Socjolog w kosmosie - J.A. Zajdel

Marek Szydełko
06.09.2015

Janusz A. Zajdel, Zjawa, [w]: tenże, Przejście przez lustro, Warszawa 1975, wyd. Iskry

Janusz Andrzej Zajdel to nie tylko autor powieści z kręgu fantastyki socjologicznej. Jest on również autorem utworów demitologizujących podbój Kosmosu. Oczywiście demitologizacja romantycznego mitu o przekraczaniu kosmicznej frontière nie jest w rodzimej literaturze fantastycznej jego zasługą – najciekawszą wszak kreację Wszechświata codzienności” stworzył w Opowieściach o pilocie Pirxie Stanisław Lem. On też połączył w Terminusie technikę z elementami opowieści grozy. Podobnie czyni Zajdel w opowiadaniu Zjawa. Czyni on jednak w tym utworze cos więcej. Zjawa jest bowiem nie tylko satyrą na niepoznawalność odległego Wszechświata, lecz również refleksją nad mechanizmami ludzkich zachowań.

Fabuła opowiadania jest prosta i – podobnie jak w większości krótkich form Zajdla – oparte na pomyśle. Wstępne refleksje dotyczą powstawania mitu i jego funkcjonowania w obrębie społeczności (w tym wypadku wśród kosmonautów odwiedzających Klub w bliżej nieokreślonym Kosmoporcie). Konkretyzacja czasu i miej-sca akcji nie jest konieczna, ponieważ Zajdel mówi o sprawach uniwersalnych. Potwierdzeniem tej tezy jest odwołanie narratora (będącego, dla uwiarygodnienia fabuły, również protagonistą utworu) do epoki wielkich odkryć geograficznych. Sama przytoczona historia, będącą potwierdzeniem słów narratora wyłożonych we wstępie, również nie jest autoryzowana żadnym imieniem. Z treści utworu wynika jedynie, że opowiadający wraz ze swym towarzyszem – Krisem – przewozili statkiem kosmicznym aparaturę dla stacji badawczej na Marsie.


W trakcie lotu miał miejsce drobny, pozornie bez znaczenia, wypadek – pojazd wpadł w silną wibrację. Po zakończeniu manewru bohater opuścił kabinę sterowni i wtedy to właśnie natknął się na unoszącą się w powie-trzu kulę. Kontakt ze zjawiskiem przywołał z pamięci opowieść innego kosmonauty, Keltora, o srebrnej kuli prześladującej rakiety w strefie Planetoid  (s. 160). Informacja ta zdeterminowała dalsze postępowanie bohatera, który uznał przybysza za wroga. Od tej chwili wszelka podjęta aktywność zmierzała do unicestwienia „obcego”. Atawistyczne instynkty, które opanowały narratora, doprowadziły do wyrzucenia nieznanej istoty ze statku. Dopiero wtedy przyszedł czas na myślenie i gorzką konkluzję: zachowałem się tak jak przystało na średniowiecze – zamiast rzecz dokładnie zbadać, wyrzuciłem problem za okno (s. 163).  Świadomość klęski potęguje odkrycie, czym w rzeczywistości był intruz.

W trakcie rutynowego obchodu odkrywa on w ładowni unoszący się w powietrzu pojemnik, którego pokrywa była uchylona, a wokół błyszczały krople rtęci. Rozwiązanie zagadki nie przynosi jednak satysfakcji. Logiczne powiązanie w całość pozornie niezależnych faktów – błędu w manewrowaniu, wyglądu intruza – przyszło zbyt późno. Stąd przejście nad wydarzeniem do porządku dziennego i twierdząca odpowiedź na pytanie Krisa: Wszystko w porządku?

Wykorzystanie tradycyjnych dla fantastyki rekwizytów: kosmicznej próżni, osamotnienia kosmonauty skazanego na przebywanie przez długi czas w ciasnych
pomieszczeniach kosmolotu, spotkania z inną formą życia, podkreśla ich pretekstowość. Jednakże to nie sztafaż rekwizytów stanowi o walorach opowiadania. Od fabuły istotniejsze są implikacje wynikające z owego „spotkania”. Cel został wprawdzie osiągnięty i bohater poznaje odpowiedź na dręczące go pytania o pochodzenie i zamiary niespodziewanego gościa, zarazem jednak poznaje również siebie. I nie jest to wiedza, która mogłaby mu przynieść satysfakcję. Poddany próbie obnaża drzemiące w nim prymitywne odruchy, nakazujące zniszczyć wszystko, czego nie rozumie. To, co obce jest potencjalnie wrogim i dlatego profilaktycznie należy owo niebezpieczeństwo zlikwidować – nawet za cenę ośmieszenia. Czyż postępowanie to nie wydaje się nam znajome?

Adam Mazurkiewicz
Informator Gdańskiego Klubu Fantastyki

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie