Katyń, Wajda - filmy fantastyka

Maciej Piwowski
09.09.2015

Nie wahałem się ani chwili, czy iść na ten film. Po prostu chciałem i – na zasadzie „jak powiedział, tak zrobił” – poszedłem. Wystarczyło jeszcze tylko zgrać termin z Pipidżejem i… już siedzieliśmy razem w sali Kinoplexu; nie ukrywam, że z lekkim napięciem oczekując na najnowszego Wajdę. Bo w tym wypadku naprawdę trzeba się zebrać w sobie i iść dopiero wtedy, kiedy już się jest nań duchowo nastawionym.

Mówię oczywiście o „Katyniu”. Może i nie powinienem z tego miejsca poruszać tak poważnego tematu, uważam jednak, że film wart jest, by o nim choćby parę słów powiedzieć. I to nie tylko ze względu na samą wagę tematu, wypełniającą rażącą lukę  w polskim kinie i w polskiej historii, również dlatego, że to po prostu znakomicie zrobiony film. Widać, że po latach Wajda znów trafił na „swój” temat i, po okresie mniej udanych utworów o tematyce wojennej czy przenoszeniu z różnym skutkiem na ekran lektur szkolnych, znowu mówi o sprawach dla niego najważniejszych. I kto jak kto, ale to właśnie on był najbardziej predestynowany do tego, by jako pierwszy zabrać głos w tej materii. Zagłada lwiej części inteligencji polskiej w Katyniu (i w ogóle na wschodzie)  w kwietniu 1940 roku, wśród której był przecież ojciec reżysera, dawało mu to prawo niejako z definicji, przez co ten film stał się osobistą i konieczną dla niego wypowiedzią.

Co do wartości samego filmu, to ci, którzy interesują się kinem trochę bliżej, wiedzą, że kiedy już Wajda trafi w temat, to spod jego ręki wychodzą utwory wybitne,
a „Katyń”, jeśli nie jest aż wybitny, to już na pewno bardzo, bardzo dobry. I choć wiadomo, że nie zobaczymy tu potężnej dawki napięcia czy szybkich zwrotów akcji, widz ma przed sobą kawałek naprawdę znakomitego kina: zero dłużyzn, żadnej czczej gadaniny, drętwego podręcznika historii czy natrętnego moralizowania, żadnych wymuszanych na siłę łez; ma przed sobą samą istotę – okrutnego w swej wymowie – problemu, szybki, dynamiczny montaż łączący poszczególne sceny i epizody, świetnych aktorów (m.in. Stenka, Żmijewski, Cielecka, Chyra, Englert, Ostaszewska) w wyrazistych rolach zarówno głównych, jak i drugoplanowych. I nawet Małaszyński nie zdążył niczego zepsuć, bo ma zaledwie kilka kwestii do wypowiedzenia, zanim go rozstrzelają. No i w końcu – finał. To nie będzie niedyskrecja, jeśli zdradzę, jak kończy się ten film, bo myślę, że każdy już wie, a przynajmniej się domyśla. Na tę końcową sekwencję trzeba mieć mocne nerwy: każdy z nas ma wprawdzie jakąś, choćby mglistą, wizję tamtych wyda-rzeń, podyktowaną wyobraźnią bądź historyczną wiedzą, lecz zetknięcie się oko w oko z dokładnym odtworzeniem ostatnich chwil życia polskich oficerów jest tak sugestywne, że porażające. Wszystko odbywa się tu planowo, szybko i przerażająco sprawnie. I to do tego stopnia, że ani widz, ani tym bardziej uczestnicy tych strasznych wydarzeń nie mają, na szczęście, czasu na refleksje i… już jest po wszystkim. Nieopisane barbarzyństwo. A kiedy film się kończy, białe napisy przesuwają się powoli na czarnym tle w zupełnej ciszy. Tak właśnie, w absolutnej ciszy, publiczność opuszcza salę kinową, co jeszcze dodatkowo potęguje wrażenie. Ta cisza.

Refleksje przychodzą później, po wyj-ściu z kina (czytaj: po ochłonięciu z pierw-szego wrażenia). Jak choćby ta, jak przera-żająco paralelne i upiornie zgodne były dzia-łania polityki nazistowskiej i sowieckiej wo-bec Polski. Dopiero Wajda mi to naocznie uświadomił, pokazując jako wydarzenia dziejące się równocześnie: Sonderaktion Krakau, czyli aresztowanie profesorów UJ  w Krakowie jesienią ’39 przez Niemców oraz uwięzienie całej kadry dowódczej na wscho-dzie przez Sowietów. To była jedna myśl, jeden cel! Jak to świetnie określił w wywiadzie Żmijewski (którego akcje u mnie po tym filmie znacznie podskoczyły), że dopiero pracując nad tym filmem, kiedy ujrzał obok siebie na planie morze głów otaczających go postaci, i że to wszystko stanowiło kwiat polskiej inteligencji – dotarło do niego, że w ’40 roku na wschodzie Polsce odcięto głowę, serce i sumienie…

Najnowszy Wajda jest filmem głęboko ludzkim, by nie powiedzieć: humanis-tycznym. Piękna i mądra, choć wstrząsająca wizja walki o prawdę w obliczu kłamstwa. To jeden z tych obrazów, które nie tak łatwo pozwalają o sobie zapomnieć, i które powinno się zobaczyć, by wiedzieć i zrozumieć określone procesy historyczne, często-gęsto doty-kające również i naszych rodzinnych losów.

Habas
Informator GFK

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie