Główny Urząd Statystyczny podał odczyt przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw niefinansowych. W lipcu tzw. średnia krajowa wyniosła 6778,63 zł brutto, co oznacza aż 15,8-procentowy wzrost rok do roku. W rzeczywistości te dane nie mogą nas napawać optymizmem. Dlaczego?
Inflacja „zjada” wzrost wynagrodzeń
Co prawda tempo wzrostu przeciętnej płacy w Polsce w lipcu wyprzedziło wskaźnik inflacji, ale o zaledwie 0,2 proc. W praktyce oznacza to więc, że choć powinniśmy zarabiać znacznie więcej niż przed rokiem, to realna wartość podwyżek jest nieodczuwalna – wszystko przez drastyczny wzrost cen podstawowych produktów, paliw czy surowców energetycznych.
GUS podkreśla jednak, że 15,8-procentowy wzrost wynagrodzeń jest rekordowy w historii odczytów prowadzonych od 2005 roku. Zaskoczeni są również ekonomiści, którzy spodziewali się „tylko” 13,2-procentowego wskaźnika podwyżek.
Nie jest jasne, co spowodowało taki wystrzał przeciętnej pensji. Po części może to być efekt zmiany ordynacji podatkowej, która weszła w życie właśnie od 1 lipca – część pracodawców mogła zwlekać z wypłatą premii i nagród do lipca, aby dzięki temu w kieszeniach pracowników zostało więcej pieniędzy (obniżka PIT do 12%).
Trzeba natomiast podkreślić, że dane GUS mają się średnio do sytuacji w realnej gospodarce. Przeciętne wynagrodzenie jest wyliczane wyłącznie dla przedsiębiorstw niefinansowych zatrudniających powyżej 9 pracowników i nie uwzględnia np. płac w mikrofirmach.
Z bardziej miarodajnych badań dotyczących mediany wynagrodzeń wynika, że aż 2/3 pracujących w Polsce zarabia mniej niż wynosi tzw. średnia krajowa.