Bajka o Psychointelektualistyce

Remigisz Szulc
23.07.2022

Tekst ten był znaleziony wraz z oryginalnymi tekstami Agisa - autor nie znany, teksty były podpisane: Potomek Agisa, teksty pochodzą z okresu 1930-1950 i pisane były współczesną greką.

Tłumaczenie z greckiego i uwspółcześnienie tekstu: A .Weiss.

Nr ISBN 978-83-67965-02-6

Tekst pochodzi ze zbioru Bajek (tutaj więcej)

 

 


 

Bajka o Psychointelektualistyce

 

Rozdział pierwszy: Człowiek pierwotny

*

„Człowiek pierwotny po odpowiednim wytresowaniu staje się człowiekiem cywilizowanym.” [1]
 

*
 

Mamy trudność ze zdefiniowaniem własnej osoby z powodu oczywistego błędu w myśleniu. Nie jesteśmy spójną i jednorodną osobowością – ścierają się w nas wielorakie jestestwa. I tak we mnie mieszkają przynajmniej dwa.

Pierwsza, ta stanowczo prostacka, zbudowana na głębokim doświadczeniu oraz rozważaniach idei kosmologicznych ukuła idee, która nią kieruje: należy podejmować niezbędny wysiłek w takim jedynie zakresie, by wynikiem jego zaniechania nie był dyskomfort. Intelektualna przewaga nad innymi ideami była znaczna, nie chodziło bowiem o podnoszenie komfortu, co zmuszałoby do podejmowania dodatkowych działań lecz dogłębną analizę sytuacji i ocenę – w tym przejawiał się dowód na intelekt – czy i jakie działania należy podjąć by nie doświadczyć dyskomfortu.

Druga zaimplementowana osobowość była znacznie bardziej skomplikowana, powstała bowiem w trakcie rozmyślań i studiowania wielu dzieł filozoficznych. Jej idea była niezwykle spójna i intelektualnie dopracowana, tworzyła zręby pod nową niezwykle opiniotwórczą filozofię - i brzmiała: „Walić to wszystko!”. Niestety jej werbalne wyartykułowanie powodowało dyskomfort miedzy tak donośną ideą a jej słowotwórczym brzmieniem. Jednak każdy doświadczony myśliciel zdaje siebie sprawę, iż werbalizowanie nawet niezwykle genialnych myśli jest niezwykle skomplikowane. Dobór odpowiednych form wyrazu, gdy spędza się większość czasu na rozważaniach i wewnętrznym monologu,  a nie na socjalizacji połączonej z powadzeniem dyskusji z jednostkami odrębnymi, jest niezwykle trudny – a czasem wręcz niemożliwy. Zadowolony więc mimo wszystko byłem z efektu jaki udało mi się osiągnąć.

Nie zajmowałem się tym problemem zresztą zbyt długo, gdyż zaprzątały mnie inne kwestie wymagające mojej natychmiastowej interwencji. Otóż obie osobowości zaczęły toczyć spór. Rozpoczęła się nużąca walka, gdy ścierały się we mnie sprzeczne idee, od pseudointelektualnych argumentów, po filozoficzne dyrdymały, przez fale żerowania na uczuciach... - toczył się spór, który zaczął przekształcać się w wojnę. I tak trwała wewnętrzna walka debila z debilem.

W końcu zamontowałem sobie implikatur bezmyślności, aby móc (bez żadnych skutków ubocznych ) prowadzić sam ze sobą dyskusje filozoficzne. To na jakiś czas rozwiązało problem i dało niezbędny czas na nabranie oddechu. W trakcie tego czasu opracowałem nową koncepcję naukową.

Psychointelektualistyka zajmowała się zależnościami nad powstawaniem i wzajemnymi relacjami miedzy wewnętrznymi osobowościami a ich korelacją z intelektem. Jak na razie nie znaleziono związku, jednak rokowania zdawały się być nad wyraz pomyślne. A każdy, kto miał styczność z tą dziedziną doskonale rozumiał, że jest ona na tyle interesująca, iż warto poświecić jej jak największą uwagę.

Pierwsze spostrzeżenia były następujące: w inny sposób funkcjonuje nasz umysł, gdy wyrażamy swą myśl formułując ją w umyśle, przelewając ją na papier czy też słownie ją werbalizując. Każdy z tych trzech przypadków nie tylko wpływał na inną pracę umysłu (co dowiedziono naukowo), ale też w inny sposób go kształtował. Najlepszy efekt edukacyjny i rozwojowy przynosiło formowanie myśli tylko wewnątrz umysłu – po warunkiem, że nie będziemy próbowali wprowadzić pozostałych dwóch form werbalizacji.

Rozumiałem, że aby osiągnąć zakładane cele psychointelektualistyki, musiałem się poświecić rozmyślaniu, rezygnacji z dialogu społecznego, utrzymywania osobowych relacji, gdyż wprowadziły by mnie one na mieliznę intelektualną [A] i ściągnęły na jej dno. Takie relacje i niewinne dialogi, w sposób początkowo niezauważalny, zmieniłyby mnie z człowieka pierwotnego w człowieka cywilizowanego.

Oczywiście samo zaniechanie tych relacji było niewystarczające, koniecznie okazało się też odrzucenie wszelkich ustalonych odgórnie normatywnych zachowań w kontekście wszelkiej narzucanej edukacji. Zaobserwowałem też dodatkowe niepokojące zjawisko, że nawet przy samodzielnym doborze środków edukacyjnych – dalej trwa próba narzucenia nam sposobu myślenia i kształtowania nas w określoną i ukierunkowaną masę intelektualną odpowiadającą jednostce, która sformułowała swoją wiedzę. Te natarczywe działania miało nas przekształcić w człowiek cywilizowanego. Nie dałem się co prawda oszukać, ale nadal nie wiem czy ludzie są podli, czy są zwyczajnie głupi.
 

Rozdział drugi: Kontekst.

Spojrzałem z obrzydzeniem na dopiero co wyartykułowane piórem słowa, wzdrygnąłem się i poczułem mdłości. Odsunąłem kartkę nerwowym ruchem, spłynęła spokojnie na ziemię. Odetchnąłem i zacząłem się zastanawiać jak do tego doszło.

Gardziłem wszelkimi formami sztuki, a choć w tej pogardzie prym wiodło malarstwo, rzeźbiarstwo – to jednak też wszelkie przejawy pisarstwa budziły mój głęboki niesmak.

Choćby rozważając tylko malarstwo, nie chodziło o samą formę, efekt końcowy – lecz przydawanie tej formy doniosłości, mnogich i bezsensownych interpretacji, które w swym wymiarze mogły się odnosić równie dobrze do wszystkiego innego. I tak chłopina kreślący coś tam farbkami po płótnie – z lepszym efektem lub gorszym, po prostu wyrobnik dobrze władający narzędziami,  stawał się bóstwem w ciasnych umysłach jego licznej rzeszy interpretatorów lub zwyczajnych oglądaczy.

Sami artyści zaś byli mi szczególnie wstrętni, upośledzeni, tworzący często absurdy, które w zestawieniu z rzeczywistością – swą innością, w wątłych psychicznie umysłach, wywoływały uniesienia a czasem wręcz amok. Podatność ta była dla mnie również niezrozumiała, ale pogodziłem się z nią – jak z dżumą Tukidydesa.

Artysta to po prostu człowiek najczęściej psychicznie chory lub bezgranicznie nieszczęśliwy albo też bezgranicznie szczęśliwy, lub najohydniejsze przypadki – wszystko na raz, budził w każdym razie mój głęboki niepokój. Był ucieleśnieniem całej ludzkiej niemożności. Działania artystów miały tak samo mało sensu jak arcydzieła natury, powstające w skutek starannie zaplanowanych odziaływań rządzących przyrodą, równocześnie w swym skomplikowanym mechanizmie poddane woli przypadku.

Pewnie doszedłeś już do wniosku, że dużo czytam. To prawda. Dużo czytam i to mi mocno szkodzi. Podobać mi się zaczęły  słowa, eleganckie, pięknie wymodelowane zdania - odkrywające jak myśl, a jednocześnie nic kompletnie nie wnoszące. Były jak narkotyk porywały mnie, otumaniały i czyniły bezwolnym narzędziem. Byłbym je bez obrzydzenia tolerował, gdyby nie tkwiąca jak strzała w ranie, ciągle pulsująca wewnątrz mej głowy myśl – głupcy tworzący i gromadzącymi miliony słów w olbrzymie biblioteki, monumentalne pomniki ich bezradności.

Jednak byli też słowotwrócy, którzy byli gnani inną motywacją niż ci pozostali. Coś rozsadzało ich myśl, ciągle dręczeni niepokojem, pokonani bólem. Tym ostatnim wybaczyłem – sam piszę po to, by przestał mnie dręczyć ten uporczywy, pulsujący ból głowy.


*
 

Wszyscy w mich pismach jednak domagali się koniecznie kontekstu, historii. Już ja wam dam taką historię, że wam w pięty pójdzie! Dreszcz niesmaku przeszył moje ciało niemiło usztywniając w złości szczękę, aż do granicy bólu. Zżymałem się, bowiem okazało się, iż prymitywizm w odbiorze choćby najprostszych myśli był u wszystkich jednakowy – taki sam u mnie jak i u innych. Nie można podać samej esencji, bo umysł sobie z nią nie poradzi, trzeba opowiedzieć historię, stworzyć kontekst.

Mówiąc szczerze chętnie bym podzielił się bajkową krainą drzemiącą w umyśle – ale takiej nie mam. Równie interesujący zapewne, dla czytelnika okazał by się mrok, cienista dolina, ale również takiej nie posiadam. Mógłbym jeszcze udawać i coś wymyślić, jednak tutaj każda komórka mojego ciała stawia absurdalny opór. Kolejna cegła do pomnika biblioteki… Nie ma zamiaru do tego ręki przykładać. Znalazłem rozwiązanie: sięgnę do pamięci, do kłamliwej matki własnej historii i wyobrażeń o samym sobie.
 

Rozdział trzeci: Bunt

[ materiały uszkodzone, nie da się odtworzyć ]

Jak większość z nas, na tym etapie zostajemy przytłoczeni przez ścieżkę intensywnej edukacji. Edukacja … to pierwszy arcyironiczny  przejaw nieświadomej ludzkiej niekompetencji. Nakazują nam przyjmować wszystkie przedstawiane fakty jako bezsprzeczną prawdę, bez ich weryfikacji i analizy. Jest to ironią ponieważ, tak samo postępują systemy religijne tak przez nich pogardzane. Jest to ironią, bo po kilku dekadach okazuje się, że przedstawione prawdy są wobec dzisiejszych ich interpretacji kompletną bzdurą. Ale oni nie czują się aby obligowało ich to do zmiany w tym systemie powolnej indoktrynacji. Identycznie jak systemy religijne kompensują sobie własne interpretacje, argumentem sprowadzonym do wyznania wiary [B]: rozwiniemy się na tyle, zbadamy na tyle, że na pewno w przyszłości znajdziemy odpowiedzi lub i rozwiązanie.

Usprawiedliwiają swój system na wiele sposobów: nie można podważać podstaw wiedzy i już odkrytych i zinterpretowanych zjawisk, ponieważ nie moglibyśmy się posuwać do przodu, rozwijać się budować nowej wiedzy. Ale ja się pytam: czy na pewno musimy posuwać się do przodu? Czym jest ten iluzoryczny rozwój dla jednostki, której trwanie ma określoną granicę? Jaką wartość wnosi? Czy to po prostu kula, którą ktoś pchnął z wielkiej góry i się zwyczajnie toczy? A jeśli tak, to dlaczego osądzasz mnie i dziwisz się, iż nie chcę bezmyślnie tak samo się toczyć?

Mój bunt i argumentacja nie były przejawem własnych odkryć lecz skomplikowanego i niezwykłego procesu indywidualnej edukacji jaką przeszedłem. Wszystko rozpoczęło się 160 dnia od narodzin mego bytu. Zostałem przypadkiem zaproszony na wyprawę do Aten, która miała się odbyć za poł roku. Czas oczekiwania na wyjazd poświęciłem na studiowaniu

[ materiały uszkodzone, nie da się odtworzyć ]

*

Wyruszyliśmy zgodnie z ustalonym terminem. Kompletnie nie rozumiem chęci podróżowania i nie dostrzegam żadnej z jej zalet, ale zainteresował mnie cel wyprawy. Na jednej z wysp greckich dokonano niezwykłego odkrycia nieznanej szkoły filozoficznej.

materiały uszkodzone, nie da się odtworzyć ]
 

Rozdział czwarty: Pamięć powinna przybyć dziś, przygotuj się, mogę mieć kilka pytań.

Wędrując po świątyni starożytnych filozofów, miedzy szarymi kolumnami dostrzegłem drzwi okute srebrem, jakby na przekór przepychowi, który mnie otaczał. Były potwarzą dla doniosłości świątyni dlatego wzbudzały ciekawość – a chcąc ją świadomie zaspokoić powędrowałem ku nim. Nie zaskrzypiały, lecz wzniósł się jakby szelest, niezwykle drażniący dla ucha. Stanąłem wewnątrz komnaty nieznanego filozofa, pełnej poprzewracanych półek i rozrzuconych książek, klejący kurz zalegał niemal wszędzie. Wyjątkiem była kamienna tablica, z nieproporcjonalnymi bokami, na której ktoś nakreślił w dialekcie attyckim czerwoną farbą słowa:

„Rodzą się, obszernie edukują,
zakładają rodziny, oglądają widowiska,
piszą książki, tworzą filozofię,
wymyślają rozrywkę, pracują.
Pęknę ze  śmiechu jak zrozumiem.”

Atanteus uczeń Agisa, Pamiętniki


Na tablicy przy słowie „Pamiętniki”, było dziwnie regularne pękniecie, a pod nim ledwo widoczny odcisk dłoni. Przyłożyłem swoją dłoń do odcisku, była trochę mniejsza, przycisnąłem mocniej chcąc poczuć strukturę kamienia. Kawałek płyty odskoczył jakby na sprężynie ukazując dość spory otwór. Spojrzałem w otwór, ale był zbyt ciemno bo cokolwiek tam ujrzeć, włożyłem dłoń i poczułem pod dłonią jakieś owalne kształtu, wyciągnąłem jeden. To był papirus trzcinowy zwinięty w rolkę o długości ok 10 metrów, zapisany dwustronnie. W skrytce było co najmniej 30 takich papirusów.

Były to pamiętniki Atanteusa, trudno dokładnie orzec intencje samej formy pamiętnika, gdyż imię Atanteusa oznacza „ten kto wskazuje drogę”. Być może było to wiec raczej forma lekcji, przekazywania wiedzy uczniom niż pamiętnik.

Początek papirusu był nieczytelny, ale po kliku zdaniach można było już rozpoznać słowa:

„Nie wiem gdzie usłyszałem tę historię. To moje przekleństwo, zawodzi mnie pamięć, która tak wiele jednocześnie pamięta. Nie jestem w stanie odróżnić własnych myśli od cudzych. Ilość pochłoniętych słów mogła już dawno wypłukać mój umysł z własnych koncepcji i wtłoczyć tam obce pomysły. Jak je rozpoznać ? Jak oddzielić? Czy myśl, którą teraz analizuję jest moja, czy została skopiowana, powtórzona? Czy nowa myśl przybywa z nicości, czy jest stawiana na fundamencie innych? Czy to umniejsza jej wartość czy zwiększa?

To nie koniec problemów z pamięcią, tworzy ona potężne dylematy. Jako składowisko przemyśleń i uznanych faktów budzi frustrację, gdy do niej sięgniemy tuż po czynie wysoce nagannym  - przeczącym naszemu intelektowi lub zgromadzonej wiedzy.

materiały uszkodzone, nie da się odtworzyć ]

[ materiały uszkodzone, nie da się odtworzyć ]

 w zasadzie jeden z nich: powołać odrębny byt do istnienia?. Jak można, wobec poznanych faktów, powoływać kolejne życie do istnienia? Stawiać go wobec mrocznych wyborów i własnych oczekiwań. Jak można być bez serca i bez litości – jak można okazać taką bezmyślność? Pomijając aspekty fizyczności, stawiamy je przed znacznie gorszymi konsekwencjami, przed którym stoi każdy świadomy byt. Nawet rozważając to w niezwykle podstawowych ramach: jeśli zostanie uformowany bez idei nadrzędnego niezależnego od istniejącej natury bytu[2] , stanie wobec niekończącego się lęku przed unicestwieniem, końcem świadomości. Gdy stanie się osobą uznająca nadrzędny byt[3], staje ciągle do przegranej walki między własną biologią – w całym swym kreowaniu zarówno fizyczności jak i psyche formowanym przez tysiące drobnych lub większych przypadkowych zdarzeń, na które pozostaje bez wpływu - a wymaganiami siły w którą wierzy. 

Nie ma bardziej okrutnego działania niż powołanie do życia nowego bytu. Jak wytłumaczyć to okrucieństwo? Zapomnieć, czy udawać, że nie pamiętam? Bezwiednie wymazać z pamięci te podstawowe prawdy? Czy zmierzyć się z nimi wystawiając naprzeciw nim własne pragnienie? Zwycięstwo jednej z tych idei nad drugą określi jakim jesteś człowiekiem.”

*

Wracając po latach do tych słów Atanteusa, zdawałem sobie sprawę, iż moja pamięć nie jest w tym względzie, żadnym fenomenem choć psychoinetelektualistyka pozwala mi lepiej obserwować to zjawisko. Niestety moje obserwacje nie są pocieszające okazało się, że każda z naszych własnych jaźni korzysta  zasobów pamięci w sposób nie tylko wybiórczy ale i subiektywny, interpretując i dostosowując informacje do własnej ideologii. Wiążę całą tę problematykę z pamięcią i jej manipulowaniem (świadomym lub nie) - gdyż nie zniósłbym faktu, że zjawiska tu opisane można położyć na karb zwykłej ludzkiej głupoty.

 

*

 

[ materiały uszkodzone, nie da się odtworzyć ]

„Przybył dziś do świątyni nowy prozelita, Sokrates. Było w nim coś nieznośnego, nużącego – może bezwzględny sposób formułowania własnych teorii. Jednak jak każdy filozof, popełnia te same błędy nie potrafiąc przyporządkować miłości własnej do własnych idei -  do bezwzględnego punktu wyjścia. Nie rozumiał jeszcze, że

 
[ materiały uszkodzone, nie da się odtworzyć ]

 

Rozdział piąty i jednocześnie poradnik jak nie zostać głupcem:
Długofalowa perspektywa

Kontynuując moja historię - kolejnego dnia, przystąpiłem do kontynuowania czytania „Pamiętników” Atanteusa ucznia Agisa.

*

Atanteus uczeń Agisa, Pamiętniki:

Nie można zmarnować życia. Musisz to zrozumieć. Pomogę Ci w tym jak tylko będę mógł. Przedstawię argumenty i przykłady. Proszę pamiętaj, że starałem się jak tylko mogłem.

Wyobraź sobie skutki, motywacje, próby podejmowanych przez siebie działań w perspektywie 20 lat. I jak? W porządku, teraz w perspektywie 50 lat. I jak? Nadal w porządku? To teraz w perspektywie 200 lat. Przyjmij perspektywę tych 200 lat koniecznie teraz, bo za 200 lat nie będziesz mógł ocenić jak wielkim byłeś głupcem.

Tak. Właściwa perspektywa. Nikt rozsądny nie podejmie działań w kontekście długofalowej perspektywy. Dla podejmującego działanie taka perspektywa nie istnieje. Wobec faktu przemijania, nie istnieje żadna logiczna perspektywa, według której można uznać, że zmarnowałeś swoje życie lub dobrze je przeżyłeś.

Mam tendencje do formułowania bolesnych idei, jednak nauczyłem się, że nawet najlepiej sformułowane koncepcje, choćby otoczone fortecą logicznych argumentów, najeżone działami pełnymi silnych słów, skierowanymi w moich adwersarzy  - nie muszą być bezwzględną prawdą. Żadne słowa nimi prawdopodobnie nie są. Słowa można wymodelować, nadać im dowolny kształt – można nimi zaklinać rzeczywistość. Dlatego bardzo istotne jest byś nauczył się widzieć to co jest ponad słowami. Dzięki tej umiejętności znajdziesz motywację do kontynuowania tego co aktualnie robisz – cokolwiek by to było. Tego nauczył mnie Agis.

[ materiały uszkodzone, nie da się odtworzyć ]


Rozdział szósty: Nieskończona ilość przypadków

Atanteus uczeń Agisa, Pamiętniki:

„Sokrates balansował niezgrabnie między filozofią a pogardzaną przez nas poezją. Nie robił tego świadomie, być może w ten sposób próbować dotknąć tego, co chciał zrozumieć – wyrazić jakoś myśl, jeszcze niedokończoną pozostającą w cieniu i natychmiast niknącą, gdy tylko próbował się do niej zbliżyć.

[ materiały uszkodzone, nie da się odtworzyć ]

Jesteśmy skorupą przychodzącą na ten świat bez woli, umiejętności i pragnień – zdominowaną przez biologiczne imperatywy. Umysł zrodzony z pustki i nienapełniony żadną wiedzą. Kształtowani przez informacje docierające do zmysłów, bezwolni i nieświadomi zmian jakie w nas zachodzą. Formowani jak skała [C] przez deszcze i burze, przez potoki i uderzenia fal – jak popadnie – rzeźbieni przez zdarzenia na które nie mamy wpływu. I tak ukształtowani stajemy się monumentalną rzeźbą z kamienia [D]- z prawdziwą niemożnością zmiany własnej kompozycji.

Bywa, że czasem pojawia się rzeźbiomistrz, co pełną gracji dłonią i żelazną wolą poddaje nas niemożliwym wyobraźni zmianom, wykuwa nowe idee, nadaje zwiewnej formy – pozwala trwać bez złości i strachu. Przekształceni, znów smakujemy wolności, domagamy się jej, czujemy ten pęd, który gna nas w jasne światło. I znów stajemy się dziełem obcej woli.

Nie porzucaj jednak nadziei. Pradawne legendy mówią o herosach, których posągi powstały ukształtowane na równi z wolą bezrozumnych wichrów jak i mocą ich własnego ducha [E]. Niewyobrażalną pracą i morderczym wysiłkiem wyrąbali skazy, spaczyli swe bryły i nadali sens nierozumnym zjawiskom. Tak odkształceni, sięgnęli do zdrojów pierwotnej wiedzy, uzyskali mądrość.
Jak jednak prawdziwe są te legendy? Wierzę w nie. Sam widziałem starożytne rzeźby herosów, popękane, zmiażdżone, starte na proch.”

[ materiały uszkodzone, nie da się odtworzyć ]

 

Rozdział siódmy: Pochwała nauki.

[ materiały uszkodzone, nie da się odtworzyć ]

Od zawsze w ludzkich umysłach panuje chorobliwie absurdalne przekonanie, że opisując w jakiś zorganizowany sposób naszą rzeczywistość - zdołamy nad nią zapanować, okiełznamy ją i wreszcie pojmiemy jej sens. I opisujemy, i rozumiemy coraz więcej i więcej - jednak ani na krok nie przybliżyło nas to do odpowiedzi o sens tego wszystkiego. Mimo tej porażki nasza choroba się pogłębia, dając pożywkę ku powstaniu nowej religii.

Na nic też się nie zdałoby gdybym zebrał wszystkie jej chybione teorie i stworzył monumentalną bibliotekę. Jej wyznawcy cechowali się mniejszym intelektem niż jej kapłani, którzy do perfekcji opanowali usprawiedliwienie własnych błędów. Dogmaty były dziecinnie intrygujące, a co najważniejsze zastrzeżone tylko dla świata nauki. Twierdzili: my możemy się mylić, ale ktokolwiek inny się myli jest zwyczajnym głupcem.

