Fantastyka książki - Obłęd rotmistrza von Egern, Szczepan Twardoch

Krzysztof Jagielski
06.09.2015

Hipnotyzujące zmagania

Kiedy teraz o tym myślę, dochodzę do wniosku, że opublikowane kilka lat temu w miesięczniku “Science Fiction” opowiadanie Szczepana Twardocha “Obłęd rotmistrza von Egern” trafiło tam chyba przez przypadek. Tak bardzo odstawało jakością (in plus oczywiście) od przeciętnych, a często niedorobionych tekstów innych autorów. Nic dziwnego, że wydane w krótkim debiutanckim zbiorku z trzema innymi tekstami, znalazło się koniec końców na stołach w księgarni z tanią książką, gdzie na nie trafiłem ponownie. W końcu przeciętny czytelnik szuka lżejszej rozrywki. Na całe szczęście dla mnie.

U Twardocha próżno szukać dynamicznej akcji, autor opiera bowiem swoje opowiadania przede wszystkim na pytaniach o konsekwencje ludzkich wyborów – a te są dla jego bohaterów zawsze niełatwe. Akcja schodzi na drugi plan, jest niemalże nieistotna, powolna, a prawie zawsze pełni funkcję pomocniczą w stosunku do charakterystyki postaci. W pewien sposób określa bohaterów, zresztą zazwyczaj prowadzi ich ku wyborom dalekim od literackich wzorców z cukierkowatej amerykańskiej popkultury. Tutaj bohaterowie przede wszystkim przegrywają, zawodzą  w konfrontacji z własnymi słabościami wewnętrznymi, a przez to końcowy efekt był dla mnie tym bardziej satysfakcjonujący. Może za wyjątkim ostatniego opowiadania, “Cud domu brandenburskiego”, przez swoje nieprzystające do reszty, nieudane, bo takie “poprawne” zakończenie, cały tomik sprawia wrażenie, jakby był napisany przez doświadczonego pisarza, a nie osobę’ dla której był to debiut książkowy. W zasadzie nawet “Cud domu brandenburskiego” daje dowody solidnego warsztatu, a nie-podobające mi się zakończenie mógłbym uznać za drobne potknięcie, skutecznie rekompensowane świetnym warsztatem.

Tak więc z jednej strony, przez swój brak dynamizmu akcji, “Obłęd rotmistrza von Egern” mógłby być męczący, ale jednak treść opowiadań była na swój sposób hipnotyzująca, przez co nie mogłem się od lektury oderwać i całość pochłonąłem w jeden wieczór. Twardoch umiejętnie buduje nastrój, trochę mroczny, trochę senny, można by rzecz, że ciężkawy, gdyby nie to, że wszystko jakoś perfekcyjnie angażuje uwagę. Doskonale posługuje się językiem i wciąga czytelnika w grę swoimi bohaterami.

Cichym bohaterem tekstów jest historia i dynamika jej procesów, a zwłaszcza wysuwająca się na pierwszy plan rewolucja. Z opisów wynika, że wydany niedawno “Sternberg” tego autora, osadzony w tej samej rzeczywistości, co trzy z czterech opowiadań, traktuje przede wszystkim właśnie o niej. Jeśli co najmniej zachowuje poziom opowiadań Twardocha, to jest na wysokim miejscu mojej listy zakupów. A sam “Obłęd…” warto nabyć, w końcu nawet jeśli komuś się nie spodoba, to 10 zł nie zaboli zbyt wiele.

Maciej Majewski
[tytuł od redakcji] 
www.maciejmajewski.pl

Informator Gdańskiego Klubu Fantastyki

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie