Chcesz wybrać się na koncert ulubionego zagranicznego wykonawcy? Na pewno szokują Cię ceny biletów, ale to jest jeszcze do przeżycia. Gorzej, że wyobrażenia bardzo często mijają się z rzeczywistością. Wielkie gwiazdy niestety nie zawsze podchodzą serio do swoich obowiązków i potrafią srogo zawieść fanów. Oto najczęstsze rzeczy, jakie denerwują podczas koncertów zagranicznych wykonawców ze światowego topu.
Powiedzmy sobie szczerze, że płacenie np. 500 złotych za bilet na koncert, który kończy się po zaledwie 1,5 godziny, to lekka przesada. Nawet jeśli mówimy tutaj o naprawdę dużej gwieździe. Zagraniczni artyści nie zawsze rozumieją, że zakup biletu na ich koncert to duże obciążenie dla polskiego fana i nawet nie próbują się wysilić ponad to, co mają zapisane w kontrakcie.
To już niekoniecznie wina samych artystów, ale towarzyszących im dźwiękowców. Słabe nagłośnienie potrafi odebrać przyjemność z uczestniczenia w wydarzeniu muzycznym. Co gorsza, w Polsce wielkie koncerty często odbywają się w miejscach kompletnie do tego nieprzystosowanych pod względem akustyki, jak np. Stadion Narodowy w Warszawie.
Nie można oczywiście wymagać, aby zagraniczni artyści po każdej piosence zagadywali fanów i przybijali z nimi piątki. Można natomiast oczekiwać, że powiedzą cokolwiek, rzucą jakimś żartem, nawiążą do miejsca, w którym grają. Tymczasem zdarzają się koncerty niemal nieme – artyści wchodzą na scenę znienacka i równie dyskretnie ją opuszczają, co pozostawia po sobie pewien niesmak.
Zdarza się, że zagraniczni artyści wciąż nie wiedzą, gdzie właściwie grają. Oczywiście takich przypadków jest coraz mniej, natomiast te pojedyncze potrafią mocno ukłuć naszą narodową dumę. Słabo jest usłyszeć z ust idola, że pozdrawia „rosyjskich fanów” czy chwali urodę „czeskich kobiet”.