Fantastyka książki - Korund i salamandra, Ałła Gorelikowa

Jerzy Biernacki
06.09.2015

Wschód i Zachód w Trudnych Czasach

Alle Gorelikowej tak spodobał się projekt okładki polskiego wydania, że pochwaliła się nim przed czytelnikami swojego internetowego bloga. Niestety na tej okładce zabrakło jednego istotnego drobiazgu, a mianowicie napisu „tom I”. Pełna oryginalna nazwa książki nie brzmi bowiem, jak twierdzi wydawca,  „Korona”, lecz „Korona, tom I – Korund i salamandra”.  Istnieją trzy kolejne tomy cyklu (nie licząc dodatkowego opowiadania-legendy z tego samego świata „Wierność i honor”),  w których kontynuowana jest opowieść o losach królestwa Targali. „Korund...” to właściwie zaledwie początek historii, zawiązanie wątków, zapoznanie czytelnika z po-wieściowym światem i bohaterami. Tak też należy ją odbierać, bowiem lektura ponad 350 stron pozostawia wrażenie niedosytu, daremnego oczekiwania na przyspieszenie i „zagęszczenie” akcji.

Akcja toczy się równolegle w dwóch czasach – teraźniejszości narratora, którym jest świeżo upieczony brat zakonny, i odległej przeszłości, na wpół mitycznej epoce zwanej Trudnymi Czasami (choć właściwie rosyjskie określenie smutnyje wriemiena oznacza czasy burzliwe, niespokojne). Braciszek Błażej, którego do klasztoru przywiodła bynajmniej nie wiara, a chęć ucieczki przed dotychczasowym życiem, posiada rzadki dar – dotykając przedmiotu widzi obrazy z życia jego kolejnych właścicieli. A że obecny król Targali chce poznać prawdę o Trudnych Czasach, do klasztoru zostają dostarczone stosowne artefakty, które wywołują u Błażeja wizje składające się na drugą (a właściwie pierwszą, bo istotniejszą) warstwę narracji.

Współcześni braciszka wiedzą tylko jedno: o nastaniu Trudnych Czasów przesądził moment, gdy po przegranej wojnie z państwem Dwunastu Ziem król Targali oddał zwycięskiemu monarsze swoją córkę za żonę. Zakonnik zaczyna więc śledztwo od tej chwili i, odpowiednio dobierając przedmioty, stopniowo zapełnia „białe plamy”

w historii. A że jest z natury ciekawski, nie ogranicza się do śledzenia wątków „zleconych” przez opata i króla, ale zerka też na losy mniej ważnych postaci, z którymi sympatyzuje.

Istotną rolę w powieściowej rzeczywistości odgrywają sprawy duchowe. Rozpowszechniona jest religia, tylko pytanie: jaka? Klasztory, opaci, bracia zakonni, Pan Bóg (jeden i dużymi literami), święci, nabożeństwa, modlitwy, posty i pokuty – wszystko to składa się na obraz na tyle znajomy, że scena, w której przeor zakonu uprawia magię, jawi się jako coś kompletnie nie pasującego do całości. Ale chyba taka „super-ekumeniczna” religia bardziej mi się podoba... Magiczne zaklęcia i wszelkiego rodzaju amulety to podstawa poczucia bezpieczeństwa i „wspomaganie” bohaterów w najróżniejszych opresjach. Czyli „Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek”, choć w tym przypadku nie powiedziane, czyja świeczka dłuższa...

Zaintrygowała mnie mocno kwestia imion postaci. W polskim przekładzie bohaterowie noszą imiona polskie i rosyjskie, co nie ma żadnego uzasadnienia w po-wieściowych realiach. Sięgnęłam więc do oryginału (w sieci są dostępne 4 pierwsze rozdziały tego tomu) i sprawa się wyjaśniła. Jeśli chodzi o ścisłość, nie tylko sprawa imion, ale i szerszy kontekst „polityczny” powieści. Imiona rosyjskie i ukraińskie noszą bowiem wyłącznie obywatele państwa Dwunastu Ziem, położonego na wschód od Targali, zaś z przeciwległego krańca  sąsiadującego z terenami noszącymi miana Ordy i Kalifatu. Państwo to jest nastawione pokojowo, a jego władca król Andrij – łagodny, liberalny i ogólnie oświecony. Jego przeciwieństwem jest prymitywny i okrutny król Targali – Henri (rosyjska pisownia sugeruje wymowę francuską), którego córka nosi imię Margota. Są tam też: Augier (w polskiej wersji Gustaw), Serge, John, Karel, Nico, Vitas... Słowem – cały zgniły Zachód. Jest też oddana przyjaciółka Margoty - Julia, która zdaje się być Polką, a w każdym razie córką „pana” (tak w oryginale) Gotwiańskiego, krnąbrnego  wasala, zniszczonego przez mściwego władcę.

Trudne Czasy nie były jednakże okresem wojny Wschodu z Zachodem, lecz ludzi z „podziemnymi nieludźmi” czyli gnomami. Czemu wojna wybuchła – dokładnie nie wiadomo, jednakże winę ponosi król Targali, który nie chciał dogadać się z gnomami „po dobremu”. W jakiej sprawie – znowu nie wiadomo, podobno miała tu coś do powiedzenia pewna wyrocznia gnomów, wiążąca międzyrasowy pokój z osobą księcia Karela – syna Henri’ego. Ale o co dokładnie chodziło – ponownie nie wiadomo... Ciekawe w którym tomie zagadki się wyjaśnią i czy Fabryka Słów da polskim czytelnikom  szansę zaspokojenia tej ciekawości?

Ałła Gorelikowa „Korund i salamandra”, Fabryka Słów 2008
Informator Gdańskiego Klubu Fantastyki

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie