Ring - Siedem dni do spotkania z nią

Jerzy Biernacki
09.09.2015

Na „Kręgu” znalazłem się dość przypadkowo: akurat tego dnia udało mi się uniknąć groźby poprawiania prawa cywilnego w czasie sesji, i z tych wszystkich stresów zaliczeniowych postanowiłem się rozerwać. Sprawdziłem więc program najbliższego kina na wieczór – i właśnie ten film wydał mi się jedynym sensownym. Co prawda grali jeszcze Almodovara, ale nie byłem w nastroju na coś ambitnego. Dopiero tuż przed projekcją zastanowiłem się, którą wersję właściwie obejrzę: japoński oryginał czy amerykański remake? Okazało się, że trafiłem na ten drugi; nie żałowałem jednak. Nie miałem przed projekcją żadnych oczekiwań – tymczasem wyszedłem z kina mile zaskoczony: to jeden z lepszych horrorów, jakie widziałem. Ale po kolei...

Istnieje kaseta wideo, przez którą się umiera. Zaraz po obejrzeniu dziwacznego filmiku dzwoni telefon i jakiś syczący głos informuje widzów, że pozostało im siedem dni życia. Niewiarygodne? Przekonuje się o tym grupa licealistów, która spędzała weekend w górach. Po upływie tygodnia odbywa się pogrzeb całej czwórki. A trumny są zamknięte... Autorzy pokazują nam jedną z tych twarzy – twarz śmiertelnie przerażoną. I po tym wstrząsającym obrazie wspomniany fakt wcale nie wydaje się dziwny. Na pogrzeb jednej z dziewczyn przyjeżdża jej ciotka ze swym małym synem. Dowiaduje się o zagadce i postanawia ją rozwikłać. Pomocne są zdjęcia z wycieczki: dzięki temu trafia do tego samego górskiego pensjonatu i znajduje taśmę. Ogląda ją, jakieś chore obrazy; najbardziej zapada w pamięć dziwny, niepokojący czarny krąg, otoczony nieregularną smugą światła.

Moment później odzywa się telefon... Od tej pory bohaterka ma siedem dni na wyjaśnienie tajemnicy. Film trochę wolno się rozkręca, ale potem utrzymuje dobre tempo; a przede wszystkim autentycznie straszy. Według prostego pomysłu „kasety, która zabija”, udało się skonstruować spójną i trzymającą w napięciu intrygę, nie noszącą ani śladu kiczu. Nie brakuje w filmie scen, które zapadają w pamięć: widzieliście kiedyś np. oszalałego ze strachu konia, który popełnia samobójstwo wyskakując za burtę promu? Znakomite jest zakończenie: kiedy już się zanosi na „typowo amerykański” happy end, następuje dopiero właściwe, przerażające rozwiązanie zagadki. Aktorstwo nie jest może wybitne, ale nie o to tu chodzi: ważna jest atmosfera. To świetny film bez gwiazd, opierający się na interesującej i strasznej zagadce; aktorzy tych atutów „Kręgu” nie umniejszyli.

Co istotne, atmosferę tę stworzono „w stary, dobry sposób”, bez konieczności uciekania się do krwawych jatek czy efektownych eksplozji. Wychodziłem z kina autentycznie zaniepokojony – a taki efekt to dla horroru bardzo dobra rekomendacja. W sumie oceniam „Krąg”, jak już wspomniałem, jako jeden z lepszych horrorów, jakie widziałem: to naprawdę świetny i straszny film, i zdecydowanie warto go zobaczyć. Na koniec uwaga do tych, którzy już widzieli: najprościej by było zniszczyć kasetę; tyle tylko, że oznacza to śmierć „w imię sprawy”. To kto na ochotnika?

Michał Szklarski
IGKF

„Krąg” („The Ring”). USA 2002. Reżyseria: Gore Verbinski. Scenariusz: Ehren Kruger na podst. scenariusza: Hiroshi Takahashi. Zdjęcia: Bojan Bazelli. Muzyka: Hans Zimmer. Obsada: Naomi Watts (Rachel Keller), Martin Henderson (Noah), David Dorfman (Aidan Keller), Brian Cox (Richard Morgan), Jane Alexander
(Dr Grasnik).

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie