Sport: Spodnie narciarskie z Lidla – czy warto wydać na nie 77 złotych?

Krzysztof Jagielski
09.09.2015

77 złotych to nie majątek, ale wydawanie jakichkolwiek pieniędzy na rzeczy fatalnej jakości zawsze uznawaliśmy za marnotrawstwo. Dlatego ze sporym dystansem podeszliśmy do zakupu, o którym chcemy Wam trochę opowiedzieć. Spodnie narciarskie z Lidla – brzmi trochę groteskowo, bo wszyscy narciarze wiedzą, jak drogi jest sprzęt do uprawiania tego sportu. Postanowiliśmy jednak zaryzykować – w razie czego spodnie posłużą do wyjść na sanki z dzieciakami.

W teorii – świetny sprzęt

Spodnie narciarskie z Lidla przykuły nasz, i pewnie tysięcy osób w całej Polsce, wzrok już samymi parametrami technicznymi. Ciężko uwierzyć, że w takiej cenie możliwe jest wyprodukowanie spodni, które w zasadzie niczym nie różnią się od markowych produktów Salomona czy Rossignola.

Opisywane przez nas spodnie marki Crivit Sports (trudno tu mówić o marce, to po prostu nazwa dla serii sportowych dostępnych wyłącznie w Lidlu) dostępne są w szerokim zakresie rozmiarów i kolorów (czarne, brązowe, zielone, niebieskie i pomarańczowe – pewnie w każdym sezonie będą pojawiać się inne wersje). Zostały wykonane w 100% z poliestru, który sam w sobie jest materiałem słabo przepuszczającym wodę. Na razie jest nieźle.

Rewelacyjnie natomiast prezentuje się deklarowany parametr wodoodporności – w przypadku kupionych przez nas spodni wynosi od aż 3000mm słupa wody. Jak twierdzi producent jest to zasługa użycia powłoki BIONIC FINISH ECO. Nigdy o niej nie słyszeliśmy, ale na razie nie będziemy się zrażać. Przetestujemy na stoku.

Jakość wykonania – nie trzeba narzekać

Spodnie są ocieplone warstwą waty z Thinsulate, co jest standardem w tej klasie ubrań narciarskich. W celu ochrony przed śniegiem producent zastosował klasyczne śniegołapy i gumki antypoślizgowe na końcach obu nogawek. Rozwiązanie to sprawdza się od lat, ale czy również w spodniach z najniższej półki cenowej? Jeszcze poczekajmy z osądami.

Fajną rzeczą jest regulowana szerokość pasa spodni. Można ją zmniejszyć lub zwiększyć przy pomocy rzepów. Mamy też zwykły zamek i zapinanie na guziki. Tu pierwszy minus – brakuje niestety szelek. Nie każdy narciarz je lubi, ale każdy przyzna, że są dużo lepszym zabezpieczeniem przed spadaniem spodni niż tylko guziki. W dodatku poszerzenie szelkowe na wysokości krzyża wspomaga ochronę cieplną nerek i korzonków.

Pora na test – jak spodnie narciarskie z Lidla wypadły na stoku?

Test spodni narciarskich z Lidla odbył się w uroczej miejscowości Stronie Śląskie, gdzie działa coraz popularniejszy ośrodek narciarski Czarna Góra. Warunki, jak na Polskę oczywiście, są tu fantastyczne, śniegu nie zabrakło, mieliśmy więc doskonałą okazję, aby sprawdzić, jak zapewnienia producenta wyglądają w praktyce.

Spodnie były testowane przez mężczyznę, narciarza z 4-letnim stażem, a więc żadnego zawodowca. To akurat dobrze, bo aby sprawdzić jakość spodni trzeba się też kilka razy przewrócić. Nie było z tym na szczęście problemu. Po 3 godzinach jazdy w różnych warunkach (w pewnym momencie pojawiły się opady marznącego deszczu), spisaliśmy listę zalet i wad tych spodni.

Zalety:

  • Są dość wygodne i lekkie – prawie ich na sobie nie czuć;
  • Nie wyglądają bardzo tanio;
  • Śniegołapy dobrze spełniają swoją rolę – kilka upadków przy sporej prędkości nie spowodowało dostania się śniegu do nogawek;
  • Ściągacze pasa się sprawdzają – spodnie nie spadają i nie odczuwa się braku szelek.

Wady:

  • Spodnie wydają nieprzyjemny szelest – to zasługa poliestru. Wyraźnie się też gniotą;
  • Kiepsko wypada przepuszczalność powietrza – po 3 godzinach jazdy ma się wrażenie, że założyliśmy worek foliowy;
  • Wodoodporność na minus – gdy zaczął padać marznący deszcz spodnie wyraźnie zaczęły przemakać;
  • Kiepskie ocieplenie – warstwa waty powinna być grubsza, bo w spodniach jest po prostu zimno.

Podsumowując: czy warto kupić spodnie narciarskie z Lidla? Jeśli jesteś zawodowcem i spędzasz na stoku 5-6 godzin dziennie, odpuść sobie, szkoda kasy. Jeśli natomiast uprawiasz ten sport amatorsko, nie wiesz jeszcze, czy złapiesz bakcyla, to zaryzykuj – tragedii na pewno nie ma, szczególnie za takie pieniądze. Kurtki z Lidla jednak byśmy już nie kupili.

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie