Szybki szacunek inflacyjny przygotowany przez Główny Urząd Statystyczny tym razem zawiódł. Przedwcześnie cieszyliśmy się, że inflacja zaczyna spadać. Ostatecznie wskaźnik tempa wzrostu cen w lipcu wyniósł aż 15,6 procent, co jest najwyższym wynikiem od 25 lat. Szczególnie mocno po kieszeni biją nas ceny żywności i nośników energii.
Delikatna korekta, która przyniosła rekord
Przypomnijmy, że według szybkiego szacunku GUS inflacja w Polsce w lipcu miała wynieść 15,5 procent, czyli tyle samo, ile w czerwcu. Ostatecznie wynik został zrewidowany w górę. To pewne zaskoczenie, ponieważ w lipcu wyraźnie zaczęły tanieć paliwa, które wcześniej w głównej mierze odpowiadały za napędzanie inflacji.
Paliwa rzeczywiście potaniały, natomiast nie można tego samego powiedzieć o innych artykułach pierwszej potrzeby. Wciąż szybko drożeje żywność i napoje bezalkoholowe, gdzie dynamika wzrostu cen rok do roku wyniosła 15,3 proc. (w czerwcu 14,1 procent). Martwić muszą również drastyczne podwyżki nośników energii, które rok do roku podrożały aż o 37 procent.
Ekonomiści nie są zgodni, czy szczyt inflacji jest już za nami. Wszystko zależy od tego, o ile podrożeją nośniki energii w sezonie grzewczym oraz od decyzji rządu o ewentualnym przedłużeniu obowiązywania tzw. tarcz antyinflacyjnych.