I miała owa religia swoich wiernych wyznawców.

Jednak nie to wszystko było najistotniejsze, jak już wiemy psychointelektualistyka bezopornie dowiodła, że w kontekście bytów krótkotrwałych podejmowane działania są kompletną bzdurą. Rzekome, aczkolwiek chorobliwie argumenty o szerszym kontekście, którą miałby być ludzkość (lub dowolne inne), w żaden sposób nie zmieniały absurdalności tych argumentów wobec powyższego faktu.

Jednak nasze kolejne dokonanie, umiejętność wypowiadania się w kwestiach o których mamy niewielkie pojęcie zostało skutecznie wdrożone we wszystkie sfery życia człowieka cywilizowanego. Z tego powodu nie wyjść na głupca było niezwykle łatwo, trochę żargonu branżowego, obcych idei ubranych w nasze eleganckie słowa by ukryć własną bezmyślność.

[ materiały uszkodzone, nie da się odtworzyć ]


Mój przyjaciel był człowiekiem wszechstronnie wykształconym oraz wyspecjalizowanym w jednej dziedzinie, zatem słusznie mógł uważać, iż w dziedzinach o których nie miał bladego pojęcia – również mógł uchodzić za eksperta. Wypowiadając się w sprawach mu obcych, intuicyjnie korzystał z tyranii autorytetu, nie absorbując zupełnie swojego umysłu takimi drobiazgami jak obiektywna prawda. Taki sposób funkcjonowania pozwalał mu unikać bardzo wielu przykrych konsekwencji związanych z bolesnym i nagłym uświadomieniem sobie własnych ułomności. Na szczęście nigdy go to nie spotkało – więc mógł śmiało sobie pogratulować.

Kompletnie również wypierał myśl, iż jego intelekt czy też wygląd fizyczny jest sumą nieskończonej ilości przypadków, zbiegów okoliczności i egzystencjalnego perpetuum mobile. Nie było dla mnie zrozumiałe dlaczego przypisywał sobie w tych dziecinach jakiekolwiek zasługi, kładłem to na karb zupełnej nieznajomości psychointelektulistyki, aczkolwiek wydawało mi się, że tak oczywiste fakty powinien wydedukować nawet wielce przeciętny umysł.


[ materiały uszkodzone, nie da się odtworzyć ]

*

[ materiały uszkodzone, nie da się odtworzyć ]

Atanteus uczeń Agisa, Pamiętniki:

Kurczowo się trzymam własnych myśli, one mi tylko pozostały

W tym co śniło mi się, co śnic się będzie i co mi się przyśni

Zmysły zawiodły, bo wytrwać nie mogły i pragnienia ustały

Świat stał się zjawą, dziwnym zdarzeniem, gwiazdą umarłą, która jeszcze lśni

 

materiały uszkodzone, nie da się odtworzyć ]

 


 

Tekst pochodzi ze zbioru Bajek (tutaj więcej)

 



[A] gr. fronimos, co można też tłumaczyć na: zdrowy rozsądek, roztorponość

[B] gr. pístis, co można też tłumaczyć na: zaufanie, pewność

[C] gr. pétra - masyw skalny, skała

[D] gr. pétros -  fragment skały

[E] gr. pneúma - ma wiele znaczeń, tutaj z kontektu wynika, że chodzi o siłę powodującą, że człowiek postepuje w okreslony sposób - siły, której motorem jest symbilicznie serce (uczucia)

 

[1] „Bajki filozoficzne” t2, Senekiasz, tłumaczenie z greckiego własne

[2] Można również oddać to bardziej współcześnie. Zamiast: „ jeśli zostanie uformowany bez idei nadrzędnego niezależnego od istniejącej natury” można przetłumaczyć: „jeśli zostanie uformowany jako ateista”.

[3] Inne tłumaczenie: „Gdy stanie się osobą wierzącą”

 

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie