Steampunk

Marek Szydełko
06.09.2015

Zanim przeczytacie po polsku STEAMPUNK TRZYMA SIĘ NIEŻLE antologia pod red. Ann Vandermeer, Jeff Vandermeer

Być może nie tak ambitny projekt jak wydana niemal równolegle antologia The New Weird pod redakcją tegoż samego małżeństwa, ale co najmniej równie interesujący. Moje doświadczenia ze steampunkiem były do tej pory minimalne, tym bardziej się cieszę, że za jednym zamachem poznałem jego przekrój.

I choć Steampunk nie jest tak logicznie usystematyzowany jak The New Weird, to nie zabrakło krótkich esejów pokazujących źródła gatunku (w XIX-wiecznej literaturze wagonowej – ha!), ale także pokazujących jego obecność w pop-kulturze i komiksie (tutaj wydzielonym z pop kultury). Sam steampunk z racji wieloletniej już obecności nie ma potrzeby takiego zdefiniowania, jak próbowano to uczynić w The New Weird, a i rdzeń jest w końcu w miarę łatwy do określenia (w końcu para dominuje), więc i nie było potrzeby dzielenia antologii na takie części. Grunt, że udało się tak dobrać teksty, by pokazać na czym opiera się gatunek, a jednocześnie redaktorzy ukazali zróżnicowanie stylistyczne twórców, jak też szeroki zakres ich zainteresowań.

Tym razem na szczęście, otrzymujemy tylko jeden fragment powieści, zaledwie kilkustronicowy (The Warlord of the Air Moorcocka), co na szczęście nie powoduje już takiego dysonansu jak w antologii The New Weird. Na nieszczęście jednak – fragment choć krótki, jest bardzo widowiskowy i rozbudził we mnie chęć posiadania prezentowanej powieści – pytanie tylko, czy całość będzie tego warta? Jak to z fragmentami bywa, nigdy nic nie wiadomo.

Spora część tekstów, jakby je odnieść do szkolnych porównań z lekcji języka polskiego, ma w sobie sporo z pozytywizmu, z wiary w potęgę ludzkiego umysłu, ale i obaw przed konsekwencjami dokonań ludzkich, które choć przynoszą postęp – pociągają za sobą określone skutki. Takie jest Lord Kelvin’s Machine Blaylocke’a, takie są A Sun in the Attic Gentle, The God-Clown is Near Lake’a, 72 litery Chianga (tekst znany u nas chociażby ze zbioru Historia twojego życia), Minutes of the Last Meeting Chapmana.

Chociaż nie ma tutaj tekstów, które uznałbym za ewidentnie słabe, to od całości odstawały opowiadanie Chabona, które dla mnie było jednak albo ukończone w niewłaściwym miejscu, albo mogłoby stanowić wstęp do czegoś większego – w takiej postaci, zdecydowanie odstaje in minus od reszty, podobnie jak Reflected Light Pollack. W ogóle dyskusyjne – czy to jeszcze opowiadanie, czy trochę fabularyzowany esej polityczny.

Ale oprócz poważniejszych tonów trafiły do tej antologii także teksty mniej poważne, zabawniejsze, z rodzaju tribute to…. Pierwszy to, mocno zainspirowany Wokół Księżyca Verne’a, The Selene Garndening Society – tekst niedorzeczny od strony naukowej, ale przeuroczy, z ostatnim zdaniem wywołującym eksplozję śmiechu. Drugi, to przypadek bardziej skomplikowany, bo jego odbiór jest chyba bezwzględnie determinowany krótkim wprowadzeniem przed opowiadaniem. Otóż The Steam Man of the Prairie and the Dark Rider Get Down: A Dime Novel Lansdale’a jest (bardzo) specyficznym hołdem złożonym dziewiętnastowiecznym źródłom steampunku, czyli literaturze wagonowej. I to jak się to opowiadanie przyjmie – musi być tym zastrzeżeniem obwarowane (bo z pozoru nie jest tak źle). Bohater wellsowskiego Wehikułu czasu swoimi podróżami naruszył czasoprzestrzeń, co powoduje narastanie coraz to poważniejszych konsekwencji. Problem w tym, że to tylko punkt wyjścia do niebywale, ale naprawdę niebywale kiczowatego opowiadania, z nagromadzeniem bardzo obrazowej przemocy i wulgarnego seksu. I tylko mając świadomość tego skąd i dlaczego jest taka treść tego tekstu, można się bawić.

Opowiadanie MacLeoda to dowód na to, że odbiór pisarza – i ewentualne zrażenie się do niego – zależy tylko od rozpoczęcia lektury od tego właściwego dzieła. Gdybym ponownie miał rozpoczynać swoją z nim przygodę, i gdyby ktoś dał mi wybór dwóch utworów (The Giving Mouth vs. Wieki światła), wiem z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, że tylko po tymże opowiadaniu więcej po MacLeoda bym nie sięgał. A przecież to nie jest złe opowiadanie – ba, skłonny byłbym nawet stwierdzić, że należy do najlepszych z tego tomiku, a już na pewno pod względem literackim – tyle że jako steampunkowa baśń dodatkowo jeszcze obnaża naczelną chyba cechę pisarstwa MacLeoda: nieśpieszny rytm i hipnotyzowanie słowem. W obu powieściach z eterem w tle sprawdzało się to bardzo dobrze, tutaj zbyt wyróżnia się z tła i może być trudne do przełknięcia. I przez tę nieporównywalność do pozostałych można odnieść negatywne wrażenie.

Są tutaj i teksty poważniejsze, i humorystyczne, i takie, które chciałbym uznać ze esencję steampunku, a także takie z pogranicza, gdzie wiek pary jest tylko dyskretnym tłem. Reasumując: jeśli ktoś poszukuje takiej jednorazowej dawki literatury, by w pigułce poznać czym ten nurt/podgatunek jest – Steampunk pod redakcją Vandermeerów spełnia, moim zdaniem, swoją rolę znakomicie.

Maciej Majewski
/www.maciejmajewski.pl/

GFK

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie