Przyjazd do Nidzicy planowałem już od kilku lat. Zawsze jednak coś stawało na przeszkodzie – a to termin w czasie sesji, a ta brak pieniędzy. W końcu jednak się udało. Dodatkową mobilizacją była co prawda misja związana z Nordconem (zapraszanie gości), jak również dofinansowanie z klubu, ale i tak wybrałbym się na XIV Międzynarodowy Festiwal Fantastyki.
Na konwent udaliśmy się razem z Papierem i dwiema dziewczynami z GKF. Papier wpadł z nimi do Nidzicy na jeden dzień i zabrał nas samochodem. Trzeba trafu, że akurat poprzedniego dnia wieczorem czytałem wyjątkowo ciekawą książkę Tada Williamsa (recenzja w numerze) i tak się wciągnąłem, że skończyłem ją nad ranem; dlatego w podróż ruszyłem co nieco niewyspany, po jednej godzinie snu.
Jak po sznurku trafiliśmy na zamek, przywitaliśmy się z wielką gromadą znajomych i przyjaciół, załatwiliśmy formalności i poszliśmy na spotkanie z Brianem Aldissem. Specjalnie dla niego zrobiłem wyjątek i – chociaż nie zbieram zwykle autografów – specjalnie w celu zdobycia go kupiłem egzemplarz „Cieplarni”. Autor okazał się wyjątkowo sympatycznym, inteligentnym facetem z poczuciem humoru, więc atmosfera natychmiast zrobiła się wesoła i żywiołowa. Gość opowiadał o swojej służbie w RAFie i książkach, a przy okazji okazało się, że jest starym fandomowcem. W kolejce po spotkaniu stanęło kilkadziesiąt osób, a Aldiss cierpliwie z każdym zamieniał kilka słów.
Następnie udałem się do centrum miasta i znalazłem pizzerię. Ponieważ – ze względu na najazd fandomu – czas oczekiwania na posiłek wynosił godzinę, ewakuowałem się do pobliskiego baru, w którym znajdowała się spora brać konwentowa. Przy okazji zauważyłem Kiryła Jeśkowa, który czaił się w kącie.
Reszta dnia upłynęła mi na rozmowach przy piwie (ponieważ brałem antybiotyki, piłem głównie Karmi) i kilku punktach programu. Na chwilę zajrzałem na spotkanie z Marcinem Wolskim, który narzekał na burzę wokół jego koncepcji kabaretonu w Opolu. Wieczorem obejrzałem świetny „Labirynt fauna”, a potem udałem się na przygotowaną na dziedzińcu, wyjątkowo smaczną wyżerkę; do karkówki z grilla przygrywała niezła folkowa Kapela z Orliczką. Następnie autobus zabrał wszystkich do hotelu w Mierkach. Ze względu na zmęczenie nie poszedłem już do knajpy, zdążyłem za to zostać przeszkolony przez współlokatora Pawła w tajnikach rosyjskiej muzyki metalowej (naprawdę świetna). Zabiłem parę ciem i poszedłem spać.
Sobotni dzień konwentowy, już po powrocie na zamek, zacząłem od panelu „Czy Europa idzie pod nóż?”, na którym Lech Jęczmyk i Marek Oramus próbowali przekonać Thomasa Mielkego o strasznym zagrożeniu ze strony groźnych muzułmanów. Gość z Niemiec dzielnie próbował stawiać im opór. Na spotkaniu z Sapkiem nie byłem – i słusznie, bo według relacji znów był wobec uczestników „uprzejmy inaczej”. Potem, razem z Jackiem Komudą i Mają z Jeremiaszem, udaliśmy się do pizzerii na rynku, gdzie przesiedzieliśmy kupę czasu przy dobrym piwie, czekając na bardzo spóźniające się dania. Wracając na konwent, mogłem przyjrzeć się słynnemu pomnikowi Władysława Jagiełły z wielkim penisem, ozdabiającemu schody pod zamkiem (dumie jakiegoś lokalnego pierwszego sekretarza; artysta chciał wyrzeźbić dumnie zgiętą nogę króla, ale trochę mu się omsknęło dłuto).
2007
Informator Gdańskiego Klubu Fantastyki