O polszczyźnie i poprawności językowej

Jerzy Biernacki
04.09.2015

UWAGA: mówienie o normach językowych, gramatyce normatywnej itd. rodzi szereg problemów. O niektórych z nich można przeczytać na stronie poświęconej polskiej ortografii. Zob. zwłaszcza głos językoznawcy w tej sprawie. Poleca się także omówienie błędów w SGJP i WSPP oraz słownik poprawnościowy, w którym zebrano wątpliwe rozstrzygnięcia rozrzucone po różnych publikacjach.

Tekst poniższy odnosi się głównie, choć nie wyłącznie, do treści publikowanych na prywatnej witrynie internetowej Mirosława Nalezińskiego. Wszelkie uwagi, których autorem nie jest M. Naleziński, opatrzone są stosowną uwagą, albo inicjałami GJ.

Skróty nazw publikacji wyszczególniono tutaj. Zapis w nawiasach kwadratowych oznacza zawsze wymowę.

Poprawność języka

Dla pokolenia Polaków, które wydało wielu intelektualistów i erudytów, a które wydaje się niestety przemijać, kwestia poprawności językowej wiąże się nierozerwalnie z pojęciem kultury narodowej, kultury osobistej, a także miejscem jednostki w społecznej hierarchii. Polacy są wciąż narodem, którego wielu członków przywiązuje dużo uwagi do poszanowania językowych tradycji i zwyczajów. Można zaryzykować chyba twierdzenie, że ten szacunek okazywany naszej kulturze jest jedną z rzeczy, o których możemy mówić z podniesionym czołem na ogólnoeuropejskim, a może i ogólnoświatowym forum.

Dowodami troski Polaków o poprawność języka niech będą setki i tysiące listów kierowanych do internetowych poradni językowych, na adres Rady Języka Polskiego czy słynnego z telewizyjnych wystąpień profesora Miodka. Są Polacy, którym piękno naszej mowy leży szczególnie na sercu, i którzy walczą o poprawność językową poprzez internet. Do takich osób należy niewątpliwie Mirosław Naleziński, który poświęca swój czas i wysiłek tej chwalebnej działalności.

Żyjemy w ciekawych czasach. Nasz język ewoluuje w ślad za zmianami w naszej rzeczywistości, które wydają się szybsze niż kiedykolwiek przedtem. Zniesienie cenzury, a więc wolność słowa, dostęp do internetu dla coraz szerszych rzesz Polaków, w ślad za tym niespotykany dotąd rozwój kontaktów międzyludzkich, sprzyjają tejże językowej ewolucji.

W tej dobie zmian istnieją także Polacy, którym sprawy poprawności językowej są obojętne. Są to często ludzie młodzi, o określonym nastawieniu do rzeczywistości. Wśród starszego pokolenia, ale i wśród wielu młodych, postawa taka nie znajduje akceptacji. Zwolennicy pielęgnowania ojczystej mowy chcieliby się skutecznie przeciwstawić negatywnym procesom językowym. Osoby te pragnęłyby, aby podtrzymywano istnienie skodyfikowanych i spisanych norm językowych, chciałyby też, aby normy te były w jak najszerszym zakresie przestrzegane, zwłaszcza przez redaktorów gazet i czasopism, przez spikerów telewizyjnych czy autorów publikacji książkowych i internetowych.

Od dawna rolę normatywną spełniają wydawnictwa, zwłaszcza te opracowywane pod egidą PWN i Rady Języka Polskiego, a wśród nich Słownik poprawnej polszczyzny. Niestety, wielu zauważa, że pewne szczególne rozstrzygnięcia zawarte w tych wydawnictwach są sprzeczne z praktyką językową, czasem przestarzałe, że nie nadążają za szybkimi zmianami języka. W obliczu tego faktu konserwatyzm normodawców i decydentów wydaje się rzeczywiście niejasny. Wypada zatem przyłączyć się do protestu M. Nalezińskiego przeciw niezrozumiałej postawie nihil novi prezentowanej przez odpowiedzialne za tworzenie norm organy. Postawa taka nie wychodzi bowiem naprzeciw oczekiwaniom tej części społeczeństwa, która domaga się usankcjonowania językowych praktyk współczesnej doby.

W dalszym ciągu omówione zostanie szereg spostrzeżeń i propozycji M. Nalezińskiego, głównie z jego stron internetowych noszących wspólnie tytuł Słownik Mirnala. Miejmy nadzieję, że zainteresowane organy wezmą pod uwagę, że głos domagający się działania zostaje tym wzmocniony i coraz trudniej będzie zachować wobec niego obojętność. Jeżeli bowiem zależy nam wszystkim na naszym języku, nie możemy przyjmować dłużej postawy wyczekującej zwłaszcza w pewnych istotnych kwestiach. W przeciwnym razie górę może wziąć językowa niedbałość i nieprzejmowanie się językową kulturą, w odpowiedzi na istnienie sztucznych norm, rażąco różnych od językowej praktyki. Niestety, groźba takiego obrotu spraw jest realna.

Norma językowa

Istota normy

W rozumieniu prezentowanym w tym artykule norma językowa jest standardem przestrzeganym poprzez większość użytkowników języka, jeżeli jednocześnie wybór wariantu nienormatywnego oceniany jest – również przez większość – nagannie. W ocenie pewnych zjawisk autor tego artykułu zdecydowanie różni się od Mirosława Nalezińskiego, o czym dokładniej poniżej. Różnice te można wstępnie wypunktować następująco:

  1. Rada Języka Polskiego lub jakikolwiek inny organ nie może komukolwiek czegokolwiek nakazać, zwłaszcza wyboru określonego wariantu w sytuacji istnienia innej praktyki językowej. Kompetentne organy zajmują natomiast stanowisko w kwestiach spornych, a więc takich, w których:
    1. istnieją dwa warianty (lub większa ich liczba),
    2. istniejące rozstrzygnięcia są sprzeczne z praktyką językową większości,
    3. istniejące rozstrzygnięcia lub praktyka językowa naruszają pewne zasady fundamentalne.
  2. Wydawnictwa poprawnościowe nie powinny ignorować powszechnych faktów językowych. Ostatecznym sędzią w sprawach językowych jest i zawsze będzie społeczność używająca tego języka. Normatywiści zresztą ciągle uginają się pod naciskiem uzusu, i jest to zjawisko jak najbardziej pożądane. Właśnie dlatego nie sposób ganić wyrazu dokładnie w znaczeniu właśnie tak, zżymać się na będzie potrafił, albo udawać, że w języku polskim nie istnieje wyraz se. Są to formy powszechnie używane, a czasy, gdy wąska grupa uważająca się za językowych liderów próbowała (często bezskutecznie) narzucać innym językowe zwyczaje, odeszły do przeszłości. Dziś na kształt ogólnego języka wpływają w większym stopniu media o zasięgu ogólnokrajowym niż wąska grupa uważająca się za autorytatywną. Wydawnictwa poprawnościowe mają zaś przede wszystkim charakter deskryptywny i powinny opisywać to, co w języku rzeczywiście ma miejsce. WSPP w niektórych punktach stosuje się do tej dyrektywy, w innych jednak autorzy folgują swojemu własnemu językowemu wyczuciu, niepopartemu zwyczajem większości Polaków. Takie rozbieżności należy eliminować w coraz większym stopniu.
  3. Istnieje kilka norm językowych. W WSPP słusznie oddzielono normę wzorcową od użytkowej (potocznej). Jest to olbrzymi krok naprzód w porównaniu z sytuacją, gdy istniało jedno, jedynie słuszne rozstrzygnięcie. W rzeczywistości istnieje cała gama przejść między obiema normami i autorzy Słownika podkreślają to w wielu miejscach. Istnieją też warianty form wyrazowych, często nieróżniące się lub mało różniące się normatywnie i stylistycznie. Wynika to ze specyfiki naszego języka, zwłaszcza ostatnich czasów. M. Naleziński oczekuje zdaje się rozstrzygnięć jednoznacznych i w tym na pewno nie może liczyć na poparcie. Silne zróżnicowanie stylistyczne języka, a co za tym idzie, tworzenie wielu norm językowych dostosowanych do konkretnej sytuacji, a także istnienie dwóch czy nawet większej ilości równoprawnych wariantów, dobrze odbija rzeczywistość językową i odpowiada oczekiwaniom rzesz użytkowników (choć może budzić niechęć u jednostek). Innymi słowy, w określonych przypadkach istnieć będą (podobnie jak dziś istnieją) rozstrzygnięcia wariantowe i nie można domagać się rozstrzygnięć jednoznacznych.
  4. Oddzielić należy zdecydowanie kwestie typowo ortograficzne od typowo poprawnościowych. Język mówiony (niekoniecznie w znaczeniu „kolokwialny”) jest częstszym i pierwotniejszym sposobem przekazu myśli i mógłby świetnie funkcjonować nawet bez istnienia jakiejkolwiek formy pisanej. W normalnych warunkach forma pisana jest jedynie odbiciem języka, którym ludzie posługują się w życiu, a więc języka mówionego. Przypadki, gdy forma pisana wpływa na formę mówioną, należą do nietypowych i rzadkich. W szczególności, nie zasługują na akceptację propozycje zmiany wymowy jakiegoś wyrazu w oparciu o jego ortografię (np. wprowadzenia terminu Chilia, czytanego przez ch jak w Chiny, zamiast Chile czytanego Czile). Wątpliwe, aby tego typu postulaty miały jakąkolwiek szansę na realizację. A nawet gdyby trafiły do wydawnictw poprawnościowych, nikt by się do nich nie stosował (może poza pojedynczymi fanatykami).
  5. Z punktu poprzedniego wynika, że uznanie danego słowa za polskie (lub nie) nie może być związane z jego pisownią (np. wyrazów attaché czy Chile), i w tym punkcie w sposób bardzo zdecydowany i nieugięty należy przeciwstawić się stanowisku M. Nalezińskiego. Słowo jest polskie ex definitione, jeśli używane jest w języku polskim i zrozumiałe dla większości użytkowników języka polskiego. Jego ortografia czy nawet odmiana nie ma tu nic do rzeczy. Zupełnie innym problemem jest zaś dostosowanie odmiany takiego słowa czy jego ortografii do polskich zwyczajów (nie: dostosowanie wymowy do ortografii, chyba że w zupełnie izolowanych wypadkach) – na tej niwie istotnie pozostaje wiele do zrobienia. O zasadach, których autor tego tekstu przestrzega w przeciwieństwie do M. Nalezińskiego, kierującego się często osądami arbitralnymi i zupełnie pozbawionymi rozsądnych argumentów, będzie mowa niżej.
  6. Zdecydowanie odrzucić należy szeroko pojęte kwestie estetyczne (np. nie można w pełni zgodzić się ze stwierdzeniem „terminy geograficzne powinny mieć budowę logiczną i estetyczną” zawartym u M. Nalezińskiego). Postulaty należy motywować w inny sposób.
  7. Całkowicie chybione są próby wprowadzania do języka wyrazów dotąd nieznanych Polakom (np. *emajl, *europ, *Ukrain), tylko dlatego, że z jakichś powodów spodobały się jednostce. Taką postawę należy określić jako śmieszną i naiwną. Nawet konserwatywna Rada Języka Polskiego zmienia swoje stanowisko, gdy jakaś forma uważana wcześniej za błędną znajdzie się w powszechnym użyciu. A zatem domaganie się usunięcia form znanych i zastąpienia ich nieznanymi, wymyślonymi, nie doprowadzi nigdy do jakiegokolwiek celu. Wielka szkoda, że M. Naleziński nie potrafi zrozumieć tego prostego faktu, marnotrawi swój czas i energię, a wysyłając redaktorom czasopism swoje elaboraty z propozycjami wprowadzenia jakiegoś jego dziwoląga na miejsce znanego słowa polskiego, upstrzone w dodatku licznymi dywagacjami nie na temat, tylko zniechęca adresatów do zajmowania się sprawami językowymi i w ten sposób skutecznie szkodzi działalności innych, którzy nie udają domorosłych maniakalnych słowotwórców, lecz rzeczywiście stoją na straży poprawności języka polskiego.
  8. Wreszcie domaganie się usunięcia jakiegoś słowa ze słownika (np. lizing, pisanego też leasing) tylko dlatego, że u pewnych jednostek budzi on wątpliwości estetyczne, jest jedynie narażaniem na szwank własnego autorytetu. Język jako narzędzie porozumiewania się jest zjawiskiem społecznym, a nie jednostkowym. To, co podoba się jednym, nie musi podobać się drugim. I na odwrót. O tym, co przeważy, zadecyduje praktyka, nigdy odgórne rozstrzygnięcia. A dany wyraz zostanie usunięty ze słownika nie wtedy, gdy przestanie się podobać jego autorowi, ale wtedy, gdy wyjdzie z powszechnego użycia.
Propozycje zgodne z obowiązującą normą

Mirosław Naleziński zupełnie niepotrzebnie roztrząsa na swojej witrynie problemy już uregulowane w wydawnictwach poprawnościowych, m.in. w Wielkim słowniku poprawnej polszczyzny. Bardzo utrudnia to korzystanie z jego witryny, bywa też mylące (celowo?) dla odwiedzających jego witrynę w poszukiwaniu oficjalnie uznanych wskazówek poprawnościowych. Należałoby zdecydowanie oddzielić uwagi o popełnianych przez Polaków błędach językowych od propozycji uznania określonych form za poprawne.

I tak, na stronie dotyczącej nazw geograficznych umieszczono uwagi w rodzaju:

  • Botswana ([botsfana], nie [botsuana]),
  • Czeczen, nie Czeczeniec (forma Czeczeniec była jeszcze podana w NSPP, obecnie jednak WSPP o niej już nie wspomina),
  • Darwin [darwin], nie [daruyn],
  • Erewan, nie Erewań (WSPP zaleca jednak błędną odmianę tego wyrazu),
  • w Helu (w mieście), nie na Helu (ale tak właśnie, gdy mowa o półwyspie),
  • Kaukaz, nie Kaukas (a kto robi taki błąd?),
  • Rumia – Rumi (nie: Rumii),
  • Wejherowo, nie Wejcherowo,
  • w Zakopanem, nie w Zakopanym,
  • na Chyloni, na Oksywiu, na Oruni, na Pogórzu, na Obłużu, na Witominie – nie w Chylonii (problem przyimka i końcówki) itd.

Wszystkie tego rodzaju wątpliwości są już uregulowane w słownikach. Również okoliczniki miejsca podające nazwę dzielnicy miasta na ogół wyraża się miejscownikiem z przyimkiem na. Zupełnie inną sprawą jest, czy Polacy rzeczywiście tych norm przestrzegają. Bieżący artykuł dotyczy jednak tego tematu jedynie w małym stopniu.

Na stronie dotyczącej innych terminów znajdują się m.in. uwagi w rodzaju:

  • rok dwa tysiące pierwszy (nie: rok dwutysięczny pierwszy),
  • bojkot (nie boycott),
  • bungalow ([bungalof], nie [bangelou]),
  • dag (nie dkg),
  • dubler ([dubler], nie [dabler]; brak w WSPP),
  • dzisiaj ([dzisiaj], nie [dzisiej]),
  • ekspres (nie: express),
  • gospodyni (nie za bardzo wiadomo, dlaczego umieszczono ten przykład, w każdym razie nieprawdą jest, że gospodyni różni się od dyni jedynie formą mianownika lp – różni się również wołaczem gospodynidynio),
  • gram (D lm gramów, nie gram),
  • gratis (w znaczeniu: przedmiot przekazany nieodpłatnie),
  • heros (gdzie tu miejsce na błąd?),
  • hobbysta (nie hobbista),
  • hol (‘przedpokój’; WSPP nie zna już dawnego hall),
  • jak (‘zwierzę’, jedyny błąd popełnia tu M. Naleziński: przymiotnik od nazwy zwierzęcia to oczywiście jaczy, a nie jaki),
  • jankes (nie Yankee),
  • jard (nie yard),
  • klif (nie cliff),
  • konwój (nie convoy),
  • kosmetyk (gdzie miejsce na błąd?),
  • kryl (nie krill),
  • kserokopia (nie xerokopia),
  • lek (gdzie miejsce na błąd?),
  • Lew (imię, celownik Lwowi, ale czy tak rzeczywiście się mówi?),
  • lobbysta,
  • log,
  • lowelas,
  • łoś,
  • maraton,
  • matias,
  • matros,
  • metresa,
  • milenium (WSPP podaje nawet wprost: milenijny, nie: millenijny),
  • myśliwy,
  • owerlok (nie overlock),
  • półtora (rodz. męski i nijaki), półtorej (rodz. żeński),
  • prefiks (nie prefix),
  • ssaczy, ssak (nie wiadomo, gdzie tu miejsce na błąd, jedyny można wytknąć chyba tylko M. Nalezińskiemu, definiującemu ssaka jako stałocieplnego kręgowca – wiadomo, że ptaki są kręgowcami i są stałocieplne, a mimo to nie są ssakami),
  • szedłem (nie: szłem),
  • to dziecko (a nie te dziecko),
  • tutaj (nie [tutej]),
  • wat (D lm watów, nie wat),
  • wojskowy.

M. Naleziński proponuje wyraz bezkresie analogiczny do bezludzie, zadupie, synonim wyrazu literackiego bezkres. Pytanie, czy ktokolwiek takiej formy używa. Jeśli tak, należy umieścić go w słownikach. Jeśli zaś nie, nie ma takiej potrzeby. Analogiczne uwagi można mieć odnośnie innych nowotworów, jak antypoda (o człowieku), bitelska, blanik, bublia, dogaresa, dymaka, dymajło, fitnesa, fitneska, girlasa, girlaska (jednak raczej girlsa), gratis, gratiska (o człowieku), herosa, heroska, matiasa, matroska, myśliwa, radioekspres, sedeska, teleekspres (taki rzeczownik pospolity nie istnieje, a nazwy własne nie muszą być spolszczane), toksyk, toplaska, toplesa, topleska, welingtony, wojskowa. Aby takie formy rzeczywiście rozpowszechniły się w języku i trafiły do słowników, potrzebny jest nietuzinkowy literat, który posłuży się nimi w swojej twórczości i znajdzie naśladowców, a nie postulaty wysyłane tu i ówdzie. Sugerować by więc wypadało oddzielenie tych potencjalnych wyrazów w osobną grupę.

Spolszczenia

Zgodnie z tym, co napisano powyżej, wyraz jest polski, jeśli używa się go w polskich tekstach i jeśli jest zrozumiały dla większości użytkowników języka polskiego. Pochodzenie wyrazu, a także jego pisownia, nie ma tu nic do rzeczy. M. Naleziński z niezrozumiałych powodów posługuje się inną definicją, wprowadzającą w błąd czytelnika jego stron.

Polskie wyrazy zapożyczone można podzielić na kilka grup w zależności od stopnia ich przyswojenia.

  • Takie wyrazy, jak deska, fajka, cegła, herbata, fryzjer, armia niczym szczególnym nie wyróżniają się dziś spośród innych wyrazów polskich (co najwyżej osobliwościami fonetycznymi i ortograficznymi). Wyrazy takie są odmienne (choć mogą mieć szczególny typ odmiany), ich pisownia odpowiada wymowie zgodnie z ogólnymi zasadami, można od nich tworzyć inne wyrazy. Uznajemy je za w pełni przyswojone (w pełni spolszczone).
  • Pewne wyrazy spełniają wszystkie powyższe warunki, z wyjątkiem tego, że zachowują pisownię oryginalną, np. camping. Takie przyswojone gramatycznie wyrazy należy spolszczać do końca, a wyjątkiem mogą być tylko nazwy własne. A zatem, jeśli pospolity wyraz jest odmienny, powinien zawsze móc być zapisywanym z zachowaniem reguł polskiej ortografii. O ile to możliwe, zasadę tę stosować należy także do nazw geograficznych. Co więcej, polska ortografia powinna być w takich przypadkach zalecana, a ortografię oryginalną należy z czasem usuwać ze słowników i zastępować polską. Taka zasada nie jest konsekwentnie przestrzegana przez normodawców; w przekonaniu autora tego artykułu należy dążyć do zmiany tego stanu rzeczy.
  • Istnieją wyrazy, które bywają odmienne bądź nieodmienne, np. kakao. W takich wypadkach należy promować postacie odmienne, a dodatkowo na mocy poprzedniego punktu, należy promować w zapisie takich wyrazów ortografię polską.
  • Wreszcie są wyrazy zapożyczone, które są nieodmienne w języku polskim. Dla zapisu takich wyrazów można stosować oryginalną normę ortograficzną, np. jury, menu, choć jeśli istnieje też tradycja zapisu zgodnego z zasadami polskiej ortografii, należy taki zapis stawiać na pierwszym miejscu. Pisownię polską należałoby zalecać zwłaszcza wtedy, gdy nieodmienny wyraz jest podstawą do tworzenia wyrazów pochodnych.

Dodatkowo uwagę należałoby poświęcić wyrazom złożonym. Przyjmuje się tu zasadę, że nie wolno łączyć elementów ortograficznie nieprzyswojonych z przyswojonymi. Za wyjątkowo rażącą trzeba więc uznać formę bizneswoman. Taki zapis powinien być zdecydowanie zastąpiony oryginalnym businesswoman, albo też, co bardziej polecane, wyraz ten powinien zostać zastąpiony polskim derywatem biznesmenka.

W przeciwieństwie do M. Nalezińskiego autor nie widzi żadnego racjonalnego powodu, aby przy spolszczaniu obcych wyrazów zmieniać w sposób znaczący ich oryginalną wymowę, a w szczególności aby zmieniać samogłoskę -i- na -y- po t, d, r. Grupy z -i- nie są już dziś egzotyczne dla Polaków, a nasz język rekonstruuje je często w wyrazach zapożyczonych, w których kiedyś obowiązywały grupy z -y-. Propozycja M. Nalezińskiego sprzeczna jest więc z obecnym tendencjami. Oto przykłady:

  • -ti-, np. aguti, aperitif, batik, butik, dementi, dżojstik, elastik, festiwal, graffiti, gratis, Haiti, intifada, jachting, Kiribati, koati, kontinuum, kotik, kutikula, latimeria, martini, mastif, mastiks, matinka, matiz, mufti, multikino, multiwitamina, optimum, pastisz, petit, petting, plastik, prestidigitator, prestiż, sati, skauting, sonatina, stilon, striptiz, Tahiti, Tarantino, tartinka, tibia, Tibor, tigmotaksja, tigon, tik, tiksotropia, tik-tak, tilaka, tilapia, tilit, Timor, Timur, Tina, tinta, tip-top, tipi, tips, tir, tiramisu, Tirana, tirli tirli, tirówka, Tito, titoizm, uistiti, ultimatum, wapiti;
  • -di-, np. adidas, Burundi, didaskalia, didżej, dielektryk, difenbachia, digitalizacja, diler, dimer, Dina, dinar, dingi, dingo, dinornis, dinoterium, dinozaur, dintojra, dipis, diplodok, dipol, dirhem, dirka, diwa, efendi, kadisz, mahdi, Malediwy, Nasreddin, prestidigitator, prodiż;
  • -ri-, np. aperitif, auriga, balerina, beri-beri, Bering, bridż, bristol, dewanagari, drink, garibaldczyk, grindwal, gringo, grizli, harakiri, indris, Kalahari, Karina, kartridż, Kiribati, kliring, korrida, kris, Kriszna, kszatrija, lastriko, lori, mirinda, neutrino, pekari, primabalerina, Rigweda, Rijad, Rijeka, riketsja, riksza, Riła, ring, ringo, riposta, ripsalis, riszta, Rita, riwiera, safari, sari, Sri Lanka, striptiz, tri, triceratops, trik, uakari, wari.

Formy z -ty-, -dy-, -ry- zwyciężają w nowych zapożyczeniach, gdy już istnieje podobny i pokrewny znaczeniowo wyraz, np. audyt, nie audit, bo audytorium. Uwaga: elastik, plastik to określenia materiału, elastyki to elastyczne spodnie (niekoniecznie wykonane z elastiku), plastyk to człowiek zajmujący się plastyką: malarstwem, rzeźbą, grafiką, architekturą (niemający nic wspólnego z plastikiem). M. Nalezińskiemu rozróżnienia te są zupełnie obce.

Podobnie zachowują się dziś często także spółgłoski c, s, z, cz, dż, sz, ż:

Oryginalne -ly-, -ky-, -gy- ulegają zwykle zmianie przy spolszczaniu do -li-, -ki-, -gi-, jednak i ta reguła też przestaje powoli obowiązywać:

  • -ly-: glyptodon, kelyfit, lyddit, lygrys, lykantropia (obok likantropia), Lyski, lystrozaur, molybdomancja, palynologia (obok palinologia);
  • -ky-: ankylozaur (rzadziej ankilozaur), krokydolit, kyliks, kynologia, kysz, kyszłak (dawniej kiszłak), skyfos;
  • -gy-: androgynia, gymnokalicjum, gynandria (choć ginekologia), gynerium, gynura (obok ginura), gyromancja, gyros, gytia, lagynos, poligynia.
Spolszczenia nazw geograficznych i pochodnych

Wśród postulatów M. Nalezińskiego liczną grupę stanowią spolszczenia nazw geograficznych. Niektóre są godne uwagi i poparcia, zwłaszcza gdy zmiana polegać ma jedynie na spolszczeniu pisowni:

  • Butan zamiast Bhutan (zgodnie z wymową);
  • Erewan (dopuszczone przez WSPP) zamiast Erywań (nazwa ta, choć dopuszczona w WSPP, jest już przestarzała);
  • Fareria jako nazwa zależnego od Danii terytorium położonego na Wyspach Owczych (stąd język farerski, Farerowie);
  • Gana zamiast Ghana;
  • Gurkowie zamiast Gurkhowie;
  • Kanbera zamiast Canberra (wyraz ten jest odmienny, zalecane obecnie w Canberze wygląda wyjątkowo dziwacznie);
  • Kasablanka zamiast Casablanca;
  • Kebek zamiast Quebec;
  • Lesoto zamiast Lesotho (wyraz jest nieodmienny, ale pisownia bez -h- zdaje się mieć pewną tradycję);
  • Lasa zamiast Lhasa;
  • Magreb zamiast Maghreb;
  • Malgasja zamiast Republika Malgaska;
  • Słowacja zamiast nadużywanego Republika Słowacka;
  • Wankuwer zamiast Vancouver.

Kilka dalszych przykładów przeniesiono do odrębnego artykułu.

Wątpliwości wzbudzają inne propozycje zmian. Warto się bowiem zastanowić, czy w dobie integracji europejskiej i globalizacji jest potrzeba tworzyć byty ponad miarę i nadawać polskie nazwy miastom i państwom stosunkowo rzadko wzmiankowanym w polskich tekstach. Tu wymienić można:

  • Angwila zamiast Anguilla;
  • Antygwa zamiast Antigua (na takiej samej zasadzie jak Gwatemala czy Paragwaj; jednak raczej Antigwa (GJ), zob. wyżej);
  • Asuncja zamiast Asunción;
  • Bordo lub Bordowa zamiast Bordeaux;
  • Brunea zamiast Brunei (pozwala odmieniać wyraz, a forma oryginalna pozostaje jako jedna z form fleksyjnych);
  • Galisja zamiast Galicia, kraina w Hiszpanii; dawniej używano nazw Galicja, galicyjski, i nie wiadomo, komu to przeszkadzało;
  • Inuicja (o ile komuś ten termin jest potrzebny);
  • Iworia zamiast Wybrzeże Kości Słoniowej;
  • Kapowerdia zamiast Wyspy Zielonego Przylądka;
  • Komoria, nazwa państwa na Komorach;
  • Królewia zamiast Obwód Kaliningradzki, Obwód Królewiecki (brak takiej tradycji);
  • Leonia zamiast Sierra Leone;
  • Limuzynia zamiast Limousin (brak takiej tradycji);
  • Malawia zamiast Malawi;
  • Peruwia zamiast Peru (nazwa ta budzi poważne wątpliwości z uwagi na jawną niezgodność z tradycją, z drugiej jednak strony poparta jest przymiotnikiem peruwiański!).

Inne propozycje są często szokujące i nie zasługują na poparcie, gdyż rażąco sprzeciwiałyby się tradycji i praktyce językowej:

  • *Azeria zamiast Azerbejdżan: obecna nazwa jest zgodna z oryginalną, a w żaden sposób nie kłóci się z zasadami języka polskiego;
  • *Bakia zamiast Baku;
  • *Baskia (poprawnie jest Baskonia);
  • *Batumia zamiast Batumi;
  • *Bengalia zamiast Bangladesz (Bengalia kojarzy się z Bengalem, krainą w dawnych Indiach, a nie z państwem Bangladesz);
  • *Beliza, *Belizja zamiast Belize;
  • *Bisawa, *Bisawia zamiast (Gwinea) Bissau (nieodmienne, ale zapisywane zgodnie z wymową);
  • *Brasylia zamiast Brazylia;
  • *Burkinia zamiast Burkina Faso (dlaczego nie po prostu Burkina?);
  • *Burundia zamiast Burundi;
  • *Butania zamiast Bhutan, zob. Butan wyżej;
  • *Chilia [chilja] zamiast Chile: niezgodne z wymową i tradycją;
  • *Dela, *Deli zamiast Delhi (wyraz nieodmienny);
  • *Dublin wymawiane [dublin];
  • *Elefantia zamiast Wybrzeże Kości Słoniowej, zwłaszcza nazwa mieszkańca Elefant kojarzy się nieodparcie ze słoniem i nie wzbudza entuzjazmu, można natomiast poprzeć warunkowo nazwę Iworia, o ile ma ona w ogóle jakąkolwiek rację bytu, zob. wyżej;
  • *Erewanin – nie ma niczego złego w obowiązującej (WSPP) formie erewańczyk;
  • *Eskimosja – nieużywane;
  • *Euroland, *Eurolandia zamiast Unia Europejska (nazwa brzmi niepoważnie, jak Disneyland…);
  • *Gania zamiast Ghana (może za to być Gana);
  • *Gurcy – zamiast Gurkhowie (może za to być Gurkowie), na pewno także nie *Górcy (kilka takich form wkradło się na stronę M. Nalezińskiego, zapewne przez niedopatrzenie);
  • *Kapowerdy zamiast Wyspy Zielonego Przylądka (nowotwór geograficzny, zbędny);
  • *Karakas zamiast Caracas (wyraz jest nieodmienny);
  • *Kardyf zamiast Cardiff (jeśli już spolszczać, to do Kardif, zgodnego z obowiązującą wymową);
  • *Kirybatia zamiast Kiribati, zob. też wyżej;
  • *Kitia, *Kwitia zamiast Quito (jeżeli już mielibyśmy spolszczyć, to zgodnie z wymową: Kito);
  • *Kosowia zamiast Kosowo;
  • *Lankia zamiast Sri Lanka;
  • *Lesotia zamiast Lesotho (za to może być Lesoto);
  • *Lasja zamiast Lhasa (za to może być Lasa);
  • *Lichtensztyn zamiast Liechtenstein (za to poprawne powinno być zgodne z wymową Lichtensztajn);
  • *Maledywia zamiast Malediwy (państwo; jeżeli już spolszczać, to do postaci Malediwia (GJ), zob. wyżej),
  • *Malgas, *Malgaska zamiast Malgasz, Malgaszka (propozycja wbrew tradycji, dziwaczna i niezrozumiała);
  • *Malia zamiast Mali;
  • *Montewida zamiast Montevideo (zdecydowanie jednak Montewideo);
  • *Naura zamiast Nauru (dlaczego nie *Nauria?);
  • *Odesa zamiast Odessa (wyraz ten wymawiany jest [odessa] i tylko taka wymowa jest uznana za jedyną poprawną przez WSPP);
  • *Palawia, *Palawy zamiast Palau;
  • *Salomonia i *Salomony zamiast Wyspy Salomona;
  • *Saragosa zamiast Saragossa (z obowiązkową wymową [saragossa], obecnie dopuszczalna także [saragosa] (GJ));
  • *Saudia zamiast Arabia Saudyjska;
  • *Suazja zamiast Suazi;
  • *Talin zamiast Tallin (WSPP dopuszcza jedynie wymowę -ll-, zgodną z obowiązującą ortografią i praktyką językową);
  • *Tbilisja, *Tybilisja zamiast Tbilisi;
  • *Tompryncypia zamiast Wyspy Świętego Tomasza i Książęca (kraj);
  • *Tuwalia zamiast Tuvalu;
  • *Waducja, *Waduza zamiast Vaduz;
  • *Waleta zamiast La Valetta (można natomiast poprzeć pisaną formę zgodną z wymową, a więc Waletta);
  • *Wanuatia zamiast Vanuatu;
  • *Welington [welinkton] zamiast Wellington [ueliŋkton] (obowiązuje taka właśnie wymowa, i rzeczywiście taka wymowa w użyciu);
  • *Wirginia i *Wirginy zamiast Wyspy Dziewicze (odpowiednio kraj i archipelag);
  • *Zymbabwia zamiast Zimbabwe;
  • *Żydia zamiast Żydostwo ‘ogół Żydów’, ‘Żydzi na emigracji’, analogiczne do Polonia (w innych znaczeniach nieużywane).
Przyrostek -ec tworzący nazwy członków narodowości

Wbrew opinii M. Nalezińskiego przyrostek -ec tworzący nazwy niektórych narodowości nie ma znaczenia pejoratywnego. Nazwy w rodzaju Ukrainiec, Słoweniec, Słowiniec, Niemiec, Nieniec są silnie zakorzenione w naszym języku. Nie ma więc powodu ani potrzeby lansowania nowotworów językowych w rodzaju *Ukrain, *Słowen, *Słowin (czy również *Niem? *Nien?).

Z drugiej strony trzeba jednak przyznać, że wyraz Afganiec został wyparty przez Afgańczyk (NSPP dopuszczał też Afgan). Problem w tym, że oczekiwane na mocy analogii wyrazy typu *Ukrain czy *Ukraińczyk brzmią obco i nie mają żadnej tradycji. Przyrostek -ec jest martwy w funkcji tworzenia nazw członków narodowości i dlatego wtedy warto będzie wrócić do tematu dopiero, gdy ktoś podchwyci pomysł M. Nalezińskiego.

Spolszczenia innych zapożyczeń

Nie przekonują propozycje M. Nalezińskiego takie jak:

  • *dynga zamiast dingi (lepiej dinga, jeśli już forma ta miałaby stać się odmienną, por. uwagi wyżej);
  • *dypis zamiast dipis (por. uwagi wyżej);
  • *gerylas – jeśli w ogóle istnieje potrzeba nazwania jakoś członka guerillas, to już raczej geril lub gerilas, a nie gerylas, zob. wyżej;
  • *gryl zamiast grill – uwaga jak wyżej;
  • *gryzel zamiast grizli – po raz kolejny propozycja niezgodna z tendencjami we współczesnym języku polskim;
  • *halowin zamiast Halloween – M. Naleziński proponuje tu „zmienić wymowę”, co oczywiście jest niewykonalne;
  • *intyfada zamiast intifada to wypadek analogiczny i przykład postępowania całkowicie wbrew uzusowi;
  • *lobbyng zamiast lobbing; formy na -ing mają już tradycję w języku polskim i nie ma potrzeby z nią walczyć, a połączenie -bi- brzmi przecież swojsko; podany jako przykład mityng jest wyjątkiem, gdyż został zapożyczony o wiele wcześniej;
  • marines z pełna odmianą marinesa, marinesowi…; na przeszkodzie stoi brak tradycji, wyraz marines jest nieodmienny i nie musi być spolszczany na siłę;
  • pub wymawiany [pub];
  • steward, stewardesa wymawiane „ortograficznie”;
  • *tur w znaczeniu tournée; czysta fantazja; wyraz jest nieodmienny i może pozostać graficznie niespolszczony;
  • *wekend zamiast weekend – propozycja ta brzmi po prostu śmiesznie.

Na szczególną uwagę zasługuje wyraz e-mail. Obecnie słowniki notują także zgodną z wymową formę mejl, którą dopuszczono na mocy specjalnej decyzji RJP. Nie ma powodu, aby zapożyczenie to tępić, w dodatku, że na gruncie języka polskiego uzyskało ściślejsze znaczenie niż w oryginale: po angielsku mail to poczta (w znaczeniu listy, paczki itd.), natomiast polskie słowo mejl oznacza wyłącznie pocztę elektroniczną. Warto też zwrócić uwagę na przynależność tego rzeczownika do rodzaju męskiego żywotnego w języku potocznym: wysłałem mejla, dostałem mejla. M. Naleziński proponuje e-poczta, ale na taką propozycję należy spojrzeć nieprzychylnie. Składa się ono bowiem ze skrótu angielskiego wyrazu electronic oraz polskiego wyrazu poczta, a tego rodzaju hybrydy nie są na ogół uznawane za poprawne. Elementu e- nie można łączyć z polskim wyrazem elektroniczny: po polsku mówimy bowiem poczta elektroniczna, a nie elektroniczna poczta.

Wszystkie postacie inne niż e-mail i mejl (także częsta *mail) są błędne. Uwaga ta dotyczy też form nieistniejących, wymyślonych przez M. Nalezińskiego, który ma tylko pozornie na celu walkę o zgodność pisowni z wymową, bowiem wbrew składanym deklaracjom i bez jakichkolwiek sensownych argumentów nie przyjmuje do wiadomości, że sprawa wyrazu mejl została już definitywnie i pozytywnie zakończona. Zamiast przyjąć ze zrozumieniem decyzję RJP, usiłuje przekonywać swoich czytelników, że powinni odrzucić tę zgodną z wymową pisownię i w ogóle wyraz mejl, tak przecież rozpowszechniony w dzisiejszej polszczyźnie, i zastąpić go wymyślonym przez niego nowotworem *emajl (u naszych południowych sąsiadów wyraz taki istnieje, lecz znaczy ‘emalia’). Rozsyłane przez niego listy z informacją, jakoby redaktorzy tekstów, zwłaszcza drukowanych, mieli wybór pomiędzy istniejącą formą mejl a wymyśloną *emajl, zawierają więc nieprawdę i powinny być ignorowane.

Używa się także czasownika mejlować ‘wysyłać mejle’. Proponowane przez M. Nalezińskiego nadawać e-pocztę jest za długie i dlatego nie do zaakceptowania z uwagi na częste użycie. E-mailować słusznie razi choćby z uwagi na nieprzyswojoną postać graficzną, *emajlować jest nie do przyjęcia z uwagi na panującą wymowę. Nie warto popierać również nowotworu e-pocztować choćby z uwagi na połączenie angielskiego skrótu e- z polską resztą, z uwagi na brak wyrazu pocztować w języku polskim, a wreszcie z uwagi na to, że wyraz taki nie istnieje (istnieje natomiast wyraz mejlować).

Wybór jednego z istniejących wariantów

Nie przekonują próby narzucania jedynego poprawnego wariantu w sytuacji, gdy w użyciu istnieją dwie formy, równie rozpowszechnione, jak dzieje się to w wypadku wyrazów kemping, mafiozo, pinezka, silikon, standard, striptiz i in. Zob. jednak recykling.

Zdecydowanie odrzucić należy wszelkie wywody pseudoetymologiczne, jakie można wyczytać na jednej ze stron internetowych M. Nalezińskiego, który przytacza przykłady istnienia drugiej przesuwki germańskiej niemającej absolutnie żadnego, nawet pośredniego, związku z wyborem między standard a standart (równie związane byłoby np. przytaczanie przejścia średniochińskiego da w dzisiejsze mandaryńskie [ta] ‘wielki’). Zdecydowany sprzeciw wzbudza postulat uznania za niepoprawne form standard, standardowy, czego M. Naleziński domaga się pośrednio (bez żadnego właściwie uzasadnienia). Zgodzić się z nim można natomiast (pomijając jego przydługą, niepotrzebną i nieskuteczną argumentację), że nie ma podstaw, aby uznawać dziś jedynie standard i standardowy za warianty poprawne.

Problemy z odmianą

Wątpliwości fleksyjne

Uwaga wstępna. W języku polskim istnieje kategoria deprecjatywności. Istnienie jej oznacza, że teoretycznie każdy rzeczownik rodzaju męskoosobowego, który ma formę męskoosobową mianownika liczby mnogiej, może także tworzyć poprawną formę niemęskoosobową. Np. zwykłym M lm od chłop jest forma (ci) chłopi, ale obok niej funkcjonuje także nacechowane (te) chłopy. Takich form jak doktory, profesory, ministry, adwokaty, Cygany nie należy więc określać jako niepoprawne, a przecież autorzy WSPP tylko niektóre z tych form cytują jako ekspresywne. Formy takie niosą określone, dodatkowe znaczenie (najczęściej negatywne) i nie można ich używać w stylu neutralnym. Istnieją jednak rzeczowniki, w których formy niemęskoosobowe są częstsze od normalnych (np. chłopaki obok rzadkiego chłopacy; te anioły obok starszego i rzadszego ci aniołowie i całkiem już archaicznego ci anieli), a nawet jedyne istniejące (np. karły). W tym ostatnim przypadku o rodzaju męskoosobowym świadczy tylko forma biernika liczby mnogiej (widzę karłów).

Form męskoosobowych nie należy dorabiać na siłę (karli? karłowie?), ani nie należy używać form niemęskoosobowych, gdy wyraz nie oznacza osoby (dlatego tylko ci roślinożercy, choć wyraz odnosi się tylko do zwierząt!). M. Naleziński zdaje się nie przestrzegać tych zasad.

Wyraz gwiazda oznacza bądź ciało niebieskie, bądź osobę wyróżniającą się pod jakimś względem. W celowniku i miejscowniku lp przybiera on nieregularną postać gwieździe. M. Naleziński proponuje, aby w znaczeniu osobowym przyjąć za poprawną formę regularną gwiaździe. Nie wiadomo, czy taki zwyczaj jest praktykowany przez Polaków. Jeśli nie, podobne zalecenie powodowałoby jedynie niczym nieuzasadnioną komplikację. Identyczna uwaga dotyczy również wyrazu ofiara, w tym proponowanej formy wyrazowej ofiarze w niektórych użyciach.

Postać organa jest dopuszczona w WSPP obok formy organy w pewnych znaczeniach. Jest to doskonale zgodne z praktyką językową. Postulat M. Nalezińskiego domagającego się wyłączności formy organa władzy jest zbyt daleko idący i niepotrzebny: przecież jeśli ktoś woli archaizującą postać organa, może ją stosować i teraz.

M. Naleziński ma rację, że dopuszczalne są jedynie formy przekonujący i przekonywający, ale nie przekonywujący. Być może warto jednak poczynić związaną z tym problemem pewną istotną uwagę. Czasowniki z zakończeniem ~ywać, ~iwać należały kiedyś do typu odmiany ~ać, ~am, ~asz i dlatego dawniejsi autorzy (m.in. Szober) nie wyróżniali ich w odrębną klasę. Dziś jednak większość odmienia się wyłącznie według nowego modelu ~ywać, ~uję, ~ujesz — formy typu porównywam (zamiast porównuję) brzmią archaicznie. Ze skrzyżowania starego i nowego modelu, a może raczej przez rozszerzenie użycia formantu ~yw~/~iw~ na wszystkie formy, powstał trzeci model odmiany: ~ywać, ~ywuję, ~ywujesz (np. porównywuję). Formy takie są uważane dziś za niepoprawne, jednak jest to pewnym uproszczeniem, gdyż są akurat jedynymi możliwymi przy rdzeniu zakończonym na l: rozstrzeliwać, rozstrzeliwuję, rozstrzeliwujesz, rozstrzeliwujący. Niektóre formy nieuznawane przez normę słyszy się powszechnie, np. dorysowywuję (zamiast dorysowuję). Postacie tego rodzaju mogą

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie