SZLAKIEM KATAROW - 19 sierpnia

Remigisz Szulc
07.09.2015

Andora, Księstwo Andory (katal. Principat d'Andorra, hiszp. Principado de Andorra, franc. Principauté d'Andorre) – małe państwo w południowo-zachodniej Europie, bez dostępu do morza. Leży w Pirenejach granicząc od północy z Francją, a od południa z Hiszpanią. Ma powierzchnię 462 km².

Andora jest monarchią konstytucyjną. Funkcję głowy państwa pełnią współksiążęta: francuski (prezydent Francji) i episkopalny (biskup La Seu d'Urgell, Hiszpania). Organem ustawodawczym jest Rada Generalna, składająca się z 28 członków wybieranych w wyborach powszechnych.
Językiem urzędowym jest kataloński, choć mówi się także po hiszpańsku i francusku. Andora ma 83 000 mieszkańców, z czego 48% to rodowici Andorczycy. Głównym zajęciem mieszkańców jest obsługa ruchu turystycznego, handel i praca w szybko rozwijającej się bankowości. Dzięki korzystnym prawom fiskalnym i celnym, Andora ma opinię raju podatkowego i zakupowego.



19 sierpnia ANDORA
Z Carcassone do Andory jest zaledwie 150 km, ale szosa jest kręta, wiedzie stromo do góry,
a i ruch znaczny. Do przejścia granicznego stoi długa kolejka pojazdów (Andora nie należy do UE). Na szczęście Andorczycy nie przejmują się kontrolą celną i graniczną – wpuszczają wszystkich jak leci. Większość przyjezdnych to Francuzi, którzy zatrzymują się tuż za granicą, w mieście handlowym Pas de la Casa.

My jedziemy do stolicy księstwa. To jesz-cze kilkadziesiąt kilometrów serpentynami. Po drodze kurorty narciarskie, wyciągi, liczne kolejki górskie i czterogwiazdkowe hotele. Doli-ny wąskie, więc zabudowa wspina się wysoko po zboczach.
Miasto Andorra la Vella wita nas wspaniałą pogodą. Dzielimy się na grupy i ruszamy na łowy. Wszystko znacznie tańsze niż w Polsce i Francji. Ela (z racji swego zawodu) interesuje się perfumami i nie przepuszcza żadnej perfumerii. Ania jej dzielnie sekunduje, a Jarek i ja mamy tego już serdecznie dosyć. Oddzie-lamy się od dziewczyn i buszujemy w domu handlowym, czyniąc wiele poważnych zakupów w płynie.

W końcu, o godziwej porze, jemy obiad i wracamy do autobusu. Podróż powrotna trwa nieco krócej, bo jedziemy tunelem, oszczę-dzającym mam wspinaczkę serpentynami. Po powrocie do hotelu – tradycyjna impreza u Eli i Jarka.
                                                                                                                                                                                                               

20 sierpnia LANGWEDOCJA
Kolejny dzień katarski – w planach zdobycie trzech zamków: Queribus, Peyrepertuse i Lastours (który sam stanowi 4 zamki). Oczywiście plan jest niemożliwy do zrealizowania. Wąskie, kręte szosy ograniczają prędkość do do 20-30 km na godzinę (Wojtek założył 50 km/h).
Po długiej jeździe autobusem stajemy na parkingu na przełęczy. Mamy jeszcze kilka kilometrów szosą do góry (gdzie sobie wygodnie dojeżdżają samochody osobowe) i z pół kilo-metra wspinaczki do samego zamku.
Tym razem moja żona maszeruje dzielnie wraz z wszystkimi (następnego dnia, w Barce-lonie, będzie przeklinać Queribus, bo kontuzjo-wana noga odmówi kolaboracji).
Daleko, na odległym grzbiecie górskim widać następny cel – zamek Peyrepertuse.


Po kilku godzinach wracamy do autobusu i ruszamy w stronę Peyrepertuse. Jest już późne popołudnie i Wojtek (napalony na zamki Lastours) decyduje, że nie wchodzimy na zamek, tylko go obfotografujemy z dołu.
W powrotnej drodze zatrzymujemy się  w przydrożnej winiarni, gdzie oferują tanie wino z własnej winnicy.

Do Lastours dojeżdżamy pod wieczór. Nie ma sensu drapać się na skały – więc odpusz-czamy sobie na dzisiaj. Robimy mały odpoczynek nad rzeczką. Marek (mąż słynnej Elwiry) na bosaka wchodzi do wody, zasiada na głazie i z rozkoszą moczy nogi. Aby go jeszcze bardziej uszczęśliwić zano-szę mu kubek wina.
Wracamy do hotelu, do Carcassone.  Tym razem kończymy dzień w ogródku restauracji hotelowej – pijąc legalnie kupione piwo i wino.
                                                                                                                                 27

21 sierpnia KATALONIA
Wstajemy bladym świtem i wyruszamy w stronę granicy hiszpańskiej. Około  8-mej przekraczamy granicę i zbaczamy z autostrady w stronę Montserrat. Tak nazywa się masyw górski w Katalonii, około 40 km na północny zachód od Barcelony. Z daleka góra przypomina piłę, z zębami skierowanymi ku niebu. Najwyższy szczyt wznosi się na wysokość 1236 m n.p.m. Na górze znajduje się klasztor benedyktynów, najświętsze miejsce Katalończyków. Serpentynami wjeżdżamy niemal na szczyty w postaci dziwacznie ukształtowanych skał – podobnych do mnichów.
Klasztor został zbudowany w XI wieku, do XVI wieku był wielokrotnie przebudowany i rozbudowany. W zespole klasztornym oprócz bazyliki, w której jest przechowywana figura Madonny, znajdują się również słynna biblioteka i muzeum.

W górach ponad klasztorem można trafić na groty wydrążone w skale wapiennej, porzucone siedziby pustelników. Klasztor jest ogromny – dziesiątki budowli sakralnych i wiele współczesnej komercji – restauracje, bary szybkiej obsługi i sklepy z pamiątkami. Wokół skał biegnie malownicza droga krzyżowa. Z dołu jadą kolejki linowe i szynowe. Innymi można wjechać wyżej na szczyty.

Przez plac Santa Maria wchodzimy do bogato zdobionego kościoła, w którym znajduje się słynna Czarna Madonna La Moreneta – patronka Katalonii. Zwykle czeka się kilka godzin w kolejce, ale my, tak wcześnie, dostajemy się od razu. Legenda głosi, że mała drewniana figura została wyrzeźbiona przez świętego Łukasza  i przywieziona do Katalonii przez świętego Piotra. Ukrywana przed Maurami, została cu-downie odnaleziona w jednej z grot masywu Monserrat w IX wieku.  Datowanie węglem dowodzi, że figurka pochodzi z XII wieku. Po dwóch godzinach ruszamy do Barcelony – stolicy Katalonii.

Krzysztof Papierkowski
Informator Gdańskiego Klubu Fantastyki

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie