Rosyjskie władze chcą wykorzystać wybory do celów propagandowych, po prosty przymuszając mieszkańców okupowanych terenów do wzięcia udziału w głosowaniu. W samym Ługańsku 26 tys. osób zostało wyznaczonych do odwiedzania domów i „przekonywania” ludzi do pójścia na wybory.
Brytyjskie ministerstwo obrony podkreśla, że brak niezależnych obserwatorów i w niektórych przypadkach nawet list wyborców, zwiększa ryzyko fałszowania wyników.
Władimir Kara-Murza, rosyjski opozycjonista odbywający wyrok 25 lat więzienia, wezwał kraje zachodnie, by nie uznawały wyników marcowych wyborów prezydenckich w Rosji, a także by nie uznawały Władimira Putina za legalnego szefa państwa. Kara-Murza w swoim artykule opublikowanym przez "Washington Post" argumentuje, że konstytucja Rosji ograniczała liczbę kadencji prezydenckich do dwóch, a Putin znalazł sposoby na obejście tego limitu, co czyni jego następną kadencję nielegalną.
Wybory prezydenckie w Rosji odbywają się w mocno kontrowersyjnych okolicznościach, zwłaszcza na okupowanych terenach Ukrainy, gdzie proces głosowania jest postrzegany jako naruszenie suwerenności Ukrainy i prawa międzynarodowego.
Przegląd wydarzeń tygodnia 11.03.-17.03.24