Polska została dosłownie zalana używanymi samochodami zza naszej zachodniej granicy, z których większość ma powypadkową przeszłość. Ich sprzedawcy znają setki sposobów na to, by ukryć ewidentne wady przed kupującymi, o czym wiele osób niestety się już przekonało. W ostatnich latach prawdziwym hitem są internetowe dekodery numeru VIN, które rzekomo gwarantują poznanie wiarygodnej historii samochodu. Czy to prawda? Nie do końca.
Każdy tego typu dekoder oferuje dwie wersje raportów: bezpłatny oraz płatny. Pierwszy jest bardzo okrojony i w praktyce okazuje się być kompletnie nieprzydatny. Potencjalny nabywca dowie się tylko, kiedy samochód został wyprodukowany, czy jest ubezpieczony i zarejestrowany, a także pozna podstawowe informacje, np. kolor nadwozia czy wersja wyposażenia.
Płatna wersja raportu jest znacznie obszerniejsza i powinna już zawierać informacje na temat chociażby przebytych napraw mechanicznych i blacharskich. To jednak tylko teoria. Uiszczenie opłaty (do 50 złotych) wcale nie daje gwarancji poznania szczegółowej historii pojazdu. Dlaczego?
Nawet autoryzowane stacje obsługi nie dochowują rzetelności w prowadzeniu ewidencji pojazdów, które do nich trafiają. Notorycznie zdarza się więc, że w raporcie nie ma żadnej wzmianki na temat np. naprawy gwarancyjnej, podczas gdy tak była przeprowadzona. To jednak błahostka. Gorzej, gdy serwis nie odnotował w swojej bazie poważnej naprawy powypadkowej. Wówczas nabywca się o tym fakcie nie dowie – no chyba, że skorzysta z pomocy doświadczonego blacharza-lakiernika, który bez trudu znajdzie ślady napraw.
Doświadczenie pokazuje, że w raportach z rozkodowanych numerów VIN znajdują się tylko szczątkowe informacje na temat historii pojazdu. Serwisy rzetelnie odnotowują chociażby akcje naprawcze producentów, ale to w żaden sposób nie pozwoli ocenić, czy dany egzemplarz jest godny uwagi.
Lepszym sposobem na poznanie historii samochodu jest skontaktowanie się ze stacją obsługi, w której auto było serwisowane. Ten sposób ma sens jednak wyłącznie wtedy, gdy pojazdem przez cały okres eksploatacji zajmował się tylko jeden warsztat, co na rynku wtórnym zdarza się niezwykle rzadko.
Nie oznacza to oczywiście, że korzystanie z dekoderów VIN nie ma żadnego sensu. Jest to dobry sposób na to, aby dowiedzieć się, czy pojazd jest ubezpieczony, czy przeszedł ostatni przegląd techniczny, czy deklarowane przez sprzedającego wyposażenie zgadza się ze stanem faktycznym. Na pewno jednak raport z dekodera nie może być podstawą do podjęcia decyzji o zakupie (lub też nie) pojazdu.