WBREW PRZYKAZANIOM UWAGI NA MARGINESIE LEKTURY Wody życia Janusza A. Zajdla
Twórcy fantastyki naukowej, podejmując problematykę moralną, nie wahają się przed postawieniem pytań, które tylko pozornie można nazwać łatwymi. Pośród nich szczególne miejsce zajmują kwestie związane z życiem i śmiercią. Czym jest życie? Jakie są granice jego obrony? Jedną z wielu prób odpowiedzi na owe pytania wydaje się opowiadanie Woda życia Janusza A. Zajdla.
Akcja utworu akcja rozgrywa się w przestrzeni kosmicznej. Zaletą obranego przez Zajdla rozwiązania fabularnego jest izolacja bohaterów od wpływów środowiska, które mogłyby w znaczący sposób zniekształcić reakcje postaci. Brak presji otoczenia wyzwala w człowieku najpierwotniejsze instynkty, które skrywa on w trakcje relacji międzyosobniczych, podlegając wypracowanym przez społeczeństwo zakazom i naka-zom. Lot astrolotu w kierunku Darii - jednego z globów bliżej nieokreślonego układu planetarnego - upływa w spokoju, przez nic niezakłócony. Dyżurujący członkowie załogi wykorzystują to, poświęcając czas na rozmowy, dzięki którym czytelnik może zapoznać się z celem podróży, jak i (co jest istotne, z punktu rozwoju akcji utworu) metodą transportu kolonistów.
Wymiana myśli pozwala na wysnucie wniosków, że weszła ona do użycia dopiero niedawno i nadal wzbudza kontrowersje. Sposób ten - nazwany liforyzacją - polega na usunięciu wody z tkanek człowieka bez naruszania ich struktury. W puste przestrzenie, powstałe po ekstrakcji koloidów (składników organicznych w postaci wodnych zawiesin), zostaje wprowadzona specjalna mieszanka gazowa, tak zwana »kompozycja Q«. Ma ona tę właściwość, że bardzo intensywnie rozpuszcza się w wodzie - podobnie jak np. gazowy amoniak. Dzięki temu wytwarza się korzystne podciśnienie zasysające przy uwadnianiu, a następnie całkowicie wydala się z orga-nizmu[1].
Lot zostaje niespodziewanie zakłócony wybuchem zbiornika ze sprężonym wodorem, który uszkadza układ regeneracji wody. Wskutek awarii klapy dehermetyzujące zostały otworzone i zapas wody „uleciał" w próżnię. Powstałą sytuację można pokrótce scharakteryzować w następujący sposób: zakładając zapotrzebowanie jednostki na wodę w granicach ponad dwóch litrów dziennie, do ukończenia lotu potrzebne było osiemset litrów.
W obliczeniach należało jednak uwzględnić stratę litra wody wydalanej przez skórę i z oddechem, której nie można było odzyskać w procesie destylacji. Na statku nie było już jej jednak w ogóle. Wyjściem z patowej sytuacji stała się lifolizacja ośmiu dotychczas zahibernowanych członków załogi, stanowiącej z Tomem i Martinem obsługę gwiazdolotu. Dzięki tej decyzji możliwe stało się uzyskanie trzystu dwudziestu litrów wody. Wcześniej jednak należało poddać zabiegowi dwu członków załogi, należącej do zmiany spiskowców. Konspiratorzy bowiem, aby nie wzbudzać podejrzeń zmienników, zbagatelizowali w raporcie skutki awarii.
Jak wynika z dalszej lektury opowiadania (Zajdel wykorzystuje tu metodę fragmentaryzacji akcji, pomijając mniej istotne z punktu rozwoju akcji utworu szczegóły, co graficznie zostaje każdorazowo sygnalizowane dzięki wykorzystaniu alinei), plan powiódł się i czytelnik spotyka bohaterów nieomal u końca podróży. Wówczas to okazuje się, że wyliczona przez Martina trajektoria lotu wydłuży go o miesiąc. Związany z przedłużeniem czasu lotu problem niedoboru wody biotechnik postanawia rozwiązać, liforyzując swojego partnera.
W trakcie dyskusji Tom wyznaje jednak, że nie potrafi w ramach swojej specjalizacji przygotować do zabiegu: umie jedynie ożywiać przewożonych w ten sposób osadników. Wyznanie to - szokujące dla Martina - jest brzemienne w skutki: oto czytelnik dowiaduje się, że załoga astrolotu została prawdopodobnie zamordowana i choć winowajca zapewnia, że jest inaczej, szansę na przywrócenie do życia są nikłe. Dopiero w kontekście tak zaprojektowanej sytuacji ujawnia się przewrotny makabryzm humoru Toma, mówiącego o hibernacji, jako o stanie odwracalnej śmierci[2].
Tom staje przed moralnym dylematem, który rozwiązać może jedynie na drodze wyboru „mniejszego zła". Jeśli poświęci dziesięciu towarzyszy podróży dla dobra sześciu tysięcy nieświadomych osadników, złamie kodeks etyczny i zasady wpajane mu przez całe życie na Ziemi. Alternatywą jednakże pozostaje czy wzięcie na siebie odpowiedzialność za zniszczenie powierzonego mu statku, a tym samym śmierć wszystkich jego pasażerów.
Postępowanie biotechnika w sposób jednoznaczny osądza pilot, obrzucający go inwektywami w trakcie dyskusji przeradzającej się w kłótnię: Ty kanalio - krzyczał - ty draniu! (...) Ty pijawko, ty wampirze![3]
Nietrudno dostrzec w tych oskarżeniach zdeformowanego postulatu Kanta dotyczącego dobrej woli. Wola ta, zastąpiona przymusem instynktu przetrwania, buduje prawo oparte o determinowaną rzeczywistość w której jedne czyny poprzedzane są zawsze innymi. Wzmiankowany tu priorytet konkretu nad abstraktem tworzy filozofię człowieka wrzuconego w świat: nie znajdując w nim instancji obiektywnych, jednostka musi ustanawiać je sama. W tej sytuacji jednakże instancją obiektywną staje się własne ego, zaś priorytetem dobro jednostki kontrolującej sytuację.
Niemożność ogarnięcia całości problemu, wciąż pojawiające się nowe niewiadome (Matt dowiaduje się prawdy o liforyzacji i losie towarzyszy dopiero, gdy prosi Toma o poświęcenie się dla dobra wyprawy) budzi niepokój, który Matt pragnie przezwyciężyć poprzez usensownienie swego czynu. Śmierć Toma ma ocalić osadników, choć nie przywróci ich do życia. Wybór ten, prowadzący do konfliktu interesów, jest próbą zbudowania normy, w której można byłoby się odnaleźć. Dlatego Tom złożony jest na ołtarzu zemsty Mata niczym kozioł ofiarny, mimo iż to Matt skorzystał najwięcej na śmierci pozostałej załogi.
Jednocześnie, oskarżając Toma, Martin oskarża zarazem całą cywilizację. Mówi wszak: obaj jesteśmy ofiarami idiotycznych pomysłów naszej epoki. Stwierdzenie to zbliża problematykę Wody życia do innych utworów Zajdla, zwłaszcza Awarii i 8913325. Prawdziwym winowajcą - zdaje się mówić autor - nie jest ani Tom, ani wypadek. Za śmierć załogi odpowiadają ci, którzy wysłali ich w tę niebezpieczną misję, a szerzej: cała cywilizacja techniczna. Czy to dlatego brak jest w utworze jednoznacznej oceny postępowania protagonistów? Zarazem w goteskowo-makabrycznym zakończeniu utworu można dopatrywać się Starotestamentowo wymierzonej sprawiedliwości. Relatywizm oceny moralnej zachowań, kruchość opartych na społecznej umowie praw i konwenansów ujawniona zostaje w poprze-dzającej morderstwo rozmowie.
Pomyśl, gdzie jesteśmy! Ziemia i jej prawa są daleko stąd! To my podejmujemy decyzje i ustalamy prawa[4] krzyczy Tom, słysząc w odpowiedzi, że zginie na mocy ustalonego właśnie przez partnera prawa. Ten nominalizm etyczny, likwidujący wszelkie normy moralne, może przerażać, pociągając zarazem bohaterów anarchią wyboru, prowadzącą do nihilizmu), jak i samej konstrukcji narracji. Trzecia osoba czasownika gwarantuje bezstronność - narrator nie identyfikujący się z żadnym z bohaterów może pozostać bezstronnym, a zarazem oddaje inicjatywę w ręce aktorów tego kosmicznego dramatu.
Nieprzypadkowo przywołany został tu ów rodzaj literacki: brak komentarza pochodzącego od narratora, konsekwentne wprowadzanie nowych wiadomości poprzez dialog zbliżają nowelę Zajdla do wymogów teatralnych[5]. Jednocześnie zaś ograniczenie opisu na rzecz rozmowy sugeruje związki Wody życia z platońskim dialogiem, czy też moralitetem, w którym nieistotny jest czas i miejsce akcji, zaś występujące postacie reprezentują wartości moralne. W noweli Zajdla prócz scenerii i rekwizytorni, sugerującej przyszłościowy czas zdarzeń, niemożliwe jest dokładniejsze określenie czasoprzestrzeni, w której funkcjonują bohaterowie. Podobnie oni sami są raczej typami, niż indywidualnościami.
Na osobną uwagę zasługuje tytuł utworu, obnażający dwuznaczność i sarkazm Zajdlowskiego humoru. Woda życia - aqua vita - będąca praźródłem, »fans et origo«, z którego wypływa życie[6] staje się wodą śmierci: aqua morti. Gorzka ironia takiej makabrycznej gry znaczeń wyłaniająca się z treści utworu, nie zostaje tym razem złagodzona elementem kpiny, jak dzieje się to w przypadku Stanu spoczynku. Chłodny, wręcz oschły ton, w jakim relacjonowane są wydarzenia; opisy zbliżone w charakterze do teatralnych didaskaliów; wreszcie eliminacja neologizmów, mogących odwrócić uwagę czytelnika od spraw dla autora najistotniejszych, zbliżają nowelę do konwencji przypowieści, w której wszystko, co stanowi tło dla dramatów ludzkich wyborów, zostaje ograniczone do minimum.
Znamienne też, iż świadkiem egzystencjalnych wyborów staje się Kosmos, przez co zyskują one perspektywę uniwersalną. Czy można w takim ujęciu zaryzykować tezę o symbolicznym charakterze Wody życia, a szerzej całej fantastyki? Jeśli Wszechświat staje się scenerią dla rozgrywających się tam ludzkich dramatów; jeśli przestrzeń zostaje zmetaforyzowana, a bohaterowie to postacie miotane namiętnościami, teza ta wydaje się nie pozbawiona podstawy.
Adam Mazurkiewicz
Informator Gdańskiego Klubu Fantastyki