Etyka i ekonomia prywatnej własności

Maciej Piwowski
23.08.2015

Tłumaczenie: Marcin Zieliński

I. Problem ładu społecznego


Będąc sam na wyspie, Robinson Crusoe może robić co tylko mu się spodoba. Nie dotyczy go pytanie o zasady zorganizowanego zachowania między ludźmi – współpracy społecznej. Oczywiście takie pytanie powstanie, gdy na wyspę przybędzie druga osoba, Piętaszek. Ale nawet wtedy, pytanie to pozostaje oderwane od rzeczywistości, jeśli nie mamy do czynienia z rzadkością. Załóżmy, że wyspa jest Edenem; wszystkie zewnętrzne dobra występują w nieograniczonych ilościach. Są „dobrami wolnymi,” tak jak powietrze, którym oddychamy na co dzień jest dobrem „wolnym.” Cokolwiek Crusoe z nimi zrobi, jego działania ani nie będą miały konsekwencji w odniesieniu do jego przyszłej podaży tych dóbr, ani nie wpłyną na obecną czy też przyszłą podaż tych dóbr u Piętaszka (i vice versa). Zatem jest niemożliwe, żeby nastąpił kiedykolwiek konflikt pomiędzy Crusoe i Piętaszkiem dotyczący używania tych dóbr. Konflikt jest możliwy tylko w sytuacji, gdy mamy do czynienia z dobrami rzadkimi. Tylko wtedy istnieje potrzeba sformułowania zasad, które umożliwią stworzenie zorganizowanej i bezkonfliktowej współpracy społecznej.

W ogrodzie Eden istnieją tylko dwa rodzaje rzadkich dóbr: ciało i miejsce jego przebywania. Crusoe i Piętaszek mają tylko po jednym ciele i mogą przebywać tylko w jednym miejscu w danym czasie. Zatem nawet w rajskim ogrodzie mogą powstać konflikty pomiędzy Crusoe i Piętaszkiem: Crusoe i Piętaszek nie mogą przebywać w tym samym miejscu jednocześnie nie wchodząc ze sobą w fizyczny konflikt. Dlatego nawet w raju muszą istnieć reguły dotyczące zorganizowanego zachowania społecznego – zasady dotyczące właściwej lokacji i przemieszczania się ciał. A poza rajskim ogrodem, w sferze rzadkości, muszą istnieć zasady regulujące nie tylko użycie ciał, ale także użycie wszystkiego, co rzadkie, tak żeby można było rozwiązać wszystkie możliwe konflikty. To jest problem ładu społecznego.

II. Rozwiązanie: własność prywatna i pierwotne zawłaszczenie


W historii myśli społecznej i politycznej przedstawiano różne propozycje rozwiązania problemu ładu społecznego i ta różnorodność wewnętrznie sprzecznych projektów doprowadziła do sytuacji, w której poszukiwanie pojedynczego, „właściwego” rozwiązania jest obecnie często uważane za iluzoryczne. Jednak, jak spróbuję wykazać, właściwe rozwiązanie istnieje; a więc nie ma powodu, aby poddawać się moralnemu relatywizmowi. Rozwiązanie jest znane od setek lat, jeśli nie znacznie dłużej.[1] We współczesnych czasach to stare i proste rozwiązanie zostało sformułowane w najbardziej jasny i przekonywujący sposób przez Murraya N. Rothbarda.[2]

Zacznę od sformułowania rozwiązania – najpierw dla specyficznego przypadku rajskiego ogrodu, a później dla ogólnego, reprezentowanego przez „rzeczywisty” świat wszechobecnej rzadkości – a potem przejdę do wyjaśnienia dlaczego to, a nie inne, rozwiązanie jest właściwe.

W ogrodzie Eden, rozwiązaniem jest prosta zasada określająca, że każdy może umiejscowić lub przemieścić swoje własne ciało gdziekolwiek sobie zażyczy pod warunkiem, że nikt inny już tam nie przebywa i nie zajmuje tej właśnie przestrzeni. A poza rajem, w sferze wszechobecnej rzadkości, rozwiązanie przynosi następująca zasada: każdy jest prawowitym właścicielem swojego własnego ciała, a także wszystkich miejsc i dóbr danych przez naturę, które zajmuje i używa za pomocą swoich członków pod warunkiem, że nikt inny wcześniej nie zajął lub nie użył tych samych miejsc i dóbr. Prawo do własności miejsc i dóbr przez osobę, która je „pierwotnie zawłaszczyła” pociąga za sobą jej prawo do używania i przetwarzania tych miejsc i dóbr w jakikolwiek sposób, który uzna za słuszny pod warunkiem, że w ten sposób nie zmienia bezprawnie fizycznej integralności miejsc i dóbr pierwotnie zawłaszczonych przez inną osobę. W szczególności, kiedy miejsce lub dobro zostało już po raz pierwszy zawłaszczone, używając słów Johna Locke’a, przez „zmieszanie czyjejś pracy” z nim, to prawo do własności takich miejsc i dóbr może zostać uzyskane tylko przez dobrowolne – kontraktowe – przekazanie tytułu własności późniejszemu właścicielowi przez poprzedniego właściciela.

W świetle powszechnego relatywizmu moralnego, warto podkreślić, że idea pierwotnego zawłaszczenia i prywatnej własności jako rozwiązania problemu ładu społecznego jest całkowicie zgodna z naszą moralną „intuicją.” Czy nie jest zwyczajnie absurdalnym twierdzenie, że człowiek nie powinien być prawowitym właścicielem swojego ciała oraz miejsc i dóbr, które pierwotnie, tzn. przed kimkolwiek innym, przywłaszczył sobie, użył i/lub wyprodukował za pomocą swoich członków? Kto inny, jeśli nie on, powinien być właścicielem? I czy nie jest poza tym oczywiste, że przytłaczająca większość ludzi – wliczając w to dzieci i ludy pierwotne – w rzeczywistości działa w zgodzie z tymi zasadami i jest to dla niej rzecz nie budząca wątpliwości?

Intuicja moralna, jakkolwiek by nie była ważna, nie jest dowodem. Jednakże istnieje także dowód na wiarygodność naszej moralnej intuicji.

Dowód jest dwojaki. Z jednej strony, konsekwencje, jakie pociąga za sobą sytuacja, gdy komuś odmawia się prawa do instytucji pierwotnego zawłaszczenia i prywatnej własności mogą być wyjaśnione następująco: Jeśli osoba A nie jest właścicielem swojego ciała oraz miejsc i dóbr pierwotnie przez nią zawłaszczonych, a także dóbr dobrowolnie (kontraktowo) nabytych od innego, poprzedniego właściciela, to istnieją dwie możliwości. Albo inna osoba, B, musi być uznawana za właściciela ciała A, a także miejsc i dóbr zawłaszczonych, wyprodukowanych lub nabytych przez A, albo obydwie osoby, A i B, muszą być rozpatrywane jako jednakowi współwłaściciele wszystkich ciał, miejsc i dóbr.

W pierwszym przypadku, A zostaje zredukowany do rangi niewolnika należącego do B i obiektu wyzysku. B jest właścicielem ciała A oraz wszystkich miejsc i dóbr zawłaszczonych, wyprodukowanych lub nabytych przez A, ale z kolei A nie jest właścicielem ciała B oraz miejsc i dóbr zawłaszczonych, wyprodukowanych lub nabytych przez B. W ten sposób, w przypadku tej zasady, zostaną stworzone dwie różne klasy ludzi – podludzie (Untermenschen) tacy jak A i nadludzie (Uebermenschen) tacy jak B – którym są przynależne różne „prawa.” Zatem, takie zarządzenie musi być odrzucone, gdyż ludzka etyka musi się stosować jednakowo do każdego jako istoty ludzkiej (racjonalnego zwierzęcia). Od samego początku, każda taka zasada musi być uznawana za nie mającą uniwersalnego zastosowania, a zatem nie mogącą być częścią prawa stanowionego. Jeżeli zasada ma aspirować do rangi prawa – sprawiedliwej zasady – jest konieczne, aby taka zasada jednakowo i uniwersalnie dotyczyła każdego.

W drugim, alternatywnym przypadku uniwersalnej i jednakowej współwłasności, wymóg istnienia jednakowych praw dla każdego zostaje spełniony. Jednakże, ta alternatywa cierpi na tak poważne braki, ponieważ, gdyby została zastosowana, cała ludzkość natychmiast by wyginęła. (Jako że każdy system etyczny musi dopuszczać przetrwanie rodzaju ludzkiego, to ta alternatywa również musi zostać odrzucona). Każde działanie człowieka wymaga użycia jakichś rzadkich środków (przynajmniej użycia ciała i przestrzeni przez niego zajmowanej), ale jeśli wszystkie dobra byłyby współwłasnością każdego, wtedy nikomu, w żadnej chwili i w żadnym miejscu, nie wolno by było zrobić czegokolwiek bez uprzedniego uzyskania zgody od innych współwłaścicieli. Jednak, jak mógłby ktokolwiek udzielić takiej zgody, jeśli nie byłby wyłącznym właścicielem swojego ciała (w tym strun głosowych) za pomocą których jego zgoda musiałaby zostać wyrażona? Faktycznie, najpierw potrzebowałby zgody innych, żeby móc wyrazić swą własną, ale ci inni nie mogliby dać swojej zgody bez uprzedniego otrzymania zgody od niego i tak dalej.

Ten wgląd w prakseologiczną niemożliwość, jak to Rothbard określił, „uniwersalnego komunizmu” prowadzi mnie z miejsca do pokazania alternatywy, jaką jest idea pierwotnego zawłaszczenia i prywatnej własności, jedyne właściwe rozwiązanie problemu ładu społecznego.[3] To, czy ludzie posiadają jakieś prawa, czy też nie, a jeśli tak, to jakie, może zostać rozstrzygnięte tylko w procesie argumentacji (wymiany propozycji). Uzasadnienie – dowód, przypuszczenie, zaprzeczenie – jest oparte na argumentacji. Każdy, kto zaprzeczałby temu stwierdzeniu, wpadłby w sprzeczność, gdyż jego zaprzeczenie samo w sobie stanowiłoby argument. Nawet etyczny relatywista musi zaakceptować pierwsze stwierdzenie, które odwołuje się do a priori argumentacji.

Z tej niezaprzeczalnej akceptacji – tego aksjomatycznego statusu – a priori argumentacji, wynikają dwa jednakowo konieczne wnioski. Po pierwsze, co wynika z a priori argumentacji, kiedy nie ma racjonalnego rozwiązania problemu konfliktu powstającego w wyniku istnienia rzadkości? Przypuśćmy, że w moim wcześniejszym przykładzie z Crusoe i Piętaszkiem, Piętaszek nie był człowiekiem, ale gorylem. Oczywiście, jeśli Crusoe mógł mieć konflikt dotyczący jego ciała i miejsca przebywania z Piętaszkiem-człowiekiem, to może mieć też z Piętaszkiem-gorylem. Goryl może chcieć przebywać w tym samym miejscu, które zdążył już zająć Crusoe. W tym przypadku, o ile goryl jest tym stworzeniem, które zwykliśmy nazywać gorylem, nie może być racjonalnego rozwiązania konfliktu. Albo goryl odepchnie, pożre lub zmiażdży Crusoe – to byłoby rozwiązanie problemu przez goryla – albo Crusoe oswoi, pogoni, pobije lub zabije goryla – to byłoby rozwiązanie Crusoe. W tej sytuacji, rzeczywiście można by powiedzieć o moralnym relatywizmie. Jednakże, o wiele bardziej właściwym byłoby odnieść się do tej sytuacji jako takiej, w której pytanie o sprawiedliwość i racjonalizm zwyczajnie nie powstaje; to znaczy, jest to sytuacja moralnie nadzwyczajna. Istnienie Piętaszka-goryla stworzyłoby techniczny, a nie moralny, problem dla Crusoe. Nie ma on innego wyjścia niż nauczyć się, jak z powodzeniem radzić sobie i kontrolować posunięcia goryla, tak jak musiał nauczyć się jak sobie radzić i kontrolować inną nieożywioną częścią przyrody.

Przez implikację, tylko wtedy, gdy obydwie strony konfliktu są zdolne do uargumentowania drugiej stronie swoich racji, można mówić o problemie moralnym i istnieje pytanie, czy można rozwiązać ten problem. Tylko wówczas, gdy Piętaszek, niezależnie od swego fizycznego wyglądu, jest zdolny do argumentacji (nawet jeśli okazało się, że był zdolny tylko raz), może on zostać uznany za istotę racjonalną i pytanie o to, czy istnieje właściwe rozwiązanie problemu ładu społecznego, nabiera sensu. Nie można oczekiwać, że ktoś da jakąkolwiek odpowiedź komuś, kto nigdy nie zadał pytania lub, bardziej do rzeczy, kto nigdy nie zaprezentował swojego względnego poglądu w formie argumentu. W tym przypadku, ten „inny” nie może być uznany lub traktowany jak zwierzę lub roślina, tj. jako istota moralnie nadzwyczajna. Tylko, gdy ta inna istota może przerwać swą aktywność, cokolwiek by to nie było, cofnąć się i powiedzieć „tak” lub „nie” czemuś, co powiedziała pierwsza osoba, jesteśmy winni tej istocie odpowiedź, a zatem możemy twierdzić, że nasza odpowiedź jest właściwą dla obu stron zaangażowanych w konflikt.

Co więcej, z a priori argumentacji wynika, że wszystko, co musi zostać założone w trakcie argumentacji, jako logiczny i prakseologiczny warunek wstępny argumentacji, nie może z kolei być argumentacyjnie podważone bez zaplątania się w wewnętrzną (wykonawczą) sprzeczność.

Teraz, wymiana stwierdzeń nie składa się ze swobodnie rzucanych słów, ale raczej stanowi szczególną ludzką aktywność. Argumentacja pomiędzy Crusoe i Piętaszkiem oznacza, że obydwoje mają, i wzajemnie to uznają, wyłączną kontrolę nad ich poszczególnymi ciałami (mózgami, strunami głosowymi itd.) podobnie jak nad miejscami, w których przebywają ich ciała. Nikt nie może mówić czegokolwiek i oczekiwać, że druga strona zostanie przekonana o słuszności tej wypowiedzi lub odrzuci ją i zaproponuje coś innego, jeśli nie zostanie założone wstępnie przez niego i jego oponenta wyłączne prawo własności do swoich ciał. W rzeczywistości, właśnie to wzajemne rozpoznanie prawa własności do ciała i miejsca przebywania stanowi charakterystyczną cechę (characteristicum specificum) wszystkich sporów: jeśli ktoś nie może zgodzić się co do słuszności jakiejś szczególnej propozycji, to mimo to musi się pogodzić z faktem, że ktoś się nie zgadza. Co więcej, to prawo do posiadania własnego ciała i miejsca przebywania musi być uznane a priori (bezdyskusyjnie) przez obydwie strony jako uzasadnione. Ktoś, kto stwierdza zasadność stanowiska oponenta, przyjmuje z góry, że zarówno jemu, jak i jego oponentowi przysługuje prawo do wyłącznej kontroli nad poszczególnymi ciałami i miejscami ich przebywania, przez samo stwierdzenie: „Sądzę, że to i to jest prawdą i rzucam ci wyzwanie, byś udowodnił mi, że się mylę.”

Ponadto, byłoby również niemożliwe angażowanie się w argumentację i uznanie mocy czyjegoś argumentu, jeśli temu komuś nie wolno byłoby posiadać (mieć wyłącznej kontroli) innych rzadkich środków (poza ciałem i miejscem jego przebywania). Gdyby nie miał on takiego prawa, to wtedy wszyscy natychmiastowo skazalibyśmy siebie na zagładę i problem uzasadnienia reguł – a także każdy inny ludzki problem – zwyczajnie by nie istniał. Dlatego, na mocy faktu bycia żywym, prawa własności do innych przedmiotów także muszą zostać przyjęte z góry jako wiążące. Nikt, kto jest żywy, nie może w ogóle twierdzić inaczej.

Jeśli nie pozwolono by człowiekowi uzyskiwać praw własności do tych dóbr i miejsc przez akt pierwotnego zawłaszczenia, tj. przez ustanowienie obiektywnego (stwierdzalnego intersubiektywnie) związku pomiędzy nim i jakimś szczególnym dobrem i/lub miejscem przed kimkolwiek innym i gdyby zamiast tego prawa własności do takich dóbr i miejsc były przyznawane spóźnialskim, wtedy nikt nie miałby nawet przyzwolenia na rozpoczęcie używania dobra, o ile nie uzyskałby wcześniej zgody danego spóźnialskiego. Jednak jak może spóźnialski udzielić zgody na działania tego, który przybył wcześniej? Co więcej, każdy spóźnialski musiałby z kolei potrzebować zgody kolejnych spóźnialskich i tak dalej. Ani my, ani nasi potomkowie nie byliby w stanie przetrwać, gdyby stosowano się do tej zasady. Jednakże, aby jakakolwiek osoba – z przeszłości, teraźniejszości czy przyszłości – mogła cokolwiek argumentować, musi mieć możliwość przeżycia; i aby uzasadnić tą własność, prawa nie mogą być ustalone jako ponadczasowe i nieokreślone w odniesieniu do liczby osób zainteresowanych. Przeciwnie, prawa własności muszą koniecznie powstawać za pomocą działania określonych jednostek w określonym miejscu i czasie. W przeciwnym razie byłoby niemożliwe, żeby ktokolwiek coś powiedział w skonkretyzowanym miejscu i czasie oraz, żeby ktoś inny był w stanie mu odpowiedzieć. Prościej mówiąc, fakt, że zasada „pierwszy użytkownik pierwszym właścicielem” dotycząca etyki prywatnej własności może zostać zignorowana lub jest niemożliwa do uzasadnienia, implikuje wykonawczą sprzeczność, gdyż możliwość mówienia przez kogoś musi być poprzedzona przez istnienie tego kogoś jako niezależnej, podejmującej decyzje jednostki w danym miejscu i czasie.[4]

III. Nieporozumienia i wyjaśnienia

Zgodnie z tym rozumieniem prywatnej własności, jej posiadanie oznacza wyłączną kontrolę określonej osoby nad ściśle określonymi fizycznymi obiektami i miejscami. Na odwrót, inwazja na prawa własności oznacza nieproszone fizyczne zniszczenie lub uszczuplenie przedmiotów lub terytoriów posiadanych przez inne osoby. Dla odróżnienia, powszechny pogląd utrzymuje, że zniszczenie bądź uszczuplenie wartości (lub ceny) czyjejś własności również stanowi karalne przestępstwo.

O ile tylko (nie)kompatybilność tych dwóch stwierdzeń jest rozważana, to łatwo zauważyć, że niemal każde działanie jednostki może zmienić wartość (cenę) własności należącej do kogoś innego. Na przykład, kiedy osoba A wchodzi na rynek pracy lub małżeński, to może to zmienić wartość B na tych rynkach. Gdy A zmienia swoją względną wycenę piwa i chleba, lub sam decyduje się zostać piwowarem lub piekarzem, zmienia wartość własności innych piwowarów i piekarzy. Zgodnie z poglądem, że zniszczenie wartości stanowi naruszenie praw, A popełnia karalne przestępstwo przeciw piwowarom i piekarzom. Jeżeli A jest winny, to B, piwowarzy i piekarze muszą mieć prawo do bronienia się przed działaniami A, a ich działania obronne mogą oznaczać tylko fizyczną inwazję na A i jego własność. Należy dać przyzwolenie B, aby mógł on fizycznie zakazać wejścia A na rynek pracy lub małżeński; a piwowarom i piekarzom, aby mogli fizycznie powstrzymać A od wydawania pieniędzy wedle własnego uznania. Jednakże w tym przypadku fizyczne zniszczenie bądź uszczuplenie własności należącej do innych nie może być rozpatrywane jako karalne przestępstwo. Ponieważ fizyczna inwazja i uszczuplenie są działaniami obronnymi, to są one usankcjonowane. Na odwrót, jeśli fizyczne zniszczenie lub uszczuplenie stanowi pogwałcenie praw, to B, piwowarzy czy piekarze nie mają prawa bronić się przed działaniami A, o ile jego działania – wejście na rynek pracy lub małżeński, jego odmienna wycena piwa i chleba czy też otwarcie przez niego browaru lub piekarni – nie narusza cielesnej lub fizycznej integralności własności piwowarów czy piekarzy. Jeśli mimo to będą się oni fizycznie bronić, wtedy prawo do obrony będzie należało do A. W tym przypadku jednakże nie można uznać jako karalnego przestępstwa sytuacji, gdy ktoś zmienia wartość własności innych ludzi. Trzecia możliwość nie istnieje.

Obydwie idee własności są ze sobą nie tylko niekompatybilne. Alternatywny pogląd – że ktoś mógłby być właścicielem wartości lub ceny rzadkich dóbr – jest nie do obronienia. O ile człowiek ma kontrolę nad tym, czy jego działania zmienią fizyczne cechy własności innej osoby, czy też nie, o tyle nie ma kontroli nad tym, czy jego działania wpłyną na wartość (lub cenę) własności innej osoby. Jest to determinowane przez inne jednostki i ich szacunki. W konsekwencji, nie jest możliwe wiedzieć z wyprzedzeniem, czy zaplanowane przez kogoś działania będą usankcjonowane, czy też nie. Cała populacja musiałaby zostać przesłuchana, żeby była pewność, że czyjeś działania nie zniszczą wartości własności należącej do kogoś innego i nikt nie mógłby rozpocząć działania dopóki nie zostałaby osiągnięta powszechna jednomyślność. Rodzaj ludzki zginąłby na długo przed spełnieniem tego warunku.

Co więcej, twierdzenie, że można mieć prawo własności do wartości przedmiotu zawiera sprzeczność, gdyż żeby twierdzić, że ta propozycja jest wiążąca – została na nią wyrażona powszechna zgoda – trzeba by założyć, że jest dopuszczalne działanie przed uzyskaniem zgody. Inaczej nie byłoby nawet możliwe, żeby cokolwiek powiedzieć. Jednakże, gdy komuś wolno wysunąć propozycję – i nikt nie może zaprzeczyć temu bez popadania w sprzeczność – to jest to możliwe tylko dlatego, że istnieją granice fizycznej własności, tj. granice, które każdy może rozpoznać i stwierdzić niezależnie i przy całkowitej nieznajomości subiektywnych wartościowań innych ludzi.[5]

Inne, jednakowo powszechne niezrozumienie idei prywatnej własności dotyczy klasyfikacji działań jako dozwolonych lub niedozwolonych, opierającej się wyłącznie na ich fizycznych skutkach, tj. bez brania pod uwagę tego, że każde prawo własności ma historię (czasową genezę).

Jeśli A niszczy w tej chwili własność B (na przykład przez zanieczyszczenie powietrza lub hałas), to sytuacja musi być różnie osądzona w zależności od tego, czyje prawo własności zostało ustanowione wcześniej. Jeżeli własność A została ustanowiona jako pierwsza, i jeżeli wykonywał sporną działalność zanim została ustanowiona sąsiadująca z nim własność B, wtedy A może kontynuować swoją działalność. A ustanowił serwitut. Na samym początku B uzyskał brudną lub głośną własność, i jeśli B chce, żeby jego własność była czysta i cicha, to musi zapłacić A za tę przysługę. Na odwrót, jeśli własność B została ustanowiona jako pierwsza, to A musi zaprzestać swojej działalności; i jeśli nie chce tego zrobić, to musi zapłacić B za tę przysługę. Żadne inne orzeczenie nie jest możliwe i do obrony, ponieważ, jeśli tylko osoba jest żywa i świadoma, to nie może nie działać. Osoba, która przybyła wcześniej nie może, nawet jeśli tego by chciała, czekać na spóźnialskiego i jego zgodę zanim zacznie działać. Musi mieć przyzwolenie na natychmiastowe działanie. I jeśli nie istnieje żadna inna własność poza własnością tej osoby (ponieważ spóźnialski jeszcze nie przybył), to wtedy zakres jej działania może zostać ograniczony tylko przez prawa natury. Spóźnialski może jedynie wtedy zakwestionować legitymację wcześniejszego przybysza, jeśli sam jest właścicielem dóbr, na które wpływają działania osoby przybyłej wcześniej. Jednakże to implikuje, że można być właścicielem niezawłaszczonych przedmiotów; tj. że można być właścicielem przedmiotów jeszcze nieodkrytych lub niezawłaszczonych wskutek fizycznego działania. To oznacza, że nikomu nie wolno zostać pierwszym użytkownikiem wcześniej nieodkrytego i niezawłaszczonego fizycznego bytu.

IV. Ekonomia prywatnej własności

Idea prywatnej własności nie tylko jest zgodna z naszą moralną intuicją i nie tylko jest jedynym sprawiedliwym rozwiązaniem problemu ładu społecznego; instytucja prywatnej własności jest także fundamentem koniunktury gospodarczej i „społecznego dobrobytu.” Dopóki ludzie będą działali zgodnie z zasadami leżącymi u podstaw instytucji prywatnej własności, społeczny dobrobyt jest optymalny.

Każdy akt pierwotnego zawłaszczenia zwiększa dobrobyt przywłaszczyciela (przynajmniej ex ante); w innym przypadku nie zostałby wykonany. Jednocześnie nikt z tego powodu nie ubożeje. Każda inna jednostka mogła zawłaszczyć te same dobra czy terytorium, gdyby tylko dostrzegła, że są one rzadkie, a zatem wartościowe. Jednakże, ponieważ żadna inna jednostka tego nie dokonała, to niczyj dobrobyt nie mógł ucierpieć ze względu na pierwotne zawłaszczenie. Zatem tak zwane kryterium Pareto (że mówienie o wzroście „społecznego dobrobytu” jest uzasadnione naukowo tylko wtedy, gdy określona zmiana powoduje wzrost dobrobytu co najmniej jednej osoby i nie powoduje utraty dobrobytu u nikogo innego) jest spełnione. Akt pierwotnego zawłaszczenia spełnia ten wymóg. Poprawia dobrobyt jednej osoby, przywłaszczyciela, bez uszczuplania fizycznego majątku (własności) innych ludzi. Każda inna osoba ma tę samą własność co wcześniej, a przywłaszczyciel zyskał nową, wcześniej nie istniejącą. Do tego punktu akt pierwotnego zawłaszczenia zawsze zwiększa dobrobyt społeczny.

Każde dalsze działanie z pierwotnie zawłaszczonymi dobrami i terenami zwiększa dobrobyt społeczny, i nieważne, co człowiek zrobi ze swoją własnością, zrobi to, żeby zwiększyć swój dobrobyt. Zarówno w przypadku, gdy konsumuje swoją własność, jak i kiedy tworzy nową własność z „natury.” Każdy akt produkcji jest motywowany przez pragnienie producenta, aby zamienić mniej wartościowy byt na bardziej wartościowy. O ile tylko akt konsumpcji lub produkcji nie prowadzi do fizycznego zniszczenia lub uszczuplenia własności posiadanej przez innych, to jest uznawany za zwiększający społeczny dobrobyt.

Wreszcie, każda dobrowolna wymiana (transfer) zawłaszczonej bądź wytworzonej własności między dwoma właścicielami zwiększa społeczny dobrobyt. Wymiana tytułów własności jest możliwa tylko wtedy, gdy obydwaj właściciele wolą to, co otrzymują, niż to, co oddali, a zatem oczekują zyskać na transakcji. Dwie osoby zwiększają swój dobrobyt przy każdej wymianie tytułów własności, a własność będąca pod kontrolą innych pozostaje niezmieniona.

Stoi to w wyraźnym przeciwstawieniu do każdego odejścia od instytucji prywatnej własności, które musi prowadzić do zmniejszenia dobrobytu społecznego.

W przypadku powszechnej i równej współwłasności – uniwersalnego komunizmu zamiast prywatnej własności – ceną, jaką musiałaby zapłacić ludzkość, byłaby natychmiastowa śmierć, ponieważ powszechna współwłasność oznaczałaby, że nikomu nie wolno by było niczego zrobić ani nigdzie się ruszyć. Każde faktyczne odejście od porządku opartego na własności prywatnej oznaczałoby system nierównej dominacji i hegemonii. To jest, byłby to porządek, w którym jakaś osoba lub grupa – rządzący, wyzyskiwacze czy nadludzie (Uebermenschen) – mogłaby pozyskiwać własność inaczej niż przez pierwotne zawłaszczenie, wymianę lub produkcję, podczas gdy innej osobie lub grupie – rządzonym, wyzyskiwanym czy podludziom (Untermenschen) – nie wolno by tego robić. Jeśli tylko hegemonia jest możliwa, to pociąga za sobą zmniejszenie dobrobytu społecznego i prowadzi do względnego zubożenia.

Jeśli wolno A przywłaszczyć sobie dobro lub terytorium, które B zawłaszczył i wyraźnie oznakował, to dobrobyt A zostaje zwiększony kosztem zmniejszenia dobrobytu po stronie B. Kryterium Pareto nie jest spełnione, a dobrobyt społeczny jest suboptymalny. To samo jest prawdziwe w przypadku innych form hegemonistycznych zasad. Jeśli A zabrania B dokonać pierwotnego zawłaszczenia niczyjego dotąd kawałka przyrody; jeśli A może przywłaszczyć sobie dobra wyprodukowane przez B bez jego zgody; jeśli A może decydować, co wolno B robić z jego zawłaszczonymi lub wytworzonymi dobrami (z wyjątkiem wymogu, że nikomu nie wolno fizycznie zniszczyć lub uszczuplić własności innych) – w każdym z tych przypadków jest „zwycięzca,” A i „przegrany,” B. W każdym z tych przypadków A zwiększa podaż swojej własności kosztem utraty własności przez B. W żadnym z tych przypadków nie zostaje spełnione kryterium Pareto, czego skutkiem jest suboptymalny poziom społecznego dobrobytu.

Co więcej, hegemonia i wyzysk prowadzą do spadku przyszłego poziomu produkcji. Każde zarządzenie, które przyznaje nie-przywłaszczycielom, nie-producentom czy nie-handlowcom kontrolę, częściową lub pełną, nad zawłaszczonymi, wyprodukowanymi lub pochodzącymi z wymiany dobrami, z konieczności prowadzi do redukcji przyszłych aktów pierwotnego zawłaszczenia, produkcji i wzajemnie korzystnej wymiany. Dla osoby wykonującej owe działania każda z tych aktywności jest związana z pewnymi kosztami i koszty tych, którzy je wykonują, rosną w przypadku systemu hegemonistycznego, a koszty tych, którzy ich nie wykonują, maleją. Obecna konsumpcja i odpoczynek stają się bardziej atrakcyjne w porównaniu z produkcją (przyszłą konsumpcją), która spadnie poniżej poziomu, jaki zaistniałby w innym przypadku. Fakt, że rządzący mogą zwiększyć swoje bogactwo przez konfiskatę zawłaszczonego mienia, wyprodukowanego lub kontraktowo nabytego przez innych, będzie prowadził do jego marnotrawnego przez nich użycia. Ponieważ wolno im zwiększać swoje przyszłe bogactwo przez konfiskatę (podatki), to stymulowana jest orientacja na teraz oraz konsumpcja (wysoki poziom preferencji czasowej) i na ile w ogóle używają swoich dóbr „produktywnie,” prawdopodobieństwo błędnej alokacji czy kalkulacji, a także ekonomicznych strat, będzie systematycznie rosło

V. Klasyczna geneza

Jak zauważono na samym początku, etyka i ekonomia prywatnej własności zaprezentowana powyżej nie rości sobie prawa do bycia oryginalną. Raczej jest współczesną wersją „klasycznej” tradycji mającej swe początki u Arystotelesa, w rzymskim prawie, u Akwinaty, późnych scholastyków hiszpańskich, Grocjusza i Locke’a.[6]

W przeciwieństwie do komunistycznej utopii Republiki Platona, Arystoteles dostarcza obszerną listę względnych zalet prywatnej własności w Polityce. Po pierwsze, prywatna własność jest bardziej produktywna. „To, co jest wspólną własnością bardzo wielu, jest najmniej otoczone staraniem. Ludzie bowiem zwykli troszczyć się przede wszystkim o swoją własność, mniej zaś o wspólną lub też o tyle tylko, o ile dotyczy ona któregoś z nich. Prócz innych względów gra tu rolę i ta okoliczność, iż zaniedbanie przychodzi im łatwiej, gdy mogą przypuścić, że inni o daną rzecz się troszczą.”[7]

Po drugie, prywatna własność zapobiega konfliktom i promuje pokój. Kiedy ludzie mają własne i odrębne interesy, „nie będą sobie robić wzajemnie zarzutów i więcej też wytworzą, gdy każdy dla własnej korzyści pracuje.”[8] „Widzimy, że ci właśnie, którzy mają wspólną posiadłość i wspólnie na niej gospodarują, o wiele więcej popadają w zatargi aniżeli ci, co mają własność prywatną.”[9] Ponadto, prywatna własność istniała zawsze i wszędzie, natomiast nigdzie nie pojawiła się w sposób spontaniczny komunistyczna utopia. W końcu, prywatna własność promuje cnoty życzliwości i szczodrości. Pozwala jednostce zachowywać się w ten sposób wobec przyjaciół w potrzebie.

Rzymskie prawo, od Dwunastu Tablic po Kodeks Teodozjański i Kodeks Justyniana, uważało prawo do posiadania własności prywatnej za niemal absolutne. Własność wynikała z niekwestionowanego posiadania ustanowionych – przez wcześniejsze użycie – serwitutów, właściciel mógł zrobić ze swoją własnością, co tylko uznał za stosowne i uznawana była swoboda umów. Prawo rzymskie wprowadziło także ważne rozróżnienie pomiędzy prawem ‘narodowym’ (rzymskim) – ius civile – i prawem ‘międzynarodowym’ – ius gentium.

Wkład chrześcijaństwa do tradycji klasycznej – wyrażony przez Św. Tomasza z Akwinu i późnych scholastyków hiszpańskich, a także protestantów, Hugona Grocjusza i Johna Locke’a – jest dwojaki. Zarówno Grecja, jak i Rzym były cywilizacjami utrzymującymi niewolnictwo. Charakterystyczne dla Arystotelesa było rozpatrywanie niewolnictwa jako naturalnej instytucji. Zachodnia cywilizacja chrześcijańska, z nielicznymi wyjątkami, była w zasadzie społecznością wolnych ludzi. Zarówno u Akwinaty, jak i u Locke’a, każdy człowiek miał prawo własności do siebie samego (prawo do samoposiadania). Co więcej, Arystoteles i ogólnie cała cywilizacja klasyczna darzyła pogardą pracę, handel i zarabianie pieniędzy. Natomiast, zgodnie ze Starym Testamentem, Kościół wychwalał cnotę pracy. Zarówno u Akwinaty, jak i u Locke’a, to właśnie praca, użytkowanie i uprawa wcześniej nieużywanej ziemi sprawiała, że powstawała własność.

Ta klasyczna teoria prywatnej własności, oparta na samoposiadaniu, pierwotnym zawłaszczeniu (zagospodarowaniu) i kontrakcie (przekazywaniu tytułów) znalazła takich wybitnych rzeczników, jak J.B. Say. Jednakże jeszcze do niedawna, do czasu powstania ruchu rothbardiańskiego, teoria klasyczna była prawie kompletnie zapomniana.

W przeciągu dwóch ostatnich wieków, ekonomia i etyka (filozofia polityczna) odeszła od doktryny prawa naturalnego na rzecz pozornie niepowiązanych intelektualnych wysiłków. Ekonomia była wolną od wartościowania, „pozytywną” nauką. Pytała się: „jakie środki są odpowiednie do osiągnięcia danego (założonego) celu?” Etyka była nauką „normatywną” (jeśli w ogóle była nauką). Pytała się: „jakie cele (i jakie środki) są usprawiedliwione?” W wyniku tego rozdzielenia pojęcie prywatnej własności zaczęło znikać z obydwu dyscyplin. Dla ekonomistów własność brzmiała zbyt normatywnie; dla filozofów prawa własność trąciła przyziemną ekonomią.

Rothbard, odmiennie, zauważył, że takie podstawowe terminy ekonomiczne, jak bezpośrednia i pośrednia wymiana, rynki i ceny rynkowe, a także agresja, przestępstwo, delikt czy oszustwo nie mogą zostać zdefiniowane i zrozumiane bez teorii własności. Nie jest też możliwe ustanowienie znajomych teorematów ekonomicznych dotyczących tych zjawisk bez założeń o własności i prawach własności. Definicja i teoria własności musi poprzedzać zdefiniowanie i utworzenie wszystkich innych ekonomicznych terminów i teorematów.

Unikalnym osiągnięciem Rothbarda, od wczesnych lat 60. aż do jego śmierci w 1995 roku, było ponowne odkrycie własności i praw własności jako wspólnego fundamentu zarówno ekonomii, jak i filozofii politycznej, a także systematyczna rekonstrukcja i pojęciowa integracja nowoczesnej, marginalistycznej ekonomii i opartej na prawie naturalnym filozofii politycznej w zunifikowaną naukę społeczną: libertarianizm.

V. Chicagowskie odchylenia

W tym samym czasie, kiedy Rothbard przywracał pojęciu prywatnej własności jego centralne miejsce w ekonomii i na nowo scalał ekonomię z etyką, inni ekonomiści i teoretycy prawa związani z Uniwersytetem w Chicago, tacy jak Ronald Coase, Harold Demsetz czy Richard Posner także zaczęli kierować swoją naukową uwagę na przedmiot prywatnej własności.[10]

Jednakże, o ile u Rothbarda prywatna własność i etyka logicznie poprzedzała ekonomię, to u tych ostatnich własność prywatna i etyka są podporządkowane ekonomii i względom ekonomicznym. Według Posnera, cokolwiek zwiększa bogactwo społeczne, jest sprawiedliwe.[11]

Różnicę pomiędzy tymi dwoma podejściami można zilustrować rozważeniem jednego z problemów Coase’a: Wybudowano kolej w pobliżu gospodarstwa rolnego. Lokomotywa emituje zanieczyszczenia, niszcząc plony rolnika. Co należy zrobić?

Z klasycznego punktu widzenia musimy ustalić to, kto był tam pierwszy, rolnik, czy kolej? Jeśli pierwszy był rolnik, to może on nakazać kolei, by zaprzestała emisji lub żądać rekompensaty. Jeśli natomiast to kolej była tam pierwsza, wtedy może ona dalej emitować zanieczyszczenia, a rolnik, jeśli chce mieć czyste gospodarstwo, będzie musiał zapłacić kolei.

Zgodnie z punktem widzenia Coase’a, odpowiedź jest dwojaka. Po pierwsze, „pozytywna,” zgodnie z którą Coase twierdzi, że nieważne jak prawa własności i zobowiązania są ulokowane, dopóki są ulokowane przy założeniu (nierealistycznym), że koszty transakcyjne są równe zero.

Coase twierdzi, że myślenie o rolniku i kolei w kategoriach „uprawnione” czy „nielegalne,” „agresor” i „ofiara” jest błędne. „Powszechnie się sądzi, że pytanie brzmi, czy A wyrządza szkodę B i co należy w tej sytuacji zrobić. Jak powinniśmy powstrzymać A? Ale to jest błędne. Mamy tutaj do czynienia z problemem natury obopólnej. Żeby zapobiec szkodzie B, wyrządzamy szkodę A. Prawdziwe pytanie, na które musimy odpowiedzieć, brzmi: czy należy pozwolić A wyrządzać szkodę B, czy też powinniśmy pozwolić B wyrządzać szkodę A? Problemem jest uniknięcie poważniejszej szkody.”[12]

Co więcej, dając „równą” pozycję moralną A i B przy alokacji zasobów ekonomicznych, przypuszczalnie nie ma znaczenia, komu początkowo przypisano prawo własności. Przypuszczalnie utrata plonów rolnika, A, wynosi $1000, a koszt zakupu urządzenia do redukcji zanieczyszczeń (SAD) przez kolej, B, wynosi $750. Jeśli B zostanie uznany za odpowiedzialnego za zniszczenie plonów, będzie musiał zainstalować SAD lub zaprzestać działalności. Jeśli B nie zostanie uznany za odpowiedzialnego, wtedy A zapłaci B sumę pomiędzy $750 a $1000 za zainstalowanie SAD. Obydwie sytuacje skutkują zainstalowaniem SAD. Teraz przyjmijmy, że liczby są odwrócone: utrata plonów wynosi $750, a koszt SAD to $1000. Jeśli B zostanie uznany za winnego, to będzie musiał zapłacić A $750, ale nie będzie musiał zainstalować SAD. I jeśli B zostanie uznany za niewinnego, to A nie może zapłacić B wystarczająco dużo by ten zainstalował SAD. Znowu, obydwa scenariusze skutkują tym samym: nie będzie SAD. Zatem, niezależnie od tego jak prawa własności są początkowo przypisane, to według Coase’a, Demsetza i Posnera alokacja czynników produkcji będzie taka sama.

Po drugie, „normatywnie” – w jedynym realistycznym przypadku pozytywnych kosztów transakcyjnych – Coase, Demsetz i Posner żądają, aby sądy przypisywały prawa własności którejś ze stron sporu w ten sposób, aby „bogactwo” czy „wartość produkcji” były maksymalizowane. Jeśli chodzi o właśnie rozważany przypadek, oznacza to, że jeśli koszt SAD jest niższy niż utrata plonów, to wtedy sąd powinien stanąć po stronie rolnika i uznać kolej za odpowiedzialną. W innym przypadku, jeśli koszt SAD jest wyższy niż utrata plonów, to wtedy sąd powinien stanąć po stronie kolei i uznać rolnika za odpowiedzialnego. Posner oferuje inny przykład. Elektrownia emituje zanieczyszczenia i w ten sposób obniża wartość posiadłości mieszkalnych. Jeśli wartość posiadłości zostaje obniżona o $3 miliony a przeniesienie elektrowni kosztuje $2 miliony, to należy uznać elektrownię za odpowiedzialną i zmusić ją do przeniesienia. Ale kiedy odwrócimy liczby – wartość posiadłości spada o $2 miliony a koszty przeniesienia wynoszą $3 miliony – to elektrownia może zostać i dalej emitować zanieczyszczenia.

Zarówno pozytywne, jak i normatywne chicagowskie twierdzenia o prawie i ekonomii muszą zostać odrzucone.[13] Można przedstawić trzy zarzuty wobec twierdzenia, że nieważne komu są początkowo przypisane prawa własności. Po pierwsze, Coase nie może się obronić, gdyż z pewnością dla rolnika i kolei ma znaczenie, komu prawa są przydzielone. Ma znaczenie nie tylko, jak zasoby są ulokowane, ale też, kto je posiada.

Po drugie i bardziej ważne, dla wartości produkcji społecznej ma fundamentalne znaczenie, jak prawa własności są przypisane. Zasoby przydzielone do produktywnych przedsięwzięć nie są zwyczajnie dane. Same w sobie są rezultatem wcześniejszych aktów pierwotnego zawłaszczenia i produkcji, a zatem w jakimś stopniu pierwotne zawłaszczenie i produkcja tworzą bodźce dla przywłaszczycieli i producentów. Jeśli przywłaszczyciele i producenci są absolutnymi właścicielami tego, co zawłaszczyli czy wyprodukowali, tj. jeśli nie istnieje odpowiedzialność przed spóźnialskimi za akty zawłaszczenia i produkcji, wtedy poziom bogactwa będzie maksymalizowany. Z drugiej strony, jeśli pierwotni przywłaszczyciele i producenci mogą zostać uznani za odpowiedzialnych przed spóźnialskimi, tak jak to sugerował Coase w doktrynie o „obopólności szkody,” to wtedy wartość produkcji będzie niższa. To jest, doktryna „to nie ma znaczenia” jest sprzeczna z postawionym celem maksymalizacji bogactwa.

Po trzecie, twierdzenie Coase’a, że użycie zasobów będzie niezależne od początkowej alokacji praw własności nie jest zazwyczaj prawdą. W rzeczywistości, niezwykle łatwo stworzyć kontrprzykłady. Przypuśćmy, że rolnik, w wyniku zanieczyszczeń kolejowych, nie traci plonów o wartości $1000, ale ogród z kwiatami warty dla niego $1000, ale bezwartościowy dla wszystkich innych. Jeśli sąd stwierdzi odpowiedzialność kolei, to zainstalowany zostanie SAD za $750. Jeśli sąd nie stwierdzi odpowiedzialności kolei, SAD nie zostanie zainstalowany, gdyż rolnika nie stać na przekupienie kolei, żeby ta zainstalowała SAD. Alokacja zasobów jest różna w zależności od początkowego przypisania praw własności.

Podobnie, przeciw normatywnemu twierdzeniu chicagowskiego prawa i ekonomii, że sądy powinny przypisywać prawa własności, żeby maksymalizować bogactwo, można podnieść trzy zarzuty. Po pierwsze, jakiekolwiek interpersonalne porównywanie użyteczności jest naukowo niemożliwe, a sądy, chcąc nie chcąc, muszą zajmować się takimi porównaniami, kiedy tylko angażują się w analizę zysków i strat. Takie analizy zysków i strat są równie arbitralne, jak założenia, na których spoczywają. Na przykład zakładają, że koszty psychiczne mogą zostać zignorowane i że marginalna użyteczność pieniądza jest stała i identyczna dla wszystkich.

Po drugie, jak pokazują przedstawione powyżej liczbowe przykłady, sądy przypisują prawa własności różnie w zależności od zmiennych danych rynkowych. Jeśli koszt SAD jest niższy niż utrata plonów, to rolnikowi przyznaje się prawo, natomiast jeśli koszt SAD jest wyższy niż utrata plonów, to prawo przyznaje się kolei. To jest, różne okoliczności mogą prowadzić do redystrybucji tytułów własności. Nikt nie może być nigdy pewny swojego prawa własności.[14] Istnieje stała niepewność co do prawa. Nie wydaje się to być ani sprawiedliwe, ani ekonomiczne; co więcej, kto o zdrowym rozsądku zwróci się kiedykolwiek do sądu, który ogłosił, że może dokonywać realokacji istniejących tytułów własności w miarę upływu czasu zależnych od zmiennych warunków rynkowych?

W końcu, etyka musi być nie tylko trwała i niezależna od zmiennych okoliczności; etyka musi pozwalać stwierdzić, czy jakieś działanie jest „etyczne, czy nieetyczne” przed jego nastąpieniem; i musi dotyczyć rzeczy będących pod kontrolą aktora. Takie są argumenty za klasyczną etyką prawa własności z jej zasadą, że pierwszy użytkownik staje się pierwszym właścicielem. Zgodnie z tą etyką, działać etycznie oznacza, że osoba używa tylko sprawiedliwie zdobytych środków – środków pierwotnie zawłaszczonych, wyprodukowanych lub kontraktowo nabytych od poprzedniego właściciela – i że używa ich tak, aby nie wyrządzić fizycznej szkody własności innych ludzi. Każda osoba może określić ex ante, czy ten warunek jest spełniony, czy też nie, i ma kontrolę nad tym, czy jego działania fizycznie uszkadzają własność innych. Etyka maksymalizacji bogactwa, wprost przeciwnie, nie spełnia obydwóch warunków. Nikt nie może określić ex ante, czy jego działania prowadzą do maksymalizacji społecznego bogactwa. Jeśli to w ogóle można określić, to tylko ex post. Nikt nie ma też kontroli nad tym, czy jego działania maksymalizują bogactwo społeczne. To, czy tak jest, zależy od działań i ocen innych. Jeszcze raz, kto o zdrowych zmysłach chciałby podlegać orzeczeniu sądu, który nie pozwala mu wiedzieć z góry, jak działać etycznie i jak uniknąć nieetycznego działania, ale który osądzi to ex post, po fakcie?


[1] Patrz rozdział V poniżej.

[2] Patrz: Murray N. Rothbard, Man, Economy, and State, Mises Institute, Auburn, Al. 1993 [1962]; idem, Power and Market, Sheed Andrews & McMeel, Kansas City 1977 [1970]; idem, The Ethics of Liberty, New York University Press, New York 1998 [1982]; idem, Egalitarianism as a Revolt against Nature and other Essays, Mises Institute, Auburn, Al. 2000 [1974]; idem, The Logic of Action, 2 tomy, Edward Elgar, Cheltenham, UK 1997.

[3] Patrz także: Hans-Hermann Hoppe, A Theory of Socialism and Capitalism, Kluwer Academic Publishers, Boston 1989; idem, The Economics and Ethics of Private Property, Kluwer Academic Publishers, Boston 1993.

[4] Zauważmy, że ten zgodny z „prawem naturalnym” charakter zaproponowanych rozwiązań problemu ładu społecznego – prywatna własność i jej pozyskiwanie przez akt pierwotnego zawłaszczenia nie jest zaledwie konwencją, ale konieczną instytucją (zgodną z naturą człowieka jako racjonalnego zwierzęcia). Konwencja służy celowi i istnieje alternatywa dla konwencji. Na przykład, alfabet łaciński służy celowi, jakim jest porozumiewanie się za pomocą słowa pisanego. Ma alternatywę w postaci cyrylicy. Dlatego nazywamy to konwencją. Jaki jest cel norm? Unikanie konfliktów dotyczących użycia rzadkich fizycznych przedmiotów. Normy generujące konflikty są sprzeczne z samym celem norm. Jednak, co się tyczy celu, jakim jest unikanie konfliktów, to nie istnieje alternatywa dla prywatnej własności i pierwotnego zawłaszczenia. W przypadku nieobecności wpierw utrwalonej zgody między aktorami, konfliktom można zapobiec tylko wtedy, gdy wszystkie dobra są zawsze prywatną własnością ściśle określonych jednostek i jest zawsze jasne, kto coś posiada, a kto nie posiada. Konfliktów można również uniknąć od samego początku ludzkości tylko wtedy, gdy własność prywatna jest zdobywana przez akt pierwotnego zawłaszczenia (a nie przez zwykłe deklaracje czy słowa spóźnialskich).

[5] Jako, że nikt nie mógłby działać, gdyby każdy posiadał wartość swojej własności, praktycznie jest możliwe, że jakaś osoba lub grupa, A, posiada wartość swojej własności i może określać, co inna osoba lub grupa, B, może, a czego nie może robić z przedmiotami będącymi pod jej kontrolą. To jednakże oznacza, że B nie „posiada” ani wartości, ani fizycznej integralności przedmiotów będących pod jej kontrolą; to jest, B i jego własność są faktycznie posiadane przez A. Ta zasada może zostać wprowadzona, ale nie kwalifikuje się jako ludzka etyka. Zamiast tego, mamy tutaj do czynienia z dwuklasowym systemem wyzyskującego nadczłowieka (Uebermensch) i wyzyskiwanego podczłowieka (Untermensch).

[6] Szczegóły w: Murray N. Rothbard, Economic Thought Before Adam Smith. An Austrian Perspective on the History of Economic Thought, t. I, Edward Elgar, Aldershot, UK 1995); także: Tom Bethell, The Noblest Triumph. Property and Prosperity Through the Ages, St. Martin’s Press, New York 1998.

[7] Arystoteles, Polityka, tłum. Ludwik Piotrowicz, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2004, 1261b.

[8] Ibid., 1263a.

[9] Ibid., 1263b.

[10] Patrz: Ronald Coase, The Firm, The Market, and the Law, University of Chicago Press, Chicago 1988; Harold Demsetz, Ownership, Control, and the Firm, Basil Blackwell, Oxford 1988; Richard Posner, The Economics of Justice, Harvard University Press, Cambridge 1981.

[11] Posner, The Economics of Justice, s. 74: „akt niesprawiedliwości (jest definiowany) jako akt, który zmniejsza bogactwo społeczeństwa.”

[12] Ronald Coase, The Problem of Social Cost, [w:] idem, The Firm, the Market, and the Law, s. 96. Perwersję moralną tego twierdzenia można najlepiej zilustrować przez przypadek, w którym A gwałci B. Podążając myślą Coase’a, nie możemy zakładać, że należy powstrzymać A. Raczej, „mamy tutaj do czynienia z problemem natury obopólnej.” Przez powstrzymanie A od gwałcenia B, wyrządzamy szkodę A, gdyż nie wolno mu dłużej swobodnie gwałcić. Prawdziwe pytanie brzmi: czy należy pozwolić A gwałcić B, czy też powinniśmy pozwolić B zabronić A gwałcenia go/jej? Problemem jest uniknięcie bardziej poważnej szkody.

[13] Patrz także: Walter Block, Coase and Demsetz on Private Property Rights, „Journal of Libertarian Studies,” r. 1, nr 2 (1977); idem, Ethics, Efficiency, Coasian Property Rights, and Psychic Income: A Reply to Harold Demsetz, „Review of Austrian Economics,” r. 8, nr 2 (1995); idem, Private Property Rights, Erroneous Interpretations, Morality and Economics, „Quarterly Journal of Austrian Economics,” r. 3, nr 1 (2000); Gary North, The Coase Theorem: A Study in Epistemology, Institute for Christian Economics, Tyler, Texas 1992; idem, Undermining Property Rights: Coase and Becker, „Journal of Libertarian Studies,” r. 16, nr 4 (2002).

[14] Posner, The Economics of Justice, s. 70-71, przyznaje to z urzekającą szczerością: „Absolutne prawa grają ważną rolę w ekonomicznej teorii prawa. (…) Ale kiedy koszty transakcyjne są wygórowane, to rozpoznanie absolutnych praw jest niewystarczające (…) prawa własności, mimo że absolutne, (są) zależne od kosztów transakcyjnych oraz pomocne i instrumentalne dla celu maksymalizacji bogactwa.”



źródło: http://mises.pl/238/238/

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie