Księga ocalenia

Mateusz Nowak
09.09.2015

O co chodzi: Samotny podróżnik niesie księgę przez P/A świat

Produkcja: USA, 2010
Gatunek: P/A
Dyrekcja: Bracia Hughes
Za udział wzięli: Denzel Washington, Gary Oldman, Tytus Pullo, Malcolm McDowell, Mila Kunis

O co chodzi: Samotny podróżnik niesie księgę przez P/A świat

Jakie to jest: Nie od dziś wiadomo, że trailery kłamią. Na ogół jest to jednak kłamstwo, które obiecując super film dostarcza nam kiepściznę. W przypadku Book of Eli ta ściema idzie na odwrót: po trailerze lansującym prostacką non-stop P/A akcyjkę – dostajemy film zaskakująco spokojny i humanistyczny. Oczywiście uczciwa promocja mogłaby od kin odstraszyć pospolitą ludność, ale w tym wypadku akurat snob filmowy wyjdzie z seansu ze wszech miar ukontentowany.

Księgę Eliasza skręcili Bracia Hughes (i to bracia nie tylko w sensie powinowactwa, yo), do tej pory znani głównie z From Hell – filmu generalnie przyjętego chłodno, choć mi
akurat mega się podobał. Tutaj nasz główny Lone Traveller Eli chodzi sobie po krajobrazie wyjętym żywcem z Fallouta, niosąc tytułową księgę w nawet sobie nie do końca wiadomym celu. Niestraszni są mu żadni raidersi ani inny margines, gdyż koleś killerem lepszym jest niż Mad Max – i każdy, kto do niego fiknie, szybko kończy w postaci trwale horyzontalnej, niezależnie od przewagi liczebnej.

Trailer straszy także znanym schematem: samotny koleś, który ma coś (mapę, dziecko, książkę), co może uratować postapokaliptyczny świat – i czego wszyscy chcą. Tutaj na szczęście nie jest tak do końca. Artefakt jest znacznie bardziej prozaiczny niż można by się spodziewać, choć sam schemat historii jest faktycznie dość oklepany: Eli trafia do westernowego miasteczka, gdzie oczywiście rządzi Zły Koleś (Oldman). Zupełny przypadek przynosi mu rozgłos i koniec końców wędrowiec uchodzi z osady ścigany przez Złego Kolesia, jego kumpla Tytusa Pullo (chyba pierwszy raz w tak negatywnej roli), za to w towarzystwie prezentującej wysoki poziom higieny Mili Kunis. Można dodać, że ta ostatnio nosi zresztą interesujące (acz nieadekwatne) imię Solara.

Mimo że w filmie nie brakuje akcji (bijatyki, siekierezady, strzelaniny, pościgi zmotoryzowane i piesze, kanibale, gwałty, zasadzki, polowania, wybuchy) – jego sensem jest tak naprawdę tytułowa Księga (a właściwie wędrówka, którą odbywa z nią Denzel). Fajne jest to, że – mimo silnego, jakby nie patrzeć, motywu religijnego i oczywistych alegorii biblijnych – film nie jest bynajmniej allelujną opowiastką ani nawet opowieścią mesjanistyczną. Mogłoby się wydawać, że misja Eliego ma charakter znacznie bardziej osobisty, ale ponieważ jego postać jest pozbawiona praktycznie wszelkiego backgroundu, należy się domyślać, że symbolizuje on jakieś ogólnie ludzkie dążenie, znacznie wykraczające nawet poza warstwę religijną. Tak czy inaczej bohater chce donieść księgę do swego celu zdając sobie sprawę z jej znaczenia i jednocześnie starając się zaczerpnąć z niej jak najwięcej podczas podróży – i nie próbuję Wam tu sprzedać jakiejś wielkiej głębi filmu, który tak naprawdę jest bardzo prosty i całe jego przesłanie jest dość dosłowne, tak więc nie należy zanurzać się w żadne specjalne analizy. Jest to po prostu dobry obraz P/A-SF z fajnym pomysłem i postacią jako motorem fabuły.

Mimo prostoty wizualnej film wywiera spore wrażenie: niemal monochromatyczna paleta, skąpe resztki cywilizacji, która dokonała żywota trzydzieści lat wcześniej. Mimo błyskawicznych scen akcji film ciągnie bardzo spokojne, refleksyjne tempo, akcentowane muzą. Kamera porusza się powoli nawet podczas strzelaniny-kręconej-niby-jednym-ujęciem, sceny walki wręcz też są kręcone na bardzo niewielu cięciach, najczęściej na planie ogólnym. Całe to powolne podejście fajnie zwłaszcza wali na zakończenie, które jest pod wieloma względami nietuzinkowe – zarówno fabularnie, jak i dramatycznie.

Filmowi trudno wytknąć jakiekolwiek wkurzające głupotki – na szczęście nie mamy za wiele wyjaśnień na temat samej wojny; ale jest ich w sam raz tyle, by wiedzieć, o co chodzi. Nie mamy żadnych zrębów państwowości, żadnych amerykańskich flag, psów czy dzieci, a jedyny Murzyn na ekranie to Denzel. Jedyne, do czego mógłbym się czepić, to geneza Księgi (i czemu jest ona taka rzadka) – można to było ciut sensowniej wyjaśnić. Jeszcze może to, że nasz bohater, mimo że jest mistrzem wszech walk, podczas swoich obozowisk wykazuje zadziwiającą nonszalancję dla zasad survivalu (no, ale może wynika to z jego braku strachu przed czymkolwiek).

Podobnie jak w przypadku From Hella, tak i w przypadku Book of Eli braciom udało zebrać się mega obsadę. Mimo drugoplanowości to jedna z lepszych ról Stevensona, który zagrał zakapiora z sercem. Nad Goldmanem nie ma się co rozpływać, bo koleś nigdy nie nawala; natomiast warto wspomnieć o pani Kunis. Na pewno pojawią się głosy, że jej generalny stan ciała i uzębienia słabo pasuje do P/A, ale panna tu faktycznie daje radę, no i jest potrzebna do domknięcia historii.

Urwanym z choinki braciom Hughes ponownie udało się nakręcić film wyjątkowy – znacznie bardziej wyjątkowy niż From Hell. Aż dziw bierze, że Book of Eli zaistniało od razu w formie filmowej, a nie literackiej. Filmowi udaje się poruszyć kilka ciekawych, jak już wspomniałem, humanistycznych wątków, które prawidłowo można podjąć tylko w SF – jak np. refleksja nad tym, co tak naprawdę po nas pozostaje i co tak naprawdę człowiek posiada w życiu; to dość wysoko profilowane pomysły jak na tytuł mainstreamowy. Rzadko widuje się teraz filmy, które mają wszystko na swoim miejscu: akcję, postacie i sensowną, poruszającą fabułę. A jeszcze rzadziej jest to postapokalipsa!

Ocena (1-5):
Świat: 4
Nawalanka: 5
Misja Eliego: 5
Fajność: 5

Cytat: We threw away things for which people kill each other now.

Ciekawostka przyrodnicza: Pierwotnie w roli Solary obsadzono przepiękną Kristen Stewart. Niestety, musiała zrezygnować z uwagi na konflikt terminów z jej wielkim filmem.

Commander John J. Adams
/www.zakazanaplaneta.pl/
[tytuł od redakcji INFO]
GFK

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie