„Boże Ciało”, film Jana Komasy z 2019 roku, był polskim kandydatem do Oscara w kategorii „Najlepszy film nieanglojęzyczny”. Produkcja ostatecznie nie otrzymała prestiżowej statuetki, ale to wcale nie oznacza, że nie została doceniona przez krytyków. Warto poświęcić około 2 godziny na obejrzenie tego znakomitego filmu (dostępny m.in. na platformie Netflix) – na pewno nie będzie to zmarnowany czas. Kilka argumentów znajdziesz w naszym poradniku.
Jeśli mielibyśmy wskazać tylko jeden powód, dla którego warto obejrzeć „Boże Ciało” Jana Komasy, to z pewnością postawilibyśmy właśnie na brawurową kreację Bartosza Bieleni. Oglądając go na ekranie trudno jest uwierzyć, że była to jedna z jego pierwszy ról w filmowej karierze. Bielenia poradził sobie doskonale i widać, że doczekaliśmy się kolejnego wielkiego talentu na europejską, a może nawet światową miarę.
Nie będziemy oczywiście zdradzać fabuły filmu, ale już po krótkim opisie można się zorientować, że przedstawiona w nim historia jest absolutnie niezwykła. Otóż młody wychowanek zakładu poprawczego dziwnym zbiegiem okoliczności zostaje… księdzem. Udając kapłana wprowadza niezły zamęt w życie małej społeczności, udowadniając jednocześnie, że czynienie dobra nie jest zarezerwowane tylko dla osób nieskazitelnych moralnie.
Oglądając ten film możemy przeżyć swego rodzaju katharsis i otworzyć oczy na nasze narodowe przywary: zazdrość, małomiasteczkowość, wąski horyzont myślowy, zawiść, ściąganie w dół każdego, kto próbuje się wyróżnić, złorzeczenie bliźniemu etc. Nie ma się co na to obrażać – tacy po prostu jesteśmy, a ten film rewelacyjnie demaskuje tę dwulicowość naszego narodu. Z jednej strony katolickiego i romantycznego, z drugiej gotowego do utopienia drugiego człowieka w łyżce wody.
Problemem polskiego kina przez wiele lat było uparte kreowanie pozycji głównego bohatera kosztem innych postaci. W efekcie jest mnóstwo bardzo dobrych filmów, które pamiętamy wyłącznie przez pryzmat jednego aktora. Jan Komasa nie powtórzył tego błędu. Na ekranie doskonale radzą sobie Eliza Rycembel czy Aleksandra Konieczna i to one w dużej mierze decydują o tym, że o tym filmie trudno jest zapomnieć nawet wiele tygodni po seansie.