A.I. – Sztuczna Inteligencja - PINOKIO W KRAINIE ROBOTÓW

Mateusz Nowak
07.09.2015

Mistrz Kubrick nie doczekał niestety realizacji filmu, który miał być zwieńczeniem jego kariery. Miało to być jego szczytowe osiągnięcie – Los postanowił jednak inaczej. Mistrz zostawił jednak kompletną koncepcję, którą pozostawało zrealizować – w nadziei na zyski, oczywiście, ale i z szacunku dla Mistrza. Steven Spielberg to chyba jedyna osoba, której można było powierzyć realizację „Sztucznej Inteligencji” bez obaw – gdyż jest to reżyser równie wielkiej klasy, choć w dziedzinie fantastyki nie stworzył dzieła równego Kubrickowej „2001”; który udowodnił wielokrotnie, że potrafi pracować na każdym planie, a szczególnie udają mu się filmy z dziećmi.

Film Spielberga nie jest najlepszym osiągnięciem Kubricka, bo wspomnianej „Odysei kosmicznej” nie sposób – przynajmniej moim zdaniem – w kategorii filmów fantastycznych pobić. Jest jednak szczytowym osiągnięciem Spielberga w tej dziedzinie, a Kubricka – bodaj drugim pod względem ważności, może nawet lepszym od „Lśnienia”. „A.I.” umieszczam w pierwszej dziesiątce prywatnej klasyfikacji fantastycznych filmów wszechczasów.

Wydawałoby się, że po „Blade Runnerze” ciężko powiedzieć coś szczególnie nowego w tematyce robotów/androidów – tymczasem historia Kubricka jest oryginalna, niezwykła i poruszająca. Ludzie mają już roboty o ludzkim wyglądzie, zaspokajające różne ich potrzeby (nawet seksualne) – ale jednego nie udało się im osiągnąć. Roboty nie czują, nie kochają, a zarazem nie cierpią. Są im dostępne jedynie substytuty uczuć: ich zewnętrzne oznaki, zaprogramowane przez ludzi. Nadchodzi jednak rewolucja i pod tym względem – możliwe staje się stworzenie robota, który naprawdę kocha.

David (Haley Joel Osment) to pierwsza istota tego właśnie gatunku – chłopiec-robot, który obdarza miłością i sam pragnie być kochany. Przyczyną jego stworzenia jest limitacja urodzin, związana z katastrofą klimatyczną efektu cieplarnianego.

Robot może się stać pewną namiastką prawdziwego dziecka... David trafia do Harry’ego i Moniki Swintonów – małżeństwa, którego syn, aby uniknąć śmierci, od lat pogrążony jest w śnie kriogenicznym. On już się zdecydował, ona ma bardzo poważne wątpliwości. W końcu jednak, mimo wyrzutów sumienia i świadomości, że David to jedynie „substytut własnego dziecka” – wypowiada wobec niego określoną sekwencję słów, co w sposób nieodwracalny rodzi u niego więź do niej. Chłopiec ma już od tego momentu matkę, którą kocha – ale ta nie potrafi odwzajemnić miłości. Sytuacja komplikuje się jeszcze, gdy Martin  (syn Moniki) budzi się niespodziewanie ze śpiączki i wraca do domu. David wie, że jego miłość jest nieodwzajemniona, i wszyst-ko, czego pragnie, to – aby Monika go pokochała. Nic z tego jednak – „rodzice” nie potrafią traktować go jak człowieka; a gdy stwarza przypadkiem zagrożenie dla życia Martina, Monika zostawia go w jakimś odległym lesie.

I tutaj właśnie rozpoczyna się to, co jest w filmie naprawdę niezwykłe i piękne. David słyszał od Moniki bajkę o drewnianym Pinokiu, którego wróżka przemieniła w końcu w człowieka. Zdaje sobie sprawę, że kocha go, ponieważ jest sztuczny – zatem i on, w sposób po dziecięcemu naiwny, wyrusza na poszukiwanie swojej Błękitnej Wróżki, która zmieniłaby go w prawdziwego chłopca. I zmierza w swojej podróży poprzez świat ludzkiej dekadencji, świat „schyłkowy”, mający już wyraźnie za sobą najlepsze czasy, za towarzyszy mając mądrego misia-robota i androida-żigolaka... Robot okazuje się bardziej ludzki od ludzi, pozbawiony ich wad; niewinny, choć cierpiący z powodu ludzi. Co jednak najważniejsze, jego miłość, ból i strach są prawdziwe, każąc mu zdążać konsekwentnie do celu – do „miejsca, gdzie rodzą się marzenia”.

Śmiało trzeba powiedzieć, że nie byłoby „Sztucznej Inteligencji” bez Kubricka, raczej nie byłoby jej bez Spielberga, ale na pewno nie byłoby jej bez młodego Osmenta. Haley Joel Osment to chyba jedyny aktor, który mógł zagrać taką rolę – a zrobił to w sposób absolutnie genialny. Nie ma tu nad czym deliberować, trzeba po prostu oglądać i bić brawo. Z pewnością Osment dostanie znów nominację do Oscara, a tym razem naprawdę ma szansę na samą statuetkę... Znowu, podobnie jak w „Szóstym zmyśle”, mamy tu jeszcze kilka naprawdę świetnych ról (Frances O’Connor – Monica, również duża szansa na Oscarową nominację; Jude Law – robot-żigolak Joe; William Hurt – profesor Hobby; i wielu innych), zresztą trudno dostrzec w całym filmie jakiegoś słabszego aktora – ale wszystkie te role, prawem kontrastu, bledną wobec 12-letniej gwiazdy.

Reszta to pochodne, można by powiedzieć, wobec trzech najważniej-szych osób wymienionych w poprzednim akapicie – ale „pochodne” te są równie ważne dla całości, dopełniają film. Jak zwykle wielką muzyczną klasę zaprezentował dyskretny tym razem John Williams (wspomagany w kilku scenach przez grający sam siebie zespół hardrockowy Propellerheads, znany już ze ścieżki dźwiękowej „Matrixa”). Piękne, budujące atmosferę, są zdjęcia naszego Janusza Kamińskiego – naprawdę możemy być dumni z jego udziału w takim filmie. Ze scenografi największe chyba wrażenie robi „arena robotów”. Cały zresztą film został wykonany przynajmniej profesjonalnie i nie sposób znaleźć w nim jakichś zgrzytów. (Spotkałem się z narzekaniem na wyraźnie Spielbergowskie zakończenie, które ponoć „odmóżdża” i nie pasuje; nie zgadzam się z tą opinią. Rzeczywiście, oni [oczywiście nie zdradzę nie znającym filmu, co za „oni”] nie są tam konieczni, ale z punktu widzenia spójności filmu są dopuszczalni).

Spielberg potrafi robić filmy – i wojenne, i obyczajowe, i fantastyczne; i dynamiczne, i nastrojowe. Tutaj obraz jest stonowany, nastrojowy, liryczny wręcz.
Akcja toczy się z iście Kubrickowskim spokojem, dużo jest „statycznych” scen we wnętrzach, choć i dynamiki nie brakuje, kiedy jest potrzebna. Jest w filmie kilka scen naprawdę wstrząsających: kiedy David-Osment krzyczy na arenie, ledwo unikając śmierci (albo raczej: „śmierci”, choć jego strach jest pozbawiony cudzysłowu); kiedy z rozpaczą usiłuje zachować swoją indywidualność tuż przed spotkaniem ze swoją „wróżką”; kiedy poddaje się, rezygnuje, gdy boleśnie uświadamia sobie, czując rozpacz i bezsilność, że jest tylko pierwszym z gatunku, a wróżki istnieją tylko w bajkach... Że człowiek, jego genialny stwórca, nie jest wszechmocny: potrafi coraz to bardziej udoskonalać swoje twory, potrafi stworzyć doskonale ludzkiego robota – ale nie potrafi udoskonalić siebie.

Michał Szklarski
GFK


„A.I. – Sztuczna Inteligencja” („Artificial Intelligence: A.I.”). USA 2001 Reżyseria: Steven Spielberg. Scenariusz: Steven Spielberg (screen story: Ian Watson na bazie opowiadania Briana Aldissa „Supertoys Last All Summer Long”). Obsada: Haley Joel Osment (David), Frances O’Connor (Monica Swinton), Sam Robards (Henry Swinton), Jude Law (Gigolo Joe), William Hurt (profesor Hobby), Jake Thomas (Martin Swinton). Muzyka: John Williams. Zdjęcia: Janusz Kamiński. Dekoracje: Nancy Haigh

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie