Frederick Pohl „Gateway – brama do gwiazd”
Już na początku czytelnik zostaje nieco zaskoczony – akcja powieści rozpoczyna się…w gabinecie robota-psychiatry. Pojawia się w nim niejaki [imię nazwisko] – milioner i znany były eksplorator kosmosu. Ten stan zaskoczenia, czy też „wciągnięcia się” i fascynacji, trwa do ostatniej sceny „Bramy do gwiazd”.
Jest to dwutorowo biegnąca opowieść: Robinette Broadhead spowiada się u robota z lęków, z którymi nie potrafi sobie poradzić; jest to pierwsza warstwa książki. Druga warstwa to metodyczna opowieść o życiu eksploratora, naprzemienna ze scenami u psychiatry. Czytelnik poznaje ciężką pracę bohatera w kopalni na Ziemi, śmierć jego matki, zwycięstwo w loterii sporej sumy pieniędzy, decyzję wydania ich wszystkich na lot w jedną stronę na Gateway – odnalezioną w Układzie Słonecznym sprawną stację startową rakiet jakiejś starożytnej rasy.
Rakiety te docierają w relatywnie krótkim czasie do bardzo odległych miejsc galaktyki. Ludzie posługują się jednak nimi jak małe dziecko siedzące w samochodzie: wciśnijmy tu i tam, zobaczymy, co się stanie… Dlatego podróże dziwnymi statkami są szalenie ryzykowne: z powodu zbyt długiego trwania podróży może zabraknąć pożywienia i wody; statek może trafić w zasięg przyciągania jakiejś gwiazdy i się z niego nie wydostać; w wyniku przestawienia dźwigni na pulpicie można nie wrócić do Układu Słonecznego. Z drugiej strony, szczęściarze trafiają na zdatne do zamieszkania planety; tacy zdobywają wielkie pieniądze. Czasem znajdowane są też dziwne artefakty Obcych; za nie pieniądze są jeszcze większe. Ogólnie rzecz biorąc – eksploratorzy prowadzą grę hazardową: w nadziei na niepewną wygraną ryzykują swoje życie, pieniądze i… zdrowie psychiczne.
To właśnie jest powodem wizyty głównego bohatera u psychiatry. Podczas swoich trzech wypraw zmaga się on z przyrodzoną im traumą: początkowo nie znajduje nic, następnie w akcie desperacji wyrusza samotnie w misję o ogromnym stopniu ryzyka. Znajduje w jej wyniku krótszą niż dotychczas drogę do odnalezionej niedawno stacji Gateway 2, ale w ataku furii, przesuwając dźwignie na pulpicie, niszczy swój statek. Z tej przyczyny zostaje mu odebrana wielka premia
Najpoważniejszą przyczyną załamania nerwowego jest jednak dla Broadheada wyprawa trzecia. Razem z większą załogą odkrywa wówczas nieznaną dotąd planetę. Dwa bliźniacze statki dostają się jednak w zasięg czarnej dziury; aby wyrwać się z jej zasięgu, należy stłoczyć się w jednej z rakiet, aby obniżyć wielkość przyciąganej masy. [nazwisko] nie zdąża zrobić tego na czas i pozostaje uwięziony sam w statku, który ma spaść w otchłań.
Natychmiast podejmuje decyzję: zamiast ginąć we wnętrzu czarnej dziury, odpala silniki i ucieka na Ziemię. Pozostawia w rakiecie przygotowanej do odlotu dziewięć osób, w tym ukochaną kobietę. Wszyscy – ze względu na zakrzywienia czasowe – będą ginąć przez całą ziemską wieczność, choć z ich perspektywy to zaledwie kilka sekund. [nazwisko] natomiast zdobywa obiecaną nagrodę – jako jedyny odbiera przeznaczoną dla dziesięciu osób kwotę dziesięciu milionów dolarów. Do końca życia będzie jednak odczuwać wielkie wyrzuty sumienia.
Tak właśnie wygląda fabuła „Gateway”. Stanowi ona życiorys przykładowego odkrywcy kosmosu – przeżywającego w związku z eksploracją ekscytację nieznanym, fascynację dalekimi podróżami, odkrywaniem rzeczy nieznanych dotąd żadnemu człowiekowi; bohater odczuwa również wielki strach, obawia się o własne życie i jest niekiedy stawiany przed wielkimi dylematami moralnymi, w sytuacjach ekstremalnych, z których nie ma dobrego wyjścia.
W książce chodzi przede wszystkim o przygodę – ale nie przedstawianą naiwnie i bez-krytycznie, jak w wielu wcześniejszych (przed latami 50-ymi) powieściach i opowiadaniach SF. [imię nazwisko] jest człowiekiem z krwi i kości, w pewnym sensie wręcz Jedermanem – osobą wyniesioną z ludzkiego dna na wyżyny i przeżywającą wydarzenia dostępne dla niewielu.
Może dlatego, że „Gateway” udowadnia tezę, że podobny „amerykański sen” może przydarzyć się każdemu, a także ze względu na parę znakomitych chwytów stylistycznych (dwutorowa akcja rozpoczynająca się nietypowo u psychiatry, dodanie w formie ilustracji zapisów rozmów w gabinecie), książka jest tak fascynująca, tak „wciąga”. To ostatnie jest pierwszym i najważniejszym celem literatury popularnej, lekkiej, który Frederick Pohl spełnił znakomicie. Nie poprzestał jednak na tym – oprócz „nagiej” przygody jego powieść przedstawia – po prostu – kilka ważnych praw o naturze ludzkiej. A o to przecież chodzi w całej literaturze, nie tylko fantastycznej.
Marcin Jan Szklarski
Informator Gdańskiego Klubu Fantastyki