Paradyzja
Paradyzja – wydana w roku 1984 powieść Janusza Zajdla z nurtu fantastyki socjologiczno-politycznej, za którą otrzymał pośmiertnie Nagrodę Fandomu Polskiego SFINKS, przemianowaną później na nagrodę jego imienia. Opowiada o historii sztucznej planety Paradyzji – satelity planety Tartar, której totalitarny rząd, ogarnięty paranoiczną obsesją, nie informuje społeczeństwa nawet o jej położeniu. Powieść pokazuje typową dla twórczości Zajdla wizję totalitarnej antyutopii.
Fabuła
Dziennikarz Rinah Devi ma do spenienia dwie misje. Oficjalnie korzysta z, rzadkiego dla Ziemian, przywileju odwiedzin sztucznej planety Paradyzji. Nieoficjalnie, ma kogoś znaleźć.
Ziemia, przeludniona i wyjałowiona, od dawna szukała nowych źródeł surowców mineralnych oraz miejsc zdatnych do kolonizacji. Taką planetą wydawał się odległy Tartar. Ekspedycja, oprócz ekwipunku eksploratorskiego, zabrała więc ze sobą kontenery pełne uśpionych kolonistów. Na miejscu okazało się jednak, że planeta, wyjątkowo niestabilna geologicznie, kompletnie nie nadaje się do zasiedlenia jest jednak bogata w rzadkie i cenne minerały. Kierownictwo wyprawy zdecydowało nie wracać, ale założyć na orbicie sztuczną kolonię. Ziemia nie miała nic przeciwko, co więcej, chętnie wsparła technologicznie i finansowo kolonistów, mając nadzieję na przyszłe zyski. Tymczasem, po zakończeniu budowy, kolonia niespodziewanie ogłosiła niepodległość i jednostronnie wypowiedziała dotychczasowe warunki. Mieszkańcy orbitującego habitatu zostali postawieni w stan gotowości do walki z wrogiem – zachłanną Ziemią. Stan ten nie został nigdy odwołany.
Tymczasem na Ziemi od jakiegoś czasu działała nieformalna grupa ludzi kontrolująca postępy kolonizacji kosmosu w kontekście przestrzegania Konwencji Osiedleńczej. Grupa ta wysłała na Paradyzję młodego socjologa, Larsa Beniga, który pod płaszczykiem badań społeczeństwa miał zbadać jakie w rzeczywistości panują układy na Paradyzji. Niestety, nie zdołał dostarczyć wyników swych dociekań, na Ziemię dotarła tylko sucha informacja o jego śmierci w wypadku. Ziemianie podejrzewają jednak, że jego śmierć nie była przypadkowa. Śladów Beniga ma szukać właśnie Rinah.
Początki pobytu na Paradyzji są dość standardowe, oprowadzany przez przydzielonego mu przewodnika Alviego i miejscową gwiazdę mediów Zinię Vett, Rinah poznaje specyficzne reguły rządzące tutejszym społeczeństwem. Z czasem poznaje bezmiar zniewolenia i totalnej inwigilacji, jakiej poddawani są Paradyzyjczycy. Kontrolę sprawują nie ludzie, ale system komputerowy, nieprzekupny, nie męczący się, zawsze czujny, wszędzie obecny. Sprzyjają mu warunki – zamknięta przestrzeń, przezroczyste ściany komórkowych pomieszczeń, groźba zesłania na Tartar dla niepokornych. Ale Paradyzyjczycy próbują oszukać system. Wytworzyła się swoista nowomowa ("koalang", język kojarzeniowo-aluzyjny, który komputer rejestruje jako brednie, a człowiek może domyślić się ukrytego znaczenia słów), mająca oszukać wszechobecny podsłuch, konspiratorzy potrafią także ignorować nakaz noszenia obrączek emitujących sygnał personalny. Ale te drobne oszustwa obnażają tylko wierzchołek góry lodowej. Rinah dowiaduje się, że nie wszystkie powszechnie znane informacje są prawdziwe. Zinia, osoba dopuszczona do sekretu, wyznaje mu, że w rzeczywistości Tartar nie jest tak niespokojny jak się głosi. Planeta stanowi po prostu olbrzymi azyl dla garstki władców, a tysiące mieszkańców Paradyzji są swoistym, bezlitośnie wykorzystywanym, źródłem siły roboczej. Zbierając szczątkowe informacje, Rinah z czasem odkrywa, że znana przez uprzywilejowanych tajemnica ma jeszcze drugie dno. Po co trzymać lud na orbicie, wkładając w to wiele energii i zasobów, przecież można osiedlić ich na powierzchni, udając tylko, że mieszkają na orbicie. Zyskuje się w ten sposób zdecydowanie większą kontrolę, nie tracąc nakładów. Cały zestaw zakazów, np. nauki czytania i pisania, zabroniona fizyka, pozwala na trzymanie ludzi w ogłupieniu i oszustwie. Ale jest nadzieja. Robotnicy, pracujący w kopalniach rud promieniotwórczych zbierają drobiny rudy. Kiedyś, zebrane razem, zabłysną jaśniej niż tysiąc słońc.