We wtorek, 15 listopada, cała Polska zamarła po tym, jak agencja Associated Press poinformował, że w nasz kraj uderzyły „rosyjskie rakiety”. Informacja okazała się mocno nieprecyzyjna, natomiast faktem jest, że w Przewodowie w województwie lubelskim, około 7 kilometrów od granicy z Ukrainą, doszło do upadku rakiety, która zabiła dwóch mężczyzn. Trwa śledztwo w sprawie ustalenia okoliczności tej tragedii.
Co wiemy na ten moment?
Na szczęście nie potwierdziły się pierwsze informacje mówiące, że Rosja mogła zaatakować Polskę – celowo lub przypadkowo. Gdyby rzeczywiście do tego doszło, oznaczałoby to bezprecedensową eskalację wojny na Ukrainie i mogłoby zmusić państwa NATO do zdecydowanej odpowiedzi.
Amerykański wywiad w ciągu kilku godzin ustalił, że na Przewodów spadła rakieta produkcji rosyjskiej, natomiast wystrzelona przez ukraińskie siły obrony przeciwlotniczej, które strzegły nieba nad tym krajem tuż przy granicy z Polską. Prawdopodobnie doszło do awarii lub pomyłki, w efekcie czego rakieta trafiła w suszarnię zboża i zabiła dwóch pracujących w niej mężczyzn.
Ten tragiczny wypadek jest pierwszym w czasie trwającej wojny incydentem w relacjach Polski z Ukrainą. Co prawda prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki podkreślają, że strona polska nie obwinia Ukraińców, to jednak sytuacja jest wyraźnie napięta.
Świadczy o tym chociażby wypowiedź prezydenta Wołodymyra Zełeńskiego, który nawet już po ogłoszeniu ustaleń Amerykanów zaprzeczał, że to była ukraińska rakieta. Zełeński oczekuje również dopuszczenia śledczych z Ukrainy do miejsca tragedii.