Poglądy libertarian na własność intelektualną można uszeregować od całkowitego poparcia, do bezkompromisowego sprzeciwu wobec praw niej dotyczących. Większość sporów koncentruje się wokół problemu patentów i praw autorskich – znaki towarowe i tajemnica handlowa stanowią mniej problematyczne kwestie. Mając na uwadze powyższe kontrowersje, w tym artykule spróbuję się skupić na problemie legitymizacji patentów i praw autorskich.
Argumenty zwolenników własności intelektualnej można podzielić na te odwołujące się do praw naturalnych oraz argumenty utylitarne. Wolnościowi adwokaci własności intelektualnej, od Galambosa, poprzez Schulmana, do Rand,[34] częściej powołują się na te pierwsze,[35] niezależnie od tego, czy reprezentują mniejsze, czy większe ekstremum poglądów. Pośród prekursorów nowoczesnych libertarian, zarówno Spooner jak Spencer bronili własności intelektualnej na gruncie moralnych bądź też naturalnych praw.[36]
Zgodnie z poglądami wielu libertarian, postrzegających IP jako element praw naturalnych, wytwory umysłu zasługują na taką ochronę jak własność materialna. Oba bowiem są efektem pracy i umysłu człowieka. Ponieważ jesteśmy właścicielami swej pracy, mamy również
naturalne prawo do jej owoców, podobnie jak prawo do zbiorów otrzymanych z uprawy. Z tego samego punktu widzenia, mamy też prawo do idei, które wymyślił nasz umysł i do sztuki, którą stworzyliśmy.[37]
Powyższa teoria wychodzi od spostrzeżenia, że będąc właścicielami własnego ciała oraz pracy, uzyskujemy tym samym prawo do ich owoców, wliczając „twory” intelektu. Tworząc wszak sonet, piosenkę, rzeźbę, zatrudniamy swoją pracę i ciało. Jesteśmy uprawnieni do „posiadania” tych tworów, ponieważ biorą się z innych przedmiotów, które „posiadamy.”
Obok wspomnianych, istnieją także utylitarne argumenty zwolenników własności intelektualnej. Prominentnym utylitarnym zwolennikiem własności intelektualnej, aczkolwiek wcale nie libertarianinem, jest sędzia federalny Richard Posner.[38] Natomiast wśród libertarian anarchista David Friedman bada i zdaje się aprobować własność intelektualną na gruncie „prawa i ekonomii” (law and economics),[39] utylitarystycznej konstrukcji instytucjonalnej. Utylitaryści z góry zakładają, że ludzie powinni wybierać takie prawo i politykę, które maksymalizują ich „dobrobyt” i „użyteczność.” Zgodnie z tym sposobem myślenia poszanowanie i przestrzeganie prawa autorskiego i rozwiązań patentowych wynika stąd, że bardziej artystyczna lub oryginalna innowacja współgra z lub prowadzi do zwiększenia dobrobytu. Dobra publiczne i efekt gapowicza (free-rider effect) obniżają je poniżej optymalnego poziomu, to znaczy takiego, który osiągnęłaby ludzkość, gdyby funkcjonowały odpowiednie rozwiązania w zakresie własności intelektualnej. Zatem optymalizujemy, a przynajmniej podnosimy poziom dobrobytu przez wprowadzanie praw autorskich i patentów, które zachęcają autorów i wynalazców do tworzenia i unowocześniania swych dzieł.[40]
Z drugiej jednak strony istnieje długa tradycja sprzeciwu wobec patentów oraz praw autorskich. Wśród współczesnych oponentów tych idei znajdują się: Rothbard, McElroy, Palmer, Lepage, Bouckaert i moja osoba.[41] Równie żywiołowo przeciw własności intelektualnej sprzeciwiał się na łamach XIX-wiecznego anarchistycznego periodyku Liberty Benjamin Tucker.[42] Wszyscy ci komentatorzy wskazują na liczne problemy wynikające ze zwyczajowej dla obrońców własności intelektualnej argumentacji, która bazuje tak na utylitarnych przesłankach, jak i na prawach naturalnych. Poniżej wymieniono rozmaite nieścisłości tejże argumentacji.