Czesław Miłosz Widzenia nad Zatoką San Francisco, Paryż 1969, Insitut Littéraire [cytaty wg. wyd. Kraków 1989, Wydawnictwo Literackie]
Z PERSPEKTYWY EUROPY
Czym są ponad dwa wieki historii Stanów Zjednoczonych w obliczu dwu milenniów chrześcijańskiej Europy? Czy kontynent, który przyjęło się określać mianem Starego, może nauczyć się czegoś od zależnej wszak odeń kulturowo Ameryki? Wreszcie, na czym polega american way of life? To tylko niektóre (i ,być może, nie najważniejsze) z pytań, nasuwających się czytelnikowi Widzeń nad Zatoką San Francisco Czesława Miłosza. Jest to książka w dorobku przyszłego noblisty (rzecz powstała w 1969 roku) szczególna, którą należy czytać w – by posłużyć się terminologią muzyczną – kanonie (a zarazem kontekście) z opublikowaną dekadę wcześniej Rodzinną Europą. Tematem drugiego z przywołanych tu utworów jest sytuacja Starego Kontynentu po II wojnie światowej, rozważana przez pryzmat świadomości autora wykrystalizowanej przed wojną.
Widzenia... zaś w całości poświęcone są fenomenowi Ameryki i sytuacji obserwującego lokalne osobliwości Europejczyka, świadomego swej pozycji emigranta. Miłosz jako teren obserwacji wybiera Kalifornie nieprzypadkowo, w niej bowiem – jak w soczewce – wydają się skupiać nowe trendy, mające wpływ na późniejsze losy Stanów Zjednoczonych. Myślą tą (będącą, notabene, mottem drugiego rozdziału, a zaczerpniętą z pracy Raymonda F. Dasmona, The destriuction of Calofornia), można byłoby opatrzyć całość zapisków Miłosza. Zanim jednak czytelnik dojdzie do tego wniosku, czuje się nieco zdezorientowany bogactwem poruszanej w Widzeniach... problematyki. Miłosz skrywa bowiem myśl przewodnia dzieła pod pozorami (by posłużyć się terminem Stanisława Lema) „wszystkoizmu”. Jednakże uważna lektura wydobywa z gąszczu rozmyślań nad językiem, społeczeństwem, relacją: człowiek-Natura ideę przyświecającą Widzeniom..., którą można byłoby streścić w słowach: „Kalifornia to świat w skali mikro”. Gdyby przyjąć taką interpretację dzieła Miłosza, zrozumiała stałaby się uwaga, z jaką autor nakreśla miejsce, w którym sytuuje siebie i swe przemyślenia. Kalifornia jawi się Miłoszowi jednakże nie w kategoriach Ziemi Obiecanej, ani – rozumianego po Heglowsku – miejsca, w którym Historia osiągnęła swój kres. Autor deklaruje wszak: Kalifornia nie jest dla mnie tym, czym jest dla większości jej mieszkańców, imigrantów z innych części północnej Ameryki (r. 9 – O pewnej chorobie trudnej do nazwania, s. 33).
Czując się nieuleczalnym Europejczykiem (tamże, s. 34), Miłosz jednocześnie dostrzega złożoność społeczeństwa Kalifornii i typowość jego reakcji: w niszczącym oddziaływaniu techniki na ludową wyobraźnię religijną, i w automacji, i w powszechności wykształcenia, i w lęku czlowieka przez samozatrucie (...) Natury przygoda Ameryki ukazuje swoje rysy uniwersalne, zgęszcza, streszcza to, co dosięgło albo dosięga ludzi na całej ziemi. (...) Większa niż gdziekolwiek indziej jawność, jawność w zagubieniu i samooskarżeniu, zmienia Amerykę w pole doświadczalne całego ludzkiego rodu (r. 33 – O emigracji do Ameryki tudzież jakby podsumowanie, s. 189). Ta szczególna sytuacja Stanów Zjednoczonych (a raczej symbolizującej je Kalifornii) wydaje się wzbudzać w Miłoszu nieuzasadniony entuzjazm. Być może sprawiła to jego wiara w potencjał kulturowy i intelektualny USA, trudno jednak nie odnieść wrażenia, że owa fascynacja wypływa – przynajmniej po części – z przyjęcia emigracyjnego mitu Ameryki równych szans; kraju, w którym możliwa jest kariera „z pucybuta milionerem”.
Niezależnie jednak od tego – nie można niedoceniać Widzeń... jako świadectwa próby zrozumienia Ameryki przez Europejczyka, który dostrzega odrębność swych doświadczeń: znamienna pod tym względem jest przywoływania w zapiskach scena reakcji studentów na przemówienie rektora Uniwersytetu w Berkeley. Uzmysławia ona Miłoszowi różnicę między amerykańską młodzieżą – przebojową, zbuntowaną, a jednocześnie korzystającą z wszelkich udogodnień, przeciw którym wznosi protesty – a jej europejskim odpowiednikiem, co prowadzi Miłosza do konstatacji, że aby cos z tego zrozumieć, należy zastosować miary z innego kraju i innego stulecia. Owym przywoływanym czasem i miejscem jest XIX-wieczna Rosja z jej inteligencją wierzącą w zależność zła porządku społecznego i władzy, która go sankcjonuje.
Miłosz kończy swoje notatki refleksją nad referencyjnością języka tak, jakby chciał powrócić myślowo do wstępnych partii Widzeń.... oba fragmenty dopełniają się, tworząc klamrę spinającą spojrzenie Europejczyka (świadomego ograniczającego go wychowania i mentalności) na Nowy Świat, w którym – niczym w zwierciadle – odbijają się dzieje i przyszłość Starego Kontynentu.
Ada M.
Informator Gdańskiego Klubu Fantastyki