Kontrowersje wokół praw naturalnych

Marek Szydełko
23.08.2015

Inni libertariańscy zwolennicy IP twierdzą, że niektóre idee zasługują na ochronę, jaką mają prawa własności, gdyż zostały stworzone. Rand popierała patenty i prawa autorskie jako „prawną implementację fundamentu wszelkich praw własności: uprawnienia człowieka do posiadania owoców pracy jego umysłu.”[49] Dla Rand prawa IP są, w pewnym sensie, nagrodą za produktywną pracę. Jest absolutnie uczciwe, iż twórca korzysta na tym, że inni pożytkują to, co stworzył. Częściowo z tego powodu przeciwstawia się ona wiecznym patentom oraz prawom autorskim – przyszli, jeszcze nienarodzeni spadkobiercy właściwego twórcy w żadnym stopniu nie są odpowiedzialni za powstanie pracy ich przodka.

Jednym z problemów uzasadniania przez kreację jest to, że nieodłącznie wiąże się z ochroną jedynie określonego rodzaju tworów – o ile każdy pojedynczy użyteczny pomysł, na który wpadniemy, nie będzie przedmiotem praw własności (szerzej o tym poniżej). Jednak rozróżnienie między chronionym a niechronionym jest z konieczności arbitralne. Na przykład prawdy matematyczne, filozoficzne czy naukowe nie mogą być chronione przez obecne prawo, gdyż, gdyby trzeba było koniecznie chronić każdą nową zasadę, prawdę itp. jako wyłączną własność jej twórcy, wszelki handel i stosunki społeczne musiałyby utknąć w martwym punkcie. Z tego właśnie powodu opatentować można wyłącznie tzw. „praktyczne zastosowanie” danej idei, nie na samą abstrakcyjną bądź teoretyczną myśl. Rand akceptuje to niesprawiedliwe traktowanie, próbując wprowadzić rozróżnienie między niepatentowalnym odkryciem a podlegającym patentowaniu wynalazkiem. Uważa ona, że „naukowe lub filozoficzne odkrycie, które definiuje nieznane uprzednio prawo naturalne, zasadę lub fakt,” nie zostało stworzone przez odkrywcę.

Jednakże rozróżnienie między odkryciem a wynalazkiem nie jest ani dostatecznie ostre ani rygorystyczne.[50] Nie jest też jasne, czy owo rozróżnienie, nawet jeśli miałoby być precyzyjne, odnosi się pod względem etycznym do definicji praw własności. Nikt nie tworzy materii – można nią manipulować oraz siłować się z nią przestrzegając praw fizyki. W tym sensie nikt tak naprawdę nie tworzy czegokolwiek. Można jedynie przetwarzać materię w nowe wzory czy konfiguracje. Mechanik, który wynalazł pułapkę na myszy, przekształcił już istniejące części, by zapewnić niewykorzystane dotychczas funkcje. Inni, którzy dowiedzieli się o tym przekształceniu, mogą wykonać ulepszoną pułapkę. Pułapka na myszy podąża jednak tylko za prawami natury. Wynalazca nie stworzył ani materii, z której została ona wykonana, ani faktów czy praw wykorzystanych by mogła zadziałać.

Podobnie odkrycie Einsteina tyczące związku E=mc2, raz poznane, pozwala ludziom skuteczniej manipulować materią. Bez wysiłku Einsteina lub wynalazcy, inni byliby nieświadomi istnienia niektórych praw przyczynowo-skutkowych lub sposobów, w jaki można wykorzystywać różne substancje. Zarówno wynalazca jak i naukowiec-teoretyk angażują się w proces efektywnego, twórczego myślenia, aby stworzyć nowe i użyteczne idee. W rezultacie jeden z nich zostaje nagrodzony, inny nie. Nie tak dawno temu, wynalazcy nowej metody liczenia najkrótszej drogi między dwoma punktami – niezwykle użytecznej techniki – nie pozwolono opatentować swojego odkrycia, ponieważ był to „tylko” algorytm matematyczny.[51] Tak więc arbitralną i niesprawiedliwą decyzją nagradza się wynalazki praktyczne oraz twórczość służącą czystej rozrywce, a naukowców, badaczy matematyki czy filozofów pozostawia się bez jakiejkolwiek nagrody (za jaką można uznać patent, czyli nadanie państwowego monopolu). To rozróżnienie jest z zasady niejednoznaczne, niesprawiedliwe i arbitralne.

Ponadto, ograniczenia czasowe prawa IP stojące w jawnej opozycji do wiecznego prawa, również wymaga arbitralnego ustalenia reguł. Na przykład, w Stanach Zjednoczonych patenty przyznawane są na 20 lat od momentu zarejestrowania, podczas gdy prawa autorskie, w przypadku samodzielnych twórców, ważne są jeszcze 70 lat po śmierci autora. Nikt nie może utrzymywać poważnie, że dziewiętnaście lat to okres zbyt krótki dla patentu, a dwadzieścia jeden lat – zbyt długi, tak jak bieżąca cena za galon mleka nie może być obiektywnie uważana za zbyt niską lub zbyt wysoką.

Toteż pierwszy problem, który pojawia się w przypadku stanowiska podbudowywania IP prawami naturalnymi, to użycie arbitralnych kryteriów do klasyfikacji produktów wymagających ochrony prawnej oraz długości czasu, jakiego wymaga taka ochrona.

Rzecz jasna jednym ze sposobów na uniknięcie tej trudności jest stwierdzenie, że wszystko powinno być na mocy prawa własności intelektualnej chronione bezterminowo (wiecznie). Na przykład Spooner[52] jest zwolennikiem wiecznych patentów i praw autorskich. Z kolei Schulman broni szerszej koncepcji dóbr i idei, które powinny zostać objęte ochroną patentową. To zwolennik zagwarantowania praw własności nazywanych „logorights,” odnoszących się do każdego „logos,” które zostanie stworzone. Logos to „fizyczna tożsamość” lub wzór tożsamości powstałych dóbr. Właściciel logos miałby prawo do każdego schematu czy wzorca informacji narzuconych lub dostrzeżonych w substancjach fizycznych.

Najbardziej chyba jednak radykalnym zwolennikiem własności intelektualnej jest Andrew Joseph Galambos, którego pomysły, na ile jest mi dane pojąć je, graniczą z absurdem.[53] Galambos wierzył, że człowiek ma prawo własności do swego życia (tzw. własność początkową, primordial property) oraz wszystkich „niezdolnych do prokreacji pochodnych jego życia.”[54] Skoro „pierwotnymi pochodnymi” życia człowieka są jego myśli i idee, to stanowią one również jego „pierwotną własność.” Jeśli działanie bazuje na pierwotnej własności (ideach), również działania mogą być przedmiotem posiadania; do tego odwołuje się pojęcie „wolności.” Wtórne pochodne, takie jak ziemia, telewizja oraz inne materialne dobra, stanowią rezultat myśli i działania. Zatem prawa do dóbr materialnych otrzymują, w odróżnieniu od „pierwotnych” praw do idei, skromny status wtórnych. (Nawet Rand swym dziwacznym stwierdzeniem, iż „patenty to serce i dusza praw własności,”[55] wyniosła je raz nad marne prawo posiadania dóbr materialnych. Ale czy naprawdę można uwierzyć, że przed nastaniem XIX stulecia, kiedy to zaczęto rozpowszechniać prawa patentowe, nie szanowano praw własności?)

Galambos doprowadził swoje poglądy do granic absurdu, gdy przyznał prawo własności do nich tylko i wyłącznie sobie, i zabronił swoim uczniom ich powtarzania,[56] oraz gdy rytualnie wrzucał do specjalnej urny grosz za każdym razem, gdy użył słowa „wolność” – co stanowić miało zapłatę tantiem dla potomków Thomasa Paine’a, domniemanego „wynalazcy” słowa „wolność,” a także gdy zmienił swoje imię z Joseph Andrew Galambos (Jr, najpewniej) na Andrew Joseph Galambos, by uniknąć naruszania praw swego ojca, który miał identyczne imię.[57]

Poszerzając spektrum praw IP, a także wydłużając okres ich trwania w celu uniknięcia arbitralnych rozróżnień, tj. pułapki, w którą popadła Rand, uwidaczniamy jedynie absurd oraz niesprawiedliwość własności intelektualnej (jak wskazuje przykład Galambosa). Gdy rozciągniemy terminy ważności patentów oraz praw autorskich w nieskończoność, zagonimy nadchodzące pokolenia w kąt rosnących bez ustanku ograniczeń w korzystaniu z ich własności, i w końcu nikt nie będzie mógł już nic produkować. Nie można byłoby użyć żarówki bez pozwolenia spadkobierców Thomasa Edisona, ani wybudować domu, nie mając zezwolenia potomków pierwszego praszczura, który zdecydował się opuścić jaskinię i wybudował sobie chatę. Bez uzyskania pozwolenia różnorakich szczęśliwych i bogatych spadkobierców, nikt nie będzie mógł korzystać z rozmaitych metod ratujących życie ludzkie, chemikaliów czy leków. Bez wykupienia licencji od oryginalnych twórców (bądź ich sukcesorów), nie będzie można zagotować wody albo marynować żywności w celu jej dłuższego przechowania.

Takie niczym nie ograniczone prawa idealne stanowią prawdziwe zagrożenie dla praw materialnej własności, grożąc ich kompletnym zduszeniem. Jakiekolwiek wykorzystanie fizycznych obiektów okazałoby się całkowicie niemożliwe, gdyż każda możliwość użycia własności, każde ludzkie działanie, musiałoby z pewnością naruszyć przynajmniej jedno z całych milionów zaistniałych kiedyś i wciąż narastających praw własności intelektualnej. W końcu głód pokonałby ludzkość. Ale, jak zdążyła zauważyć Rand, ludzie to nie zjawy – posiadamy aspekt duchowy, lecz fizyczny także.[58] Każdy system prawny, który wynosi prawa w ideach do tak niewyobrażalnych wysokości, że unieważniają prawa własności materialnej, w sposób wyraźny wyklucza obecność żywych, cielesnych istot. Żadna z nich nie może faktycznie działać, pozostając w zgodzie z tak dziwacznym spojrzeniem na własność intelektualną. Pozostali zwolennicy własności intelektualnej uzależniają swoje poparcie dla IP od wyznaczenia zakresu i/lub czasu trwania tychże, przez co skazują się na akceptację arbitralnych rozróżnień etycznych, o których była już mowa.

Poważniejsza dla protagonistów prawa naturalnego trudność wynika, jak wspomniano, z nieuzasadnionego utożsamienia aktu „tworzenia,” a nie rzadkości, z fundamentem praw własności.

 

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie