Gracze to potężna grupa klientów, na której można świetnie zarobić. Producenci gier co roku wypuszczają na rynek dziesiątki tytułów, wśród których znajdują się zarówno prawdziwe perełki, jak i totalne crapy. Te drugie nieco psują opinię branży, ale wcale nie one są tutaj najgorsze. Graczy wkurzają zupełnie inne rzeczy. Jakie? Przeczytaj.
To zmora współczesnych gier komputerowych, która wynika z faktu, że deweloperzy coraz mocniej stawiają na kampanie multiplayer, a przecież nie każdy lubi grać w sieci. Efekt jest taki, że dostajemy gry, które spokojnie można przejść w 8-10 godzin i... później ewentualnie bawić się w rozgrywce sieciowej.
Gracze preferujący single player mają więc słuszne pretensje do deweloperów, że wydając ciężkie pieniądze otrzymują produkt z lekka wybrakowany, zapewniający zbyt krótką zabawę. Gdzie te czasy, gdy gry przechodziło się przez minimum kilka dni?
To już nie jest tylko wyjątek, ale wręcz reguła. Prawie nie ma już gier, które w dniu premiery nie byłyby produktami pełnymi błędów. Pół biedy, jeśli zdarzają się jakieś graficzne lapsusy. Gorzej, gdy gracze np. w ogóle nie mogą uruchomić gry na komputerze, bo port z konsoli został całkowicie zdeptany.
Oczywiście deweloperzy szybko na to reagują i wypuszczają serie poprawek, ale co z tego? Czy nie lepiej jest opóźnić premierę o kilka tygodni i od razu dać nam produkt, który jest w 100% grywalny i skończony?
Zmora współczesnego przemysłu gier. Deweloperzy chcą zarabiać na czym się tylko da, a graczy to strasznie irytuje. Dochodzi wręcz do absurdów, gdy aby osiągnąć wysoki wynik w jakiejś grze, trzeba zapłacić za dodatkowe wyposażenie postaci.
Mistrzostwo w dziedzinie opróżniania portfeli graczy osiągnęło studio Rockstar, które zarabia gigantyczne pieniądze na mikropłatnościach w „GTA V”. I potem się dziwić, że deweloper nie kwapi się z produkcją kolejnej części gry – po co ma to robić, skoro obecna przynosi mu takie profity?
Tutaj nie sposób nie wymienić nazwy jednego studia: Ubisoft. Ta ekipa do znudzenia maltretuje swoją kultową serię „Assasin's Creed”, za każdym razem obiecując graczom przełom, a słowa nie dotrzymując. Gracze się nabierają, bo to jednak silna marka i chce się przetestować jej kolejną część, ale ile można? Podobnie zresztą jest w przypadku serii „Call of Duty” i studia Activision. Nudy panie, nudy!
Wkurzanie graczy uchodzi jednak deweloperom na sucho, bo w tej branży liczą się już tylko wyniki finansowe, a te są świetne. Graczom pozostaje więc zaakceptować nową politykę lub się obrazić i zrezygnować z grania. Rozwiązań pośrednich – póki co – brak.