Zatwardziali fani koncertów uznają to za herezję, natomiast wieloletnie doświadczenie uczy, że kupowanie biletów na występy ulubionych artystów, zwłaszcza światowych gwiazd muzyki, w dniu startu sprzedaży jest średnim pomysłem. Dlaczego? Oto kilka argumentów.
Jeszcze 10 lat temu kupowanie biletów w dniu startu sprzedaży miało sens, ponieważ wejściówki na koncerty tych największych gwiazd rzeczywiście rozchodziły się na pniu. Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Organizatorzy celowo „rzucają” bilety na rynek w partiach, aby podtrzymać zainteresowanie wydarzeniem i wywołać wrażenie ograniczonej dostępności.
Paradoksalnie zakup biletów w dniu startu sprzedaży wcale nie musi być najtańszą opcją. Od pewnego czasu normą jest, że organizatorzy obniżają ceny wejściówek, gdy widzą, że wydarzenie sprzedaje się średnio lub słabo.
Zakup biletów w dniu startu sprzedaży to droga przez mękę i sport dla cierpliwych. Nie dość, że zwykle trzeba wstać albo w środku nocy, albo czatować przed komputerem w godzinach porannych, to jeszcze system sprzedaży działa jak chce. Normą jest zawieszanie się systemu, wyświetlanie dostępności biletów, których tak naprawdę nie ma, odrzucanie płatności etc.
Szczytem perfidii jest to, co od pewnego czasu robią monopoliści na rynku organizacji koncertów. Otóż chodzi o sytuację, w której w sprzedaży nagle pojawiają się bilety na rzekomo wcześniej wyprzedane wydarzenie. Jest to skrajnie nieuczciwe działanie, a jednocześnie powód, dla którego naprawdę nie ma sensu rzucać się na wejściówki w dniu startu sprzedaży.