wyraźnie się silili na powrót do korzeni. Pred okrutny dla ludzi – pomysł godny pochwały, gdyby za zamiarami szła konsekwencja. Wolf zabija w tym filmie jednego człowieka na początku i ze skóry go obłupia. Tylko że następne ofiary są wykańczane albo przypadkowo, albo tak, że jego okrucieństwo jest... minimalne i znów – przypadkowe. Z pewnością fakt użycia krwi typu CGI tutaj nie pomaga.

Szczerze mówiąc film dużo przez to traci. Gore w tym filmie zostało wyjątkowo nieudolnie wkomponowane, krew komputerowa nijak się ma do rzeczywistej. Bracia Strause korzystają tu z doświadczenia pokoleniowego, które krew sączyło z ekranu monitora, ale niestety to nie robi wrażenia. Jednak bracia idą dalej i stawiają na walor SZOKU. Poszczególne sceny (takie jak chestburstering małego chłopca, zapładnianie mających rodzić ciężarnych kobiet itp.) mają być wyraźnym sygnałem do widza – „Nie jesteśmy Andersonem”. Nie jesteście, chłopaki – ale to nie powód, żeby robić to  w sposób tak nieprzemyślany! Poszczególne sceny gore nie mają tego waloru, co  w pierwszym „Obcym” (Kane i jego „synek”). Tam to pasowało oraz miało wpływ na  postrzeganie Obcego – który, jako istota zrodzona we krwi, łaknie jej dalej.  U Strause’ów problem polega na tym, iż owe sceny są średnioobrzydliwe, a w paru miejscach wygląda nawet na to, że twórcy się ich przestraszyli.
No i nie możemy zapomnieć o mieszkańcach miasteczka. Jak na film traktujący o zagładzie, którą sprowadzają pozaziemskie istoty, obraz ten wyjątkowo oszczędnie prezentuje nam postępującą apokalipsę. Cały czas śledzimy jedną grupę – tak jakby tylko i wyłącznie ona zamieszkiwała okolice; brakuje tutaj ujęć w planie ogólnym z Obcymi dokonującymi rzezi na ulicach.

Ogólnie...
rzecz biorąc – „AVP2”, podobnie jak film Andersona, zaczyna się kompromitować w drugim akcie. Nie znam się na tym akurat, ale wydaje mi się, że Gwardia Narodowa USA nie przypomina regularnych jednostek wojskowych. Czemu więc do Gunnison zjeżdżają oddziały, które wyglądają, jakby je przerzucono prosto z Bagdadu? Kolejną bolączką są głupoty w odniesieniu do kanonu „Predatora” i „Obcego”. Łowca para się nową profesją i... pozbywa się ciał zarówno potworów, jak i ludzi (nie jest wytłumaczone, czemu!?). Chwyta działko naramienne w garść, przez co z myśliwego staje się tępym zbirem z pukawką. Jego bezpośrednia konfrontacja z Obcymi też zaczyna zyskiwać kuriozalny wymiar: w ruch idą pięści, stopy i bary. Nie ustrzegł się i Obcy. Anderson namieszał z cyklem rozrodczym, a bracia chcą nam wmówić, iż kosmici potrafią wybudować korytarze swego gniazda w przeciągu kilku godzin.
Film zaczyna się bujać między „AVP” a „Freddy vs. Jason”, ze wskazaniem na tego pierwszego. O ile obraz Andersona sprawiał wrażenie stonowanego do PG-13, tak „AVP2” przypomina film PG-13 upgrade’owany do R. Jednak w obu przypadkach nie zastanowiono się nad konsekwencjami, jakie wynikają z tego typu manipulacji.

Warsztat
Niestety, niedoświadczeni bracia popełnili też błędy jeżeli chodzi o reżyserię scen akcji – np. próby dotarcia do helikoptera na dachu sprowadzają się do strzelania w próżnię. Przyzwyczajenia, jakie Strause’owie wynieśli z pracy przy reklamówkach skutkują w siekanym montażu – zwłaszcza podczas pojedynków Predatora z Obcymi.

Na koniec...
...Wam powiem, że finał tego filmu rozczarowuje najbardziej. Zero pomysłu na atrakcyjne rozwiązanie poszczególnych wątków. Niesprawiedliwość dotknęła przede wszystkim dwóch głównych antagonistów – to oni stali się centralnymi postaciami tego filmu, a tu ich koniec... okazał się MOCNO ROZCZAROWUJĄCY.
Tak jak cały film.


/www.zakazanaplaneta.pl/
Informator Gdańskiego Klubu Fantastyki
[tytuł od redakcji „Info”]

Ocena (1-5)
Zainfekowane miasto: 3
Obcy: 2
Predator: 3
Efekty: 3
Fajność: 2
Ciekawostka przyrodnicza: Bracia zamierzają wyreżyserować „AVP3”– tym razem w Kosmosie.

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie