Jak już wcześniej wspomniałem, orędownicy własności intelektualnej często uzasadniają jej istnienie na gruncie utylitaryzmu. Jak utrzymują, „cel,” jakim jest zachęcenie do innowacyjności i kreatywności, w wystarczającym stopniu usprawiedliwia „środek,” jakim jest wyraźnie niemoralne ograniczenie wolności ludzi do korzystania z ich materialnej własności. Lecz taka obrona własności intelektualnej przysparza wielu fundamentalnych problemów. Poniżej zreferuję trzy z nich.
Po pierwsze, przypuśćmy, że dobrobyt czy użyteczność mogą zostać zwiększone przez przyjęcie konkretnych rozwiązań prawnych, co powiększa „rozmiar tortu.” Nadal jednak nie wiemy, czy usprawiedliwia to wprowadzenie owych reguł. Można polemizować z tezą, że redystrybucja połowy dochodu 1% najbogatszych w danej populacji na rzecz 10% najbiedniejszych tej społeczności zwiększy ogólną użyteczność. Ale nawet gdyby kradzież części własności A i przekazanie tej części B powiększyło dobrobyt B „bardziej,” niż zmniejszyło dobrobyt A (zakładając, że możliwe jest dokonanie takiego porównania), to wcale nie uzasadnia moralnie grabieży dokonanej na A. Co więcej, zadaniem prawa nie jest zwiększanie czyjegoś dobrobytu, ale raczej oddawanie ludziom sprawiedliwości.[43] Nasz rzekomy cel, zwiększenie dobrobytu dzięki prawodawstwu własności intelektualnej, nie może usprawiedliwiać nieetycznego pogwałcenia prawa jednostki do wykorzystywania swojej własności w taki sposób, jaki uznaje ona za stosowny.
Poza problemami natury etycznej, utylitaryzm jest niespójny. Wymaga bowiem nieuprawnionych interpersonalnych porównań użyteczności, na przykład odejmowania „kosztów” od „korzyści” własności intelektualnej dla ustalenia, czy dzięki wprowadzeniu norm prawnych osiągnięto korzyść netto.[44] Tymczasem nie wszystkie wartości mają cenę rynkową – de facto nie ma jej żadna z nich. Jak pokazał Mises, nawet jeśli dobro posiada cenę rynkową, nie może ona posłużyć za miernik jego wartości.[45]
Przejdźmy dalej, odłożywszy na bok kontrowersje wokół porównań użyteczności oraz problem sprawiedliwości redystrybucji, i wykorzystajmy typowe narzędzia badawcze utylitarystów. Nie jest wcale jasne, czy prawa własności intelektualnej prowadzą do jakiejkolwiek zmiany – czy to zwiększenia, czy pomniejszenia – ogólnego dobrobytu.[46] Równie dyskusyjną jest teza, iż prawa autorskie i patenty są niezbędne do tego, by zachęcić do produkcji twórczych dzieł i innowacji, lub pytanie, czy korzyści płynące ze wzrostu innowacyjności przewyższają ogromne koszty systemu prawnej ochrony IP. Badania ekonometryczne nie wskazują jednoznacznie na istnienie takich korzyści netto. Nie można wykluczyć możliwości, że gdyby nie prawa patentowe, byłoby znacznie więcej innowacji, a zamiast na patenty i rozprawy sądowe więcej pieniędzy przeznaczano by na R&D (research & development, dział badawczo-rozwojowy). Prawdopodobnie silniej motywowałoby to przedsiębiorstwa do wprowadzania nowinek technicznych aniżeli gwarancja 20-letniego monopolu.[47]
Bez wątpienia system patentowy niesie ze sobą koszty. Jak już nadmieniono, opatentować można wyłącznie „praktyczne” zastosowania danej idei, nie zaś pomysły bardziej abstrakcyjne czy teoretyczne. W ten sposób odciąga się środki od R&D teoretycznego.[48] Nie jest tak oczywiste, że społeczeństwo będzie lepiej funkcjonowało z relatywnie bardziej praktycznymi wynalazkami i względnie mniej teoretycznymi badaniami i rozwojem. Dodatkowo, wiele patentów rejestruje się w celach obronnych, co skutkuje wzrostem płac prawników patentowych i opłat na rzecz urzędów patentowych. Te wydatki nie byłyby potrzebne, gdyby nie patenty. Brak patentów mógłby na przykład spowodować zaprzestanie przez przedsiębiorstwa polityki uzyskiwania czy obrony przed tak absurdalnymi patentami, jak te, których przykłady wymieniono w Aneksie. Nikt nie udowodnił, że ochrona IP ostatecznie prowadzi do wzrostu bogactwa. Lecz czy to nie ci, którzy opowiadają się za użyciem przemocy przeciw cudzej własności, powinni być odpowiedzialni za dowód?
Należy pamiętać, iż stając w obronie konkretnych norm i praw oraz rozważając ich legitymizację, rozważamy problem legitymizacji i etyki użycia przemocy. Pytanie o egzystencję prawa i jego egzekucję jest pytaniem o to, czy powinno się przeciw określonym ludziom w określonych okolicznościach użyć przemocy. Nic dziwnego, że badania maksymalizacji dobrobytu tak naprawdę pytanie to pozostawiają bez odpowiedzi. Utylitarna analiza jest głęboko mylna i zbankrutowana: dyskusja nad rozmiarem tortu to błąd metodologiczny; nie ma jednoznacznych dowodów wskazujących na to, że zwiększa się on wraz z nadaniem praw ochrony własności intelektualnej. Co więcej, nawet jego wzrost nie usprawiedliwia użycia przemocy przeciw mającej dotąd legitymację własności innych. Ze względu na to właśnie utylitarne argumenty w obronie IP są nieprzekonujące.