Pochwała indywidualizmu - Kate Wilhelm „Gdzie dawniej śpiewał ptak”
Powieść Amerykanki Kate Wilhelm „Gdzie dawniej śpiewał ptak” pochodzi z 1976 roku. Jest to moment pewnego odprężenia na światowej arenie politycznej, zimna wojna ulega nieznacznemu ociepleniu, jednak groźba wojny atomowej nadal pozostaje mniej lub bardziej aktualna. Temat ten podjęła Wilhelm nie jako pierwsza i nie jako ostatnia; nie zdecydowała się jednak na – najczęstsze chyba – ujęcie po-wojenne, lecz zadała sobie trud opisania przebiegu apokalipsy.
Apokalipsa u Wilhelm ma charakter demograficzny – w wyniku wszechobecnego promieniowania ludzie stają się bezpłodni. Kraje arabskie całkowicie blokują eksport ropy, w wyniku czego świat, i tak pogrążony w kryzysie i wojnach, ogarnia chaos. Powieść opisuje, jak sobie z radzą z sytuacją mieszkańcy jednej doliny w północno-wschodnich Stanach Zjednoczonych. Jest to rozbudowana rodzina (złożona w znacznej części z naukowców), która wykorzystuje swoje zasoby finansowe i wiedzę swoich członków do zbudowania szpitala. Do szpitala owego trafiają wszelkiego rodzaju zapasy oraz sprzęt medyczny.
Dzięki wiedzy naukowej udaje się przeżyć pierwsze lata, gdy wokół narasta coraz większy chaos, a życie stopniowo wymiera – zarówno zwierzęce, jak i ludzkie. Z czasem zamierają jakiekolwiek wiadomości spoza doliny, nawet włóczędzy przestają się pojawiać. Jedynie rośliny opierają się katastrofie genetycznej i rodzą jak dawniej – na wzgórzu nad doliną zmaganiom ludzi z końcem ich świata przygląda się obojętnie stary klon. Z czasem jednak również naszym bohaterom zagrozi zagłada – dlatego decydują się na krok radykalny. Ratunek znajdują w klonowaniu – badania na zwierzętach wskazują, że po kilku ogniwach łańcucha klonowania płodność powinna wrócić – najpierw częściowo, później całkowicie.
Metoda rzeczywiście funkcjonuje, jednak „potomstwo” jest inne od swoich „rodziców”. Ponieważ klonuje się ich po kilku, względnie w stosunkowo niedużych odstępach czasu, a na dodatek są oni tacy sami – między tak „zrodzonymi” braćmi i siostrami powstaje szczególnego rodzaju więź, uniemożliwiająca rozwój indywidualizmu. Powstaje niejako nowy rodzaj życia – życie grupowe.
Rodzeństwo jest nierozłączne, opuszczenie go przez jednego choćby członka powoduje cierpienia u wszystkich pozostałych; o ile pozostali potrafią pozbyć się tego uczucia dzięki „Uroczystości Odejścia”, to już osoba, która odeszła, nie jest w stanie się z nim uporać – może popaść w szaleństwo lub nawet zginąć. Odosobnienie jest najsurowszą i najgorszą karą. W tym nowym społeczeństwie coraz bardziej zbędni stają się „starzy” – w dolinie obowiązuje już całkowity prymat dobra grupy nad dobrem jednostki.
W takich okolicznościach znajdą się dwie osoby, które – z różnych przyczyn – odkrywają w sobie indywidualizm i, co jest w dolinie rzeczą absolutnie wyjątkową, talent artystyczny. Co z tego wyniknie – na dalszych stronach książki...
Godne uwagi jest w książce właściwie wszystko – nienaganna konstrukcja logiczna, znakomity styl pisarski, bardzo ciekawy pomysł, itd. Powieść wciąga, wciąga akcją – i nas-trojem. Nastrój jest istotną stroną tekstu, wypełnia go specyficzną atmosferą spokojnego osamotnienia w świecie, który właśnie się skończył (choć nie do końca)
W sumie – powieść bardzo dobrze napisana, z mądrym przesłaniem. Zdecydowanie warto.
Michał Szklarski
Informator Gdańskiego Klubu Fantastyki
Kate Wilhelm „Gdzie dawniej śpiewał ptak”. Wyd. polskie: Czytelnik 1981