Wokaliści „na zastępstwo”. Niektórym udało się godnie zastąpić legendarnych poprzedników

Mateusz Nowak
05.07.2018

Śmierć, konflikt, choroba – różne są powody, dla których z zespołów muzycznych odchodzą ich kluczowi członkowie. Szczególnie trudnym momentem dla każdej grupy jest rozstanie z wokalistą, który z reguły pełni rolę lidera i jest najbardziej rozpoznawalną twarzą projektu. Niektóre zespoły świetnie sobie z tym jednak poradziły, podejmując ryzyko zatrudnienia wokalisty na zastępstwo. Kilka przykładów znajdziesz w naszym artykule.

AC/DC i Brian Johnson

Legendarna australijska grupa hard rockowa przeżyła ogromne tąpnięcie, gdy zmarł jej frontman Bonn Scott. Wówczas wydawało się, że zespół nie ma przed sobą przyszłości i wkrótce zwinie żagle. Stało się inaczej. Do grupy szybko dołączył Brian Johnson, który sławą przyćmił wielkiego poprzednika. Wielu młodszych fanów nawet nie zdaje sobie sprawy, że był „ktoś przed Johnsonem”.

Ciekawostka

Sam Brian Johnson też nie wytrwał na scenie (postępująca głuchota). Obecnie w AC/DC zastępuje go Axl Rose.

Queen i Adam Lambert

Umieszczenie go na tej liście wielu fanów zespołu Queen może uznać za prowokację. Prawda jest jednak taka, że Lambert świetnie sobie radzi, a kultowe numery grupy w jego wykonaniu brzmią przekonująco i momentami przejmująco.

Oczywiście, że nie jest to format Freddiego Mercury, ale możemy się cieszyć, że zespół wciąż istnieje i koncertuje. Lambert poza tym wykazuje się daleko idącym wyczuciem, nie próbuje na siłę naśladować wielkiego poprzednika, często oddaje mu hołd podczas koncertów.

Dżem i Maciej Balcer

Gdy zmarł Ryszard Riedel, chyba nikt nie wyobrażał sobie, że zespół Dżem może dalej istnieć. A jednak. Grupa się nie rozpadła, choć bardzo długo szukała nowego wokalisty, który będzie pasować do koncepcji polegającej na łączeniu grania kultowych numerów z tworzeniem zupełnie nowego materiału. W końcu to się udało. Obecnie w Dżemie śpiewa Maciej Balcer i trzeba uczciwie przyznać, że świetnie wpisał się w charakter zespołu.

Balcer nie zastąpił i nigdy nie zastąpi Ryśka, bo w przypadku artysty tego formatu jest to po prostu niemożliwe. Nie można natomiast lekceważyć faktu, że autorskie płyty Dżemu z Maćkiem na wokalu są co najmniej interesujące.

Im się nie udało

Nowy wokalista, który ma zastąpić wielkiego poprzednika, to zawsze ryzyko dla zespołu. Wiele grup się na tym „przejechało”. Przykłady można mnożyć. Wymieńmy chociażby zespół Black Sabbath, w którym po odejściu Ozzy’ego śpiewał sam Ian Gillan (i kompletnie się to nie sprawdziło) czy Sepulturę, która nigdy nie dźwignęła się z gruzów po stracie Maxa Cavalery (chociaż Derrick Green jest kapitalnym wokalistą).

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie