Teoretycznie schemat powinien wyglądać tak: gracz kupuje nową grę np. w sklepie stacjonarnym, przynosi ją do domu, wkłada płytę do napędu konsoli i od razu wchodzi do wirtualnego świata. Praktyka niestety wygląda zupełnie inaczej. Od dobrych kilku lat kupując nową grę na konsolę nigdy nie możemy mieć pewności, czy uda się w nią od razu zagrać. Dlaczego? Wyjaśniamy to w naszym artykule.
Aktualizacje, jeszcze więcej aktualizacji
Podstawowym problemem uniemożliwiającym natychmiastowe rozpoczęcie zabawy jest konieczność pobrania ogromnych plików z aktualizacjami gry. To już właściwie standard, dlatego kupując grę raczej nie nastawiaj się na to, że zaraz po przyjściu do domu zanurzysz się w świecie wykreowanym przez twórców. Co gorsza, aktualizacje potrafią „ważyć” po kilkadziesiąt gigabajtów, a ich pobranie przy wolnym Internecie może zająć dobrych kilka godzin.
Długi czas pobierania gry
Nie każdy wie, że to, co jest zapisane na płycie, służy przede wszystkim identyfikacji licencji (zabezpieczenie przed piractwem). Właściwą grę i tak trzeba pobrać online, co znów zajmuje dużo czasu, nie wspominając już o zużywaniu ogromnych ilości danych – zwróć na to uwagę, jeśli korzystasz z Internetu mobilnego z limitem danych komórkowych.
Większość gier po kilku miesiącach od premiery ma już łatki
Duża liczba aktualizacji wynika z tego, że gry produkuje się dziś „na sztukę”, w bardzo dużym pośpiechu. Ich twórcy z góry wiedzą, że prezentują produkt niedopracowany, który będzie wymagać pewnych zmian i usunięcia błędów. Temu właśnie służą aktualizacje, nazywane potocznie łatkami. Zdarzają się gry, które w pierwszym roku po premierze mają po kilkanaście mniejszych aktualizacji i po kilka dużych patchów. To wszystko niestety trzeba pobrać przed rozpoczęciem zabawy.