Nie ma chyba fana muzyki, który nie marzyłby o wybraniu się na koncert ulubionego wykonawcy. Wszyscy znajdujemy się w męczącej fazie koncertowego „detoksu”, co ma oczywiście związek z trwającą pandemią. Wydarzenia muzyczne na żywo były jednymi z pierwszych ofiar COVID-19 i na razie nic nie wskazuje na to, aby koncerty w dobrze nam znanej formule wróciły w przewidywalnej przyszłości. Zabawmy się więc w wizjonerów i pomyślmy, jak mogą wyglądać koncerty po pandemii. Jedno jest pewne: nie będzie tak różowo, jak wcześniej.
Tutaj w zasadzie mamy pewność. Wydzielone sektory na 100% będą nowym koncertowym standardem. Pytanie tylko, jak zostanie to zrealizowane w praktyce. Czy organizatorzy zdecydują się na wydzielenie osobnych sektorów dla kilku, kilkunastu czy może kilkudziesięciu osób? Pewne jest natomiast, że taka zmiana spowoduje znaczące ograniczenie liczby uczestników koncertów. O wydarzeniach na 50-70 tysięcy osób możemy raczej w najbliższej przyszłości zapomnieć.
Ich organizacja nie będzie się po prostu opłacać. Żadne tuzy światowej muzyki nie przyjadą na festiwal, na którym miałyby zagrać dla np. 2000 osób. Byłoby to dla nich problematyczne ze względów wizerunkowych, ale i finansowych. Organizacja festiwalu muzycznego kosztuje krocie i te pieniądze muszą się zwrócić z biletów. Jeśli nie będzie ich komu kupować, to takie imprezy pozostaną tylko pięknym wspomnieniem.
Można sobie bardzo łatwo wyobrazić, że każda osoba, która kupi bilet na koncert po pandemii, będzie musiała podać komplet swoich danych, numer telefonu, a może nawet zarejestrować się w specjalnym systemie. Dzięki temu służby będą mogły szybko wyłapywać przypadki lokalnych ognisk zakażeń. Do tego dojdą także elementy inwigilacji, czyli np. mierzenie temperatury przed wejściem na koncert czy też robienie szybkiego testu na obecność koronawirusa.
Nieliczni artyści, którzy zdecydują się koncertować w postpandemicznej rzeczywistości, nie będą tego robić charytatywnie. Spróbują jeszcze uszczknąć z tego tortu tyle, ile się da. Jest wielce prawdopodobne, że koncerty na żywo największych gwiazd staną się produktem luksusowym, dostępnym wyłącznie dla najlepiej sytuowanych fanów, którzy zapłacą za bilet np. 2000 złotych. Dzięki temu organizacja takich wydarzeń dla ograniczonej liczby uczestników może się opłacić.