Peer-to-peer: jednak piractwo internetowe
Napisali w "Gazecie" (chociaż częściej czytam ją w sieci, nadal myślę o niej przez pryzmat wydania papierowego) o piractwie w sieciach peer-to-peer. Zdziwiony dziennikarz przelał na łamy swoje zdziwienie gdy dowiedział się, że internet jest pełen darmowej muzyczki, filmów i innego dobra. Wystarczy zainwestować w komputer,lepsze łącze – i można sobie fajnie umilić długie jesienne wieczory.
Można mieć, każdy (?) ma niejasne wątpliwości. Przecież to normalne, że za obejrzenie filmu zwykle płacę (bilet do kina albo cena płytki w Empiku); czyżby internet miał rządzić się swoimi prawami? Gazeta w pewnym stopniu, także ustami cytowanego prawnika, rozwiewa te wątpliwości: dozwolony użytek osobisty pozwala na nieodpłatne korzystanie z już rozpowszechnionego utworu. Jest nawet przepis, który o tym mówi, a jak ktoś nie wierzy powinien zapoznać się z art. 23 ust. 1 ustawy o prawie autorskim i prawach pochodnych. Ma to oznaczać, że mogę swobodnie cieszyć się empetrójkami pobranymi z sieci, bez obaw, że wpadnie policja, zabierze komputer i zapłacę karę.
Powiem rzecz niepopularną, acz taki prysznic przyda się każdemu, kto decyduje się pobierać utwory z internetu: art. 23 składa się nie tylko z ust. 1, jest tam jeszcze ust. 2, który brzmi "Zakres własnego użytku osobistego obejmuje korzystanie z pojedynczych egzemplarzy utworów przez krąg osób pozostających w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego". A zatem na ogólne uprawnienie wynikające z użytku osobistego (ust. 1) można patrzeć wyłącznie przez pryzmat ust. 2, który wprowadza wyraźne granice dozwolonego użytku osobistego:
Warunek pierwszy wydaje się być jednoznaczny: dopóki nie otworzę wypożyczalni płyt DVD, mój film mogę dać do obejrzenia szwagroszczakowi, moich nagrań może słuchać siostra. Nie będzie jednak dozwolone puszczenie utworu w obieg, bez znaczenia zresztą czy poprzez wystawienie go w sieci czy też poprzez wypożyczanie płyt bliżej nieokreślonej liczbie osób, które nie mieszczą się w katalogu określonym art. 23 ust. 2 pr.aut.
Warunek drugi zakłada, że wszelki dozwolony użytek osobisty sprowadza się do tego, że nie istnieje prawo kopiowania oryginalnego utworu. Mogę książkę/film/nagranie pożyczać rodzince, ale zawsze jeden egzemplarz na raz, nikomu nie wolno sobie robić z niego ksera, zgrywać na DVD-R bądź też robić czegokolwiek innego. Posłuchałeś muzy, bracie? No i bomba, a teraz oddaj płytkę, a jeśli chcesz się nią częściej cieszyć – zapraszamy do sklepiku.
Nie wiem dlaczego, ale brzmienie ust. 2 tego przepisu jest w rozważaniach nad dozwolonym użytkiem notorycznie pomijane (tak np. Piotr "Vagla", także w swoim materiale dot. rzeczonego tekstu w "Gazecie", zreszą Piotr wydaje się co do zasady absolutyzować dozwolony użytek). Wydaje się, że błąd polega na tym, że pamięta się o brzmieniu normy sprzed 1 maja 2004 r. (wówczas dodano zastrzeżenie o korzystaniu z utworu w jednym egzemplarzu) i nie bierze pod uwagę znaczenia tej nowelizacji.
Ściąganie utworów chronionych prawem autorskim w sieci peer-to-peer niewątpliwie zakłada zarówno zwielokrotnianie utworu jak i udostępnienie ich osobom niekoniecznie pozostającym z nami w jakimkolwiek związku osobistym. Oznacza to, że dozwolony użytek osobisty nie jest prawidłową podstawą prawną przemawiającą za rzekomą dopuszczalnością takiego korzystania z owoców cudzej pracy. Dozwolony użytek osobisty nie zwalnia z odpowiedzialności za rozpowszechnianie i pobieranie treści chronionych w internecie, jeśli rzecz jasna, utwór nie jest objęty licencją zezwalającą na swobodne i bezpłatne korzystanie z utworu.
Olgierd Rudak
żródło, za zgodą: http://olgierd.wordpress.com/2006/04/10/peer-to-peer-jednak-piractwo-internetowe